POWTÓRZONA-55-procentowy poziom długu może sparaliżować finanse

opublikowano: 2003-09-26 07:25

POWTÓRZONA-55-procentowy poziom długu może sparaliżować finanse Wojciech Moskwa WARSZAWA (Reuters) - Ministerstwo Finansów przyznało w czwartek, że Polska będzie
bliska przekroczenia w 2004 roku progu ostrożnościowego, który wymuszałby dramatyczne
cięcia budżetowe i pozostawiał znacznie węższy margines błędu, niż zakładał rynek. W zaprezentowanej w tym tygodniu średniookresowej strategii finansów publicznych
minister finansów, Andrzej Raczko założył, że dług publiczny nie przekroczy poziomu 60
procent PKB, powyżej którego konstytucja nakazuje automatycznie zrównoważyć budżet. Jednak bliższe spojrzenie na ustawę o finansach publicznych pokazuje, że istnieje
mniej znany próg ostrożnościowy na poziomie 55 procent i jego przekroczenie w przyszłym
roku może pociągnąć za sobą nie mniej groźne konsekwencje. Raczko planuje, że w przyszłym roku dług publiczny osiągnie poziom 54,8 procent PKB,
czyli znajdzie się niebezpiecznie blisko tej granicy. "Jeżeli w 2004 roku minimalnie przekroczymy poziom 55 procent, to w dwa lata później
finanse publiczne praktycznie ulegną paraliżowi" - powiedział Reuterowi wysoki
przedstawiciel Ministerstwa Finansów. Według analityków, dług publiczny prawdopodobnie przekroczy w 2004 roku 55 procent,
chyba że rząd zdecyduje się na ograniczenie wydatków, przyspieszenie prywatyzacji lub
też złoty umocni się do euro, zmniejszając wartość polskiego długu zagranicznego. Plan Raczki zakłada przekroczenie poziomu 55 procent w 2005 roku, tak by wydatki
można było zamrozić na odpowiednio wysokim poziomie. Jeśli jednak stanie się to rok
wcześniej, to plany wydatków trzeba będzie radykalnie ograniczyć. Ratunek dla rządu mogą stanowić planowane zmiany w ustawie o finansach publicznych.
Zakładają one, że transferów do funduszy emerytalnych nie wliczałoby się do zadłużenia,
co dałoby obecnemu gabinetowi większe pole manewru. Dług publiczny w 2003 roku ma wynieść
52 procent PKB. Według analityków nie wiadomo jednak, czy te zmiany przyjmie Unia Europejska. Polska
stanie się członkiem UE w maju 2004 roku i nie może przyjmować rozwiązań sprzecznych z
prawodawstwem unijnym. "Polska już stoi na krawędzi i wieje duży wiatr. Możemy albo zatrzymać się na niej,
albo spaść w przepaść" - powiedział Krzysztof Rybiński, główny ekonomista banku BPH-PBK. WĘŻSZY MARGINES BŁĘDU Ustawa o finansach publicznych mówi, że kiedy dług sektora publicznego przekroczy 55
procent, deficyt w następnym budżecie przyjętym przez rząd musi gwarantować, że dług
skarbu państwa nie wzrośnie. Jeżeli próg 55 procent zostanie w przyszłym roku przekroczony, to z powodu opóźnienia
w obliczaniu PKB, ograniczenia budżetowe dotyczyłyby dopiero roku 2006. Poziom długu
skarbu państwa, czyli nie licząc zadłużenia samorządów, agencji i funduszy rządowych, w
2006 musiałby być więc mniejszy niż w 2004. Zgodnie ze średniookresową strategią finansów publicznych, dług publiczny w 2004 roku
ma wzrosnąć do 54,8 procent PKB, 59,3 procent w 2005, a następnie utrzymywać się tuż
poniżej poziomu 60 procent. Przekroczenie poziomu 60 procent oznaczałoby konieczność
automatycznego zbilansowania budżetu. "Różnica jednego punktu procentowego w kursie złotego do euro może przesądzić, czy
poziom 55 procent zostanie przekroczony w 2004 roku, co miałoby fatalne konsekwencje" -
powiedział wysoki przedstawiciel Ministerstwa Finansów, dodając, że przy obliczaniu
zadłużenia na 2004 roku przyjęto kurs 4,24 złotego za euro. Obecnie kurs euro oscyluje wokół 4,50 złotego. Ponad połowa polskiego zadłużenia
zagranicznego, które na koniec lipca wynosiło 118 miliardów złotych, jest denominowana w
euro. Według analityków, ponieważ do obliczania wartości polskiego długu w przyszłym roku
zostanie użyty kurs złotego z 31 grudnia 2004, politycy mogą celowo opóźniać prywatyzację
prywatyzację, by pod koniec przyszłego roku zapewnić napływ kapitału, który we właściwym
momencie wzmocniłby polską walutę. "Raczko zrobi wszystko co w jego mocy, by nie dopuścić do przekroczenia poziomu 55
procent, ponieważ oznaczałoby to polityczną katastrofę dla lewicy w wyborach 2005 roku
oraz niechybne opóźnienie w przyjęciu euro" - powiedział analityk jednego z polskich
banków. "Politycy mają wybór - albo podwoją wpływy z prywatyzacji (co oznaczałoby
zmniejszenie zadłużenia poprzez wzrost przychodów), albo zaczną majstrować przy ustawie o
finansach publicznych, co jednak grozi radykalną reakcją rynku" - powiedział Rybiński. ((Autor: Wojciech Moskwa; tłumaczył: Tomasz Krzyżanowski; Reuters Messaging:
[email protected]; Reuters Serwis Polski, tel +48 22 653 9700,
[email protected]))