Gdy coś jest zbyt piękne, by mogło być prawdziwe, zazwyczaj jest nieprawdziwe. Na początku września giełdowy Ursus poinformował, że prowadzi rozmowy z amerykańskim funduszem Enerkon. Fundusz, którego akcje notowane są na pozagiełdowym rynku OTC, miał zainwestować nawet 30 mln USD w broniącą się przed upadłością spółkę Ursus Bus, produkującą autobusy elektryczne.



Po kilku tygodniach inwestycja zmieniła się w pożyczkę, a na początku tego tygodnia poinformowano o zerwaniu rozmów przez Enerkon. Po drodze na warszawskiej giełdzie kurs Ursusa, też przeżywającego problemy finansowe i prowadzącego postępowanie restrukturyzacyjne, którego umorzenia chce sąd, gwałtownie rósł i spadał.
Enerkon zawiadomił policję i ABW o próbie wyłudzenia pożyczki, a Ursus zareagował zawiadomieniem do prokuratury na Enerkon. Według Karola Zarajczyka, byłego szefa Ursusa i obecnego członka rady nadzorczej Ursus Busa, Amerykanie — a właściwie jeden Amerykanin — próbowali wyciągnąć od polskiej spółki 0,5 mln USD metodą, którą polski menedżer nazywa „wariacją na temat nigeryjskiego przekrętu”. Ale po kolei.
Miły początek
Jest lipiec tego roku. Przedstawiciele Ursus Busa, który wiosną stracił potencjalnego inwestora, gdy z transakcji wycofał się znany menedżer Paweł Gricuk, intensywnie rozglądają się za dawcami kapitału za granicą. Sięgają po pośredników z Austrii, którzy mają znaleźć bogatego inwestora na Bliskim Wschodzie. Nie znajdują, ale przychodzą z inną propozycją.
— Przedstawiono nam spółkę Enerkon Solar International, która miała w różnych krajach inwestować w technologie związane z energią odnawialną. Jest ona notowana na rynku OTC, a jej sprawozdania finansowe są publicznie dostępne, na ich podstawie uznaliśmy więc, że mamy do czynienia z poważnym inwestorem, dysponującym dużą gotówką. Przystąpiliśmy więc do rozmów, w których Enerkon reprezentował prezes Benjamin Ballout. Reprezentowałem Ursus Busa na podstawie sprawowanej funkcji, natomiast Ursus na podstawie upoważnienia jego zarządu — opowiada Karol Zarajczyk.
Enerkon jest obecnie wyceniany na rynku OTC na nieco ponad 11 mln USD. Zgodnie z ostatnim dostępnym sprawozdaniem finansowym za trzy kwartały, zakończone w czerwcu 2019 r., miał w tym okresie 40,9 mln USD przychodów i 12 mln USD zysku netto. Jednocześnie wykazał prawie 110 mln USD gotówki i jej ekwiwalentów.
— Na początku była mowa o inwestycji rzędu 20 mln USD, potem kwota ta wzrosła z inicjatywy Enerkonu do 30 mln USD. Podpisaliśmy z Enerkonem „memorandum of understanding” i od razu poinformowaliśmy o tym rynek, bo mamy w pamięci sprawę z 2013 r., gdy nie informowaliśmy od razu o wstępnych rozmowach na temat kontraktu w Etiopii i dostaliśmy za to karę od Komisji Nadzoru Finansowego — mówi Karol Zarajczyk.
Po komunikacie o potencjalnym inwestorze kurs Ursusa skoczył o ponad 40 proc. Nauczeni przypadkiem Bumechu, który dwa lata temu informował o inwestycjichińskiego giganta China Coal Energy na podstawie sfałszowanego zawiadomienia, od razu spytaliśmy Enerkon o szczegóły rozmów i przyczyny zainteresowania Ursus Busem.
„Nasze zainteresowanie zakupem [Ursus Busa — red.] wynika z profilu spółki związanego z energią odnawialną i modelem biznesowym producenta autobusów elektrycznych. Mimo że spółka jest mała, widzimy w niej znaczący potencjał do wzrostu wartości” — odpisał nam wtedy Benjamin Ballout.
Skomplikowany środek
W kolejnych dniach Benjamin Ballout i Karol Zarajczyk wymieniali liczne wiadomości, ustalając szczegóły inwestycji, prowadzili też wideokonferencje.
