ROŚNIE POPULARNOŚĆ WYPRAW TRAMPINGOWYCH

Małgorzata Birnbaum
opublikowano: 1998-12-01 00:00

ROŚNIE POPULARNOŚĆ WYPRAW TRAMPINGOWYCH

Biura podróży zabiegają o mniej zamożnych klientów

Nie istnieją badania, które mogłyby powiedzieć, ilu rodaków wyjeżdża zimą do cieplejszych krajów. Łatwiej jest określić preferencje podróżników. Według przedstawicieli biur podróży, Egipt znów jest bezpieczny, na Mauritius wybierają się elity, w Tajlandii jest ciasno i brudno, a na Dominikanę lata mało samolotów.

Typowy turysta, który jesienią i zimą wybiera się na plażę, przekształcił się w ciągu ostatnich trzech lat z bogatego przedsiębiorcy w zwyczajnego człowieka, który nie miał latem urlopu. Poza sezonem podróżują ci, którzy chcą dużo zwiedzić i nie odpowiadają im wakacyjne tłumy. W święta, ferie i długie weekendy wyjeżdża coraz więcej rodzin, chociaż akurat wtedy ceny są najwyższe. Z obserwacji pracowników biur podróży natomiast wynika, że w październiku nasila się ruch jednoosobowy.

Być albo jeździć

— Wyjazdy pobytowe to przede wszystkim wyjazdy do krajów egzotycznych: Tajlandii, Dominikany, Tunezji. Wycieczki objazdowe obejmują raczej Europę, są to np. podróże do Londynu, Rzymu czy Paryża, ale odbywają się głównie na wiosnę — twierdzi pracowniczka biura Merry Travel.

— Niemal wszyscy klienci pytają o wycieczki fakultatywne organizowane przez przedstawicieli biura na miejscu. Nawet na Wyspach Kanaryjskich czy Majorce nie jest to typowe leżenie na plaży. Nam, Polakom, szkoda chyba na to czasu — twierdzi Magda Merecka, współwłaścicielka biura Laguna Travel.

O dokładnych cenach wycieczek fakultatywnych turyści dowiadują się już na miejscu. Koszty zależą od wielkości grupy oraz od pilota, który negocjuje ceny. Średni koszt dodatkowej jednodniowej wycieczki to 180 zł.

— Tegorocznym hitem są w naszym biurze Mauritius i Tajlandia. W ciągu roku wyjechało tam kilkaset osób — opowiada pracowniczka biura Merry Travel.

Na Mauritius turyści jeżdżą, żeby nurkować. Na wyspie istnieje klub płetwonurków prowadzony przez Polaka. Pod wodą znajdują się żywe rafy koralowe, których na świecie jest coraz mniej. Podobno głównymi klientami na tym kierunku są zamożne osoby w średnim wieku. Młodzi ludzie nurkują bliżej.

Wakacje globtroterów

Osoby, którym nie wystarcza zorganizowane zwiedzanie, korzystają z usług nietypowych biur i jeżdżą na wyprawy trampingowe. Noclegi i transport nie są rezerwowane z Polski, lecz załatwia je na miejscu kontrahent lokalny. Istnieje tylko ramowy program podróży i to od uczestników i pilota zależy, co zwiedzą, gdzie przenocują, czym przejadą, co będą jeść. Organizatorzy zapewniają program autorski i pilota — osobę, która świetnie zna kraj. W warszawskim biurze Kampio autorami są na przykład geografowie z Uniwersytetu Warszawskiego. Jednak nie każdy ma predyspozycje, by wyjechać na wyprawę przygodową.

— Gruby portfel niekoniecznie musi być ostatecznym kryterium kwalifikacji. Trzeba być ponadprzeciętnie uzdolnionym globtroterem lub rokować nadzieje, że się takim stanie. Nie każdy ma odpowiednie predyspozycje psychiczne, żeby stawić czoło krokodylom czy ludożercom. Dlatego staramy się dopasować charakter wycieczki do usposobienia klienta i doradzać odpowiednie wyjazdy — opowiada Marek Śliwka, dyrektor z poznańskiego biura Logostour.

Na wyprawy wyjeżdża więc zarówno znany podróżnik, jak i nauczyciel, który całe życie zbierał pieniądze na wymarzoną wycieczkę albo człowiek sukcesu, który mógłby sobie pozwolić na wyjazd droższy, jednak decyduje się na poznawanie świata „od podszewki”.

Pewne cechy charakteru ujawniają się dopiero w niebezpiecznych sytuacjach. W ekstremalnych warunkach ludzie bardzo się ze sobą zżywają. W kilkunastoosobowych grupach podczas wypraw przygodowych jest to bardzo częste zjawisko.

— Często ludzie zebrani w naszych oddziałach z całej Polski po jednej wspólnej wyprawie tak się ze sobą związują, że nie wyobrażają sobie wyjazdu w innym gronie. Umawiają się na kolejne wycieczki, oczywiście z tym samym pilotem — mówi Marek Śliwka z Logostour.

Poczta pantoflowa

Chętnych na wyprawy przygodowe nie brakuje. Na przykład Logostour obsługuje prawie 30 tras, wśród nich rozróżnia się kilka typów. Jest na przykład trasa do Ameryki Południowej oraz kilka konfiguracji państw, które turyści zwiedzą. Większość wypraw wyrusza raz w miesiącu, niektóre — droższe lub z innych względów mniej popularne — tylko dwa razy w roku. Na wyprawę obejmującą Bhutan, Nepal i Tybet można z Logotour wyjechać raz na trzy miesiące.

— W Bhutanie obowiązuje ścisła reglamentacja wizowa. Król przydziela symboliczną ilość wiz; na Polskę wypada około 50 sztuk, czyli znacznie mniej niż wynoszą nasze potrzeby — tłumaczy Marek Śliwka.

Wyjazdy do Indii i Nepalu organizowane są częściej.

— Mamy na tyle dograne trasy, że możemy pozwolić sobie na częstsze wyprawy i większe grupy. Od tych krajów zaczynali wszyscy wielcy globtroterzy. Promujemy ten względnie tani kierunek, żeby klienci złapali bakcyla wypraw trampingowych — mówi Marek Śliwka.

REKLAMA USTNA: Środowisko obieżyświatów jest dość hermetyczne i przekazuje sobie wiadomości pocztą pantoflową. Klienci nie pytają, czy jesteśmy zrzeszeni w Izbie Turystyki, ale dowiadują się od znajomych, jak było na organizowanych przez nas wyprawach. Działamy trochę po staroświecku, ale nie chcemy być trybikiem w popularnym biznesie turystycznym — mówi Marek Śliwka, dyrektor biura turystyki Logostour. fot. ARC