Rolls-Royce Cullinan Series II: Dolce vita

Marcin BołtrykMarcin Bołtryk
opublikowano: 2024-06-28 12:07

Kupując Rolls-Royce’a, nie kupujesz samochodu. Kupujesz doświadczanie. A potem już tylko doświadczasz. Sam samochód jest tylko środkiem, nigdy celem.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Na dobrą sprawę nie da się napisać tekstu po teście samochodu marki Rolls-Royce. Nie da się, bo auta tej marki nie są środkami transportu, nie są luksusowymi gadżetami, nie są (a przynajmniej być nie powinny) przedmiotem do imponowania. Czym zatem są? Częścią bardzo wyjątkowego lifestyle’u. Istotną, konieczną, ale nadal tylko częścią. Zatem test dotyczy nie samochodu, lecz metody na życie. Słodkiej metody. Dolce vita!

Definicja

Tom Ford, a właściwie Thomas Carlyle Ford, urodził się w Teksasie w 1961 r. W 1986 r. ukończył studia na wydziale projektowania w nowojorskiej Parsons School of Design. Pracował (staż) w biurze prasowym domu mody Chloé. Wówczas zainspirował się podejściem Chloé do mody i luksusu. Zajął się projektowaniem. Od 1990 do 2004 r. pracował dla domu mody Gucci, gdzie pełnił m.in. funkcję dyrektora działu stylistów i dyrektora kreatywnego. W latach 1999–2004 był również dyrektorem kreatywnym domu mody Yves Saint Laurent. Potem zaczął projektowanie pod własnym szyldem. Tom Ford jest nie tylko projektantem mody, jest również scenarzystą i reżyserem (np. filmu „Samotny mężczyzna” z 2009 r.). Po co o nim wspominam w tekście o nowym Rolls-Roysie (Cullinan Series II)? Na pewno nie z racji „motoryzacyjnego” nazwiska.

Otóż ów amerykański projektant ukuł moim zdaniem najbardziej trafną definicję współczesnego luksusu. Definicję prostą i niemal oczywistą. Luksusem mogą być unikalne przedmioty, kruszce, kamienie czy dzieła sztuki. Bywa, że luksusem określa się możliwość doświadczania smaku wyjątkowych potraw, oglądania pięknych widoków czy noszenia wyjątkowych ubrań. Luksus to również bogactwo umożliwiające doświadczanie doznań niedostępnych dla większości. Francuski pisarz Jean de La Fontaine określał w XVII w. luksusowym to, co wiąże się z czystością i delikatnością. Jean-Paul Sartre z kolei twierdzi, że luksus nie stanowi o jakości obiektu, ale o jakości posiadania. Tymczasem według Toma Forda współcześnie to czas i cisza są najbardziej luksusowymi dobrami. I ta definicja doskonale mi pasuje zarówno do samego luksusu, jak i Rolls-Royce’a Cullinana Series II.

Odważne zabiegi

Rolls-Royce Cullinan Series II i każdy inny model marki jest doskonałym uzupełnieniem zjawiska nazywanego dolce vita. Niespiesznego, wygodnego życia wypełnionego pięknem, smakiem, zapachem i błogością. Samo auto jest dokładnie takie jak środowisko, do którego należy. Nie służy (choć może) do dalekich podróży, jest unikalnym dodatkiem wyjątkowo spokojnego, ale i luksusowego życia. Z tego powodu wszelkie modernizacje modeli czy wprowadzanie na rynek nowych są w Rolls-Roysie wyjątkowe. Unowocześnianie klasyki nie jest łatwe. Tak samo jak majstrowanie przy legendach. Tymczasem trzeba to robić – szczególnie w motoryzacji. Rolls-Royce – producent aut, jakby nie było – majstrować zatem musi.