— Zapraszaliśmy przedstawicieli Enerkonu do Polski, by mogli zobaczyć zakłady, ale usłyszeliśmy, że przyjdzie na to czas po ustaleniu szczegółów. W trakcie rozmów inwestycja kapitałowa zmieniła się w pożyczkę. Zaproponowano nam, że będzie ona oprocentowana według stawki Libor plus 3 proc. marży z karencją sześciomiesięczną, a spłata zostanie rozłożona na 10 lat. Uznaliśmy, że to korzystne warunki. Sądziliśmy, że w ciągu 10 lat będzie okazja do negocjacji zamiany długu na kapitał — mówi Karol Zarajczyk.
Po stronie Enerkonu do rozmów dołączyły dwa inne podmioty: Japan Venture Fund (JVF) i Global Guarantee Corporation (GGC). Ten pierwszy miał udzielić pożyczki, a ten drugi miał ją ubezpieczyć. Na giełdę 19 września trafił komunikat o podpisaniu z inwestorami dokumentu „tasking items”, który ponownie rozgrzał notowania.
— Domagano się od nas zabezpieczeń, z czym był problem, bo większość majątku Ursusa i Ursus Busa jest już zastawiona, o czym informowaliśmy pana Ballouta od samego początku. Przedstawiono więc nam koncepcję wpłaty pieniędzy tytułem gwarancji. Enerkon miał wpłacić 250 tys. USD, a my — 0,5 mln USD. Zgodne z przekazaną nam korespondencją Enerkon twierdził, że wpłacił już swoją część — mówi Karol Zarajczyk.
Benjamin Ballout zaczął coraz mocniej naciskać na przedstawicieli Ursusa, by i oni dokonali przelewu. Termin upływał w czwartek, 26 września.
— Korespondencja stała się coraz bardziej intensywna, a w nas narastały podejrzenia. Wysyłane nam dokumenty z JVF i GGC, a zwłaszcza podpisy i pieczątki na nich wyglądały dziwnie i nieprofesjonalnie. Wersje robocze wszystkich dokumentów, także tych od dwóch pozostałych spółek, trafiały do nas z adresu Benjamina Ballouta. Przelewu mieliśmy dokonać na rachunek na Florydzie. Jego dysponentem była firma amerykańska, w której organach miał zasiadać 75-letni obywatel USA, działający w imieniu GGC z Irlandii. Siedziba oddziału banku, do którego mieliśmy przelać pieniądze do rzekomego dysponenta Irlandczyków, mieści się 10 minut drogi od siedziby Enerkonu — wylicza Karol Zarajczyk.
Polska spółka w tej sytuacji zażądała szczegółowej dokumentacji wszystkich firm, które miały być zaangażowane w transakcję, powołując się na przepisy o przeciwdziałaniu praniu pieniędzy. I zaczął się cyrk.
Spektakularna kulminacja
We wtorek po południu w siedzibie Pol- Motu, głównego akcjonariusza Ursusa, oglądamy dokumenty, które przedstawił Enerkon i inne firmy. Są tu skany paszportów kilku osób, które miały reprezentować strony transakcji, wyciągi z rejestru spółek na Kajmanach, gdzie miał być zarejestrowany JVF, czy kilka dokumentów podatkowych z różnych stanów USA.
— To był prawdziwy chaos, a gdy zaczęliśmy po kolei je weryfikować, zrobiło się jeszcze dziwniej. Okazało się, że jedna z osób, której skan paszportu otrzymaliśmy, nie żyje od kilku miesięcy. JVF rzeczywiście był zarejestrowany na Kajmanach, ale zlikwidowano go w 2007 r. Pieczątka na dokumentach kredytowych od GGC głosiła „GCC”, a gdy spytaliśmy o tę nieścisłość, podesłano nam nową wersję, w której dodano drugą nazwę, skracającą się do GCC. Gdy zadzwoniliśmy do tej firmy, usłyszeliśmy, że nie ma nic wspólnego z żadnym GGC — opowiada Karol Zarajczyk.
Ursus Bus przelewu na 0,5 mln USD nie zrobił.
Amerykański kontratak
Dzień po upływie terminu do spółki trafiło pismo od Benjamina Ballouta. Przedstawiciel Enerkonu w poniedziałek wysłał je również do redakcji „PB”. Oskarża w nim Ursus Bus o zatajenie kluczowych informacji o trudnej sytuacji finansowej polskiej firmy i o tym, że znajduje się na krawędzi upadłości, oraz o okłamywanie Enerkonu i próbę wyłudzenia pożyczki.
