Przed decyzjami banków centralnych

Piotr KuczyńskiPiotr Kuczyński
opublikowano: 2008-06-17 13:29

W środę zarówno Komitet Otwartego Rynku (FOMC) w USA jak i Rada Polityki Pieniężnej w Polsce podejmą decyzję odnośnie poziomu stóp procentowych. W przypadku FOMC decyzja oczywista nie jest (stopy mogą wzrosnąć). Jeśli chodzi o RPP to oczywiste jest, że wzrosną. Nie jest jednak wcale oczywiste, czy FOMC (w mediach mówi się o Fed, ale decyzję podejmuje Komitet) słusznie zrobił gwałtownie obniżając stopy (obecnie 2 procent - inflacja 4,2 procent), a RPP czy słusznie je tak szybko podnosi (stopy wzrosną do 6 procent - inflacja 4,4 procent). Przyznaję, że na to, minowe, pole wchodzę z pewnym drżeniem serca, bo będzie mnie na nim zapewne łatwo upolować. Jestem jednak ciekaw komentarzy i opinii i dlatego postanowiłem wsadzić kij w to mrowisko.

Prognozowanie środowej decyzji FOMC nie jest łatwe, bo członkowie Fed najwyraźniej się podzielili i co prawda wszyscy boją się inflacji, ale nie wszyscy chcą podnosić stopy już w tym roku. Uważam, że bezsensowne byłoby podnoszenie stóp już teraz skoro niedawno się je gwałtownie obniżało, ale co postanowi Fed tego nikt nie wie. Chyba najbardziej prawdopodobne jest to, że stopy pozostaną bez mian, a język komunikatu zmieni się na bardziej jastrzębi. Podstawowe pytanie jest jednak takie: czy gwałtowne obniżki stóp spełniły zadanie, które miały wypełnić?

Z całą pewnością nie, jeśli spojrzy się na rynek kredytowy od strony ceny kredytu. W USA dla średniej ceny kredytu historycznie odnośnikiem (benchmark) jest rentowność dziesięcioletnich obligacji. W czasach przedkryzysowych różnica między tą średnią i rentownością wynosiła 1,75 pkt. proc. W czasach kryzysu przekroczyła 2,8 pkt. proc. Rentowność obligacji rzeczywiście do marca spadała i sięgnęła poziomu 3,3 procent. Jednak od tego czasu rośnie i doszła do 4,3 procent, czyli do poziomu zbliżonego do tego z września 2007, kiedy to Fed zaczął ciąć stopy. Jeśli spojrzy się na średnią cenę kredytu (ze stałą stopą - ciągle najczęściej stosowany w USA kredyt hipoteczny) to widać, że oprocentowanie zmieniło się nieznacznie. Od września 2007 spadło o 0,2 pkt. proc., czyli tyle, co nic.

Jak widać kredytobiorcom Fed nie pomógł. Pomógł jednak sektorowi finansowemu, bo zwiększył płynność na rynku międzybankowym i dał bankom (i innym instytucjom) możliwość dostępu do bardzo taniej gotówki. Zmniejszył napięcia i to jest plus, ale zalewając rynki tanią gotówką wyzwolił kapitał szukający ujścia i zysku, który znalazł na rynku surowców i towarów rolnych. Wynika z tego, że skutki decyzji Fed były niejednoznaczne, a ich skuteczność bardzo wątpliwa. Teraz bankowcy zaczynają się już niepokoić, bo zapowiadany spadek inflacji nie materializuje się. W roku wyboru prezydenta Fed zazwyczaj nie zmienia polityki monetarnej (ale jedna podwyżka jest możliwa), więc FOMC stoi przed sporym dylematem.

Spójrzmy teraz na nasze podwórko. Rada Polityki Pieniężnej z pewnością podniesie stopy do 6 procent, bo wszystkie wypowiedzi sygnalizowały, że tak się właśnie stanie. Nie znaczy to jednak, że taka decyzja będzie słuszna. Czytałem ostatnio wywiad z bardzo przeze mnie poważanym profesorem Dariuszem Filarem, członkiem RPP, który przedstawił dosyć ciekawy obraz sytuacji. Twierdził (prawie słusznie), że RPP nie ma wpływu na ceny paliw i energii oraz żywności. Nie ma też wpływu na ceny regulowane, które ostatnio rosły. Z wywiadu wynikało, że tak prawdę mówiąc Rada podnosząc stopy walczy z ... cenami usług. Jaki w tym sens? Nie bardzo rozumiem, ale z pewnością jakiś jest, tylko go nie widzę.

Nie do końca jest jednak tak, że RPP nie ma wpływu na inflację wynikającą z cen paliw. Rada podnosząc stopy godzi się z umacnianiem złotego. Tą drogą ogranicza wpływ drogiej ropy na ceny paliw. Tyle tylko, że wzrost wartości złotego w końcu kiedyś eksporterom zaszkodzi. Na razie jednak, skoro eksport dynamicznie rośnie to nikt się problemem nie przejmuje. Powinno się co prawda postawić pytanie o opłacalność eksportu, ale okazuje się, że takie pytanie NBP eksporterom zadał. W odpowiedzi na jego ankietę tylko ¼ eksporterów poinformowało, iż silny złoty szkodzi ich działalności. W tej sytuacji, skoro się nie żalą i nie naciskają, pozostaje im żyć z silnym złotym, a nam czekać na pojawienie się problemów.

Rada walczy z oczekiwaniami inflacyjnymi i niepokoi się wzrostem płac. To oczywiste i trudno z tym dyskutować. Mam jednak pytanie laika. Skoro podnosząc stopy nie wpływa na ceny żywności, paliw, energii i na ceny regulowane to na co wpływa? Otóż u nas z pewnością wpływa na cenę kredytu, bo WIBOR, który dla polskich banków jest odnośnikiem, do którego dodają marzę wzrósł w ciągu 15 miesięcy o 2,3 pkt. procentowego. Jeśli tak to znaczy, że kredytobiorcy, których w Polsce szybko przybywa płacą coraz wyższe raty kredytów. A jeśli tak to czy przypadkiem nie będzie im brakować pieniędzy na inne wydatki i czy nie zwiększą swojej presji na wzrost płac? Czy walcząc z inflacja RPP przypadkiem nie doprowadza do wzrostu płac?

I ostatnie pytanie: czy Rada nie przesadza z tymi podwyżkami? Skoro ich wpływ na inflację jest wątpliwy, a negatywny wpływ na gospodarkę z pewnością niedługo zobaczymy, to czy takie chłodzenie niezbyt rozpalonego pieca, którym w tym przypadku jest gospodarka ma sens? Czy nie lepsze byłoby zachowanie wstrzemięźliwości, jaka cechuje ECB?