Warto przypomnieć, że Rolls-Royce dołączył do producentów SUV-ów zaledwie sześć lat temu, kiedy zadebiutował Cullinan pierwszej generacji. Model z miejsca stał się najlepiej sprzedającym się w historii marki. Nowa maszyna zmieniła profil klienta Rolls-Royce’a. W roku 2010 średnia wieku właścicieli aut marki wynosiła 56 lat, dziś to 43 lata. Na początku sprzedaży Cullinana blisko 70 proc. klientów nabywało go z myślą o byciu wożonym. Dziś już tylko niespełna 10 proc. właścicieli korzysta z szofera, reszta woli prowadzić Cullinana własnoręcznie. Wiele egzemplarzy mimo ogromnych rozmiarów (długość ponad 5,34 m i masa własna ponad 2,6 t) stało się samochodami do poruszania się po mieście. Mówiąc krótko, ważny model. Do tego to najdroższy SUV świata. Jak modernizować taki majestat? Odważnie, ale z szacunkiem.

Lista nowości

Cullinan Series II ma mocno przebudowany front. Węższe reflektory i nowe wąsy ze świateł do jazdy dziennej ciągnące się aż do zderzaka. Stałym punktem przodu pozostał olbrzymi grill (nazywany przez RR katedrą). Nowością jest jego podświetlenie. Z tyłu modyfikacjom poddano końcówki wydechu, zmieniono sygnaturę świateł oraz sam zderzak. Nowością jest również możliwość zamówienia ogromnych (23-calowych) felg. Odważna zmiana to zastąpienie analogowych zegarów cyfrowymi. Centralny ekran nie jest już chowany. To z jednej strony puszczanie oka do młodszych klientów, z drugiej bardzo odważne posunięcie. Klasycznego charakteru dodaje wnętrzu duży analogowy zegar. Nowością jest umieszczenie (w specjalnej gablocie) statuetki Spirit of Ecstasy wewnątrz auta.

Tradycyjnie możliwości konfiguracji wnętrza ogranicza jedynie wyobraźnia. Mnogość opcji sprawia, że doprawdy trudno o dwa identyczne auta. Nowością jest opcja Duality Twill obejmująca 107 tys. ręcznie wykonywanych perforacji o średnicy 0,8 i 1,2 mm, które tworzą unikatowe wzory tapicerki. Inną nowością jest możliwość wykorzystania bambusa do tworzenia tkaniny tapicerki. Tradycjonalistów z pewnością ucieszy, że zmiany, jakie zafundowano Cullinanowi, nie dotyczą jego serca. To nadal aksamitnie pracujące V12 o pojemności 6,75 l i mocy 571 KM (600 KM w wersji Black Badge). Zresztą to, co napędza Rolls-Royce’a, nie ma żadnego znaczenia. Ma być wystarczająco. I jest. Dużo zmian? Niby nie, ale jak na Rolls-Royce’a, możemy mówić o małej rewolucji. Oczywiście dotyczy jedynie auta, nie tego, z czego zostało stworzone.

Pean z życia milionera

A do czego zostało? Do korzystania z tego, co najlepsze. Budzisz się na słonecznej wyspie w ultraluksusowym hotelu lub willi, idziesz popływać, jesz pyszne śniadanie, wsiadasz do tworzonego przez siebie i pod ciebie Cullinana Series II w twoim ulubionym kolorze, jedziesz kilkanaście kilometrów do mariny, wsiadasz na jacht, płyniesz do pięknej zatoki, spotykasz się ze znajomymi na kawę (w tym czasie kierowca podstawia ci Cullinana pod nos), jedziesz na golfa lub do stadniny, a potem na lunch w twojej ulubionej restauracji na plaży. Ulubione wino do obiadu, kierowca odwozi cię do domu, a wieczorem na kameralny koncert twojego ulubionego artysty. Brzmi jak wakacje życia, brzmi jak definicja dolce vita, a jest lifestyle’em, w którym Rolls-Royce odnajduje się najlepiej. Mimo całego swojego majestatu nie jest sensem dolce vita, jest jego architektem, aktorem lub tłem. I to się – na szczęście – nie zmieniło.

Rolls Royce Cullinan Series II