„Podczas naszego ostatniego badania spółki 26 września odkryliśmy, że podawano nam fałszywe lub wprowadzające w błąd informacje, a w dodatku kluczowe fakty, potencjalnie szkodliwe dla naszej spółki, były celowo przed nami ukrywane. Chodzi o trwające śledztwo i zbliżające się bankructwo lub likwidację” — napisał w poniedziałek w nocy w odpowiedzi na nasze pytania Benjamin Ballout.
Jako dowód przedstawia podpisane przez przedstawicieli Ursusa i Ursus Busa dokumenty, na których oświadczają oni, że spółki nie są przedmiotem postępowań w sprawie upadłości lub likwidacji. Formalnie to jednak nie kłamstwo, ale prawda — spółki nie są w procedurach upadłościowych. Ursus jest w procedurze restrukturyzacyjnej, a Ursus Bus zabiega o rozpoczęcie takiej procedury, choć sąd na razie odmówił. Wszystkie informacje o tych postępowaniach były publikowane przez spółkę w formie komunikatów giełdowych.
Tymczasem Benjamin Ballout domaga się od Ursus Busa przelania do poniedziałku 96 tys. USD w ramach „pokrycia kosztów” i zapewnia, że jeśli dostanie przelew, zrzeknie się innych roszczeń. W przeciwnym razie chce zawiadomić służby i domagać się 5 mln USD odszkodowania za straty wizerunkowe. Polska spółka nie płaci także tym razem i w poniedziałek zawiadomienia od Enerkonu rzeczywiście trafiają do lubelskiej komendy wojewódzkiej policji (Ursus ma siedzibę w Lublinie). Tego samego dnia Karol Zarajczyk ustnie zawiadamia prokuraturę w Warszawie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Benjamina Ballouta. W międzyczasie przedstawiciele Ursusa nawiązują kontakt ze spółkami z Luksemburga i z Turcji, które wcześniej podpisywały umowy z Enerkonem.
— Model był podobny. Luksemburczycy wpłacili 160 tys. USD i mieli dostać 6 mln USD pożyczki, zamiast tego Benjamin Ballout zaproponował im pieniądze z JVF w wysokości 100 mln USD. Żadnej z tych kwot nie dostali, a opłaty za polisę nie mogą odzyskać. Turcy jeszcze w 2016 r. wpłacili 360 tys. USD i też wszystko przepadło, przeciwko Benjaminowi Balloutowi toczą się tam postępowania karne — mówi Karol Zarajczyk.
Ciąg dalszy nastąpi
Jest początek października, a Ursus Bus jak nie miał inwestora, tak nie ma. Ma za to spory kłopot, a KNF przygląda się sprawie i domaga wyjaśnień. Wśród inwestorów wrze.
— Nie straciliśmy pieniędzy, ale bez wątpienia ponieśliśmy duże straty wizerunkowe, które trudno będzie odrobić. Nasze spółki potrzebują inwestorów, a po takiej historii będzie o nich trudniej. Zdajemy sobie z tego sprawę i zdajemy sobie również sprawę z tego, że trudno będzie osiągnąć cokolwiek na drodze sądowej, bo nie spodziewamy się, by Benjamin Ballout stawił się na wezwanie polskiej prokuratury, ale będziemy prosić ambasadę USA o wsparcie w tej sprawie — mówi Karol Zarajczyk.
W środę Ursus był wyceniany na giełdzie na 51 mln zł, a akcje były o 45 proc. tańsze niż w ubiegłym tygodniu. Obroty w ostatnich tygodniach były wysokie, ale przedstawiciele głównego akcjonariusza zapewniają, że nie mają z tym nic wspólnego. Przypomnijmy, że w kwietniu KNF zawiadomiła prokuraturę w sprawie sprzedaży pakietów przez Pol-Mot w trakcie kilku sesji między wejściem do spółki komornika a przekazaniem o tym informacji rynkowi. KNF uważa, że główny akcjonariusz Ursusa wykorzystał wtedy niezgodnie z prawem informację poufną.
— Ani Pol-Mot, ani żadni powiązani akcjonariusze nie handlowali akcjami Ursusa we wrześniu, mieliśmy zresztą okres zamknięty na 30 dni przed publikacją raportu finansowego za pierwsze półrocze — zapewnia Karol Zarajczyk.
Do zamknięcia tego wydania „PB” Benjamin Ballout nie odpowiedział na nasze pytania dotyczące wątpliwości i oskarżeń zgłaszanych przez przedstawicieli Ursusa.