Prawdopodobnie 3 listopada na posiedzeniu Federalnego Komitetu Otwartego Rynku (FOMC) zapadnie decyzja o redukcji (ang. tapering) programu skupu aktywów (czyli QE od ang. quantitative easing – ilościowe poluzowanie polityki monetarnej). Bazując na wcześniejszych wypowiedziach amerykańskich bankierów centralnych oraz na zapiskach z wrześniowego spotkania FOMC oczekuje się, że skala „dodruku” pieniądza w USA zostanie ograniczona o 15 mld USD miesięcznie. W kolejnych miesiącach spodziewane są kolejne takie posunięcia, aż mniej więcej w połowie 2022 r. program skupu aktywów zostanie całkowicie wygaszony.
Pełną parą
Gdy w marcu 2020 r. rząd Stanów Zjednoczonych nakazał ludziom zostać w domach, aktywność gospodarcza spadła w niespotykanym nigdy wcześniej stopniu. Aby zapobiec masowym bankructwom przedsiębiorstw i buntowi społeczeństwa, Rezerwa Federalna zaaplikowała bezprecedensowy impuls monetarny. Tylko w marcu, kwietniu i maju Fed wykreował blisko 3 bln USD, na potęgę skupując obligacje skarbowe, hipoteczne i korporacyjne. Nigdy wcześniej nie „drukowano” dolarów tak szybko i na taką skalę.
Rzecz jasna „drukowanie pieniędzy” – jak potocznie nazywa się działania banku centralnego USA – nie odbywa się dosłownie. Szef Fedu nie ma własnej drukarni i nie wypuszcza do obiegu miliardów nowych banknotów studolarowych. Technicznie rzecz biorąc Fed po prostu zwiększa salda banków komercyjnych, kreując tzw. nadmiarowe rezerwy bankowe. Jest to pieniądz, który pozostaje w systemie finansowym i nie trafia bezpośrednio do gospodarki. Tak też było w latach 2008-14, gdy wykreowane przez Bena Bernankego biliony dolarów w większości pozostały w systemie i napędzały inflację przede wszystkim na rynkach aktywów finansowych, a nie w realnej gospodarce.
Teraz jednak jest inaczej. Po lutym 2020 r. pieniądz kreowany przez Fed prawie od razu trafił do gospodarki za pośrednictwem nadzwyczajnych transferów socjalnych realizowanych przez Departament Skarbu, który wysyłał czeki bezpośrednio do Amerykanów.

Ceny pędzą, Fed nie zwalnia
Od czerwca 2020 r. Fed skupuje obligacje skarbowe i hipoteczne za kwotę 120 mld USD miesięcznie, o tyle zwiększając podaż pieniądza w USA. W ramach tego QE Jerome Powell i spółka do końca października wykreowali prawie 1,5 bln USD. Doliczając do tego covidową falę z wiosny 2020 r. bilans Rezerwy Federalnej łącznie spuchł łącznie 4,4 bln USD, więcej niż podwajając się w nieco ponad półtora roku.
Problem w tym, że decyzja o ograniczeniu QE jest zapewne mocno spóźniona. Mamy za sobą ponad rok postcovidowego boomu gospodarczego. Boomu w znacznej mierze napędzanego właśnie ogromnym „dodrukiem” pieniądza, w efekcie czego popyt zgłaszany przez konsumentów nie był w stanie zostać zaspokojony przez producentów. W rezultacie wybuchła niewidziana od 30 lat inflacja cenowa – w samych tylko Stanach Zjednoczonych oficjalnie raportowana inflacja CPI od miesięcy utrzymuje się powyżej 5 proc.
Krytycy poczynań ekipy Jerome’a Powella od dawna zwracają uwagę na fakt, że Fed co miesiąc kreuje 120 mld USD, podczas gdy ceny domów rosną nawet szybciej niż w szczycie bańki w 2006 r., inflacja CPI kompletnie oderwała się od 2-procentowego celu, stopa bezrobocia spadła poniżej 5 proc., a firmy narzekają na olbrzymie trudności w znalezieniu chętnych do pracy. Tych problemów by nie było (a przynajmniej nie wystąpiłyby w takiej skali), gdyby nie skrajnie ekspansywna polityka Fedu i innych banków centralnych.
Demony przeszłości
Być może dlatego planowane rozpoczęcie taperingu nie budzi większych emocji na rynkach finansowych. O wygaszaniu QE na Wall Street spekuluje się już od wiosny. Ale dopiero w lipcu decydenci z FOMC po raz pierwszy oficjalnie omawiali kwestię taperingu. W sierpniu możliwość jego rozpoczęcia jeszcze w tym roku zasugerował przewodniczący Jerome Powell. Plany te kierownictwo Fedu potwierdziło we wrześniowym komunikacie.
- Gospodarka poczyniła postępy w kierunku realizacji tych celów. Jeśli postęp ten będzie podążał w oczekiwanym tempie, to komitet uważa, że ograniczenie tempa skupu aktywów wkrótce może być uzasadnione – napisano we wrześniowym komunikacie FOMC.
Podczas wieńczącej wrześniowe posiedzenie Komitetu konferencji prasowej Jerome Powell wprost powiedział, że zakończenie QE możliwe jest w połowie 2022 r.
Reakcja rynku na te słowa była praktycznie żadna. To ogromna różnica względem sytuacji z czerwca 2013 r., gdy na samą sugestię ze strony ówczesnego szefa Fedu Bena Bernankego o możliwości wygaszenia QE inwestorzy wpadli w popłoch. Ostrych spadków doświadczyły wtedy zwłaszcza aktywa z tzw. rynków wschodzących (w tym Polski). Ogłoszony w grudniu 2013 r. tapering wywołał gwałtowny odpływ kapitałów z krajów rozwijających się, wywołując lokalne kryzysy walutowe i wzrost rentowności obligacji emerging markets.
Teraz jednak większość analityków jest przekonana, że ograniczenie QE nie wywoła takiego szoku, jak 7 lat temu. Wtedy było to wydarzenie bez precedensu. Bo przecież nigdy wcześniej banki centralne nie robiły takich rzeczy, jak po roku 2008. Po drugie, ówczesny system bankowy był w znacznie gorszym stanie niż obecnie. I wreszcie po trzecie, globalna gospodarka była wtedy w zupełnie innym miejscu, niż jest teraz. Tym niemniej, gdy na rynku panuje taka jednomyślność, wtedy tym bardziej należy spodziewać się nieoczekiwanego.
Stopy mają wzrosnąć
Wygaszenie QE ma być wstępem do próby normalizacji polityki monetarnej Stanów Zjednoczonych w 2022 r. Zgodnie z deklaracjami Fedu skup aktywów ma zostać zakończony mniej więcej do połowy przyszłego roku. Rzecz jasna bank centralny USA wciąż będzie pompował w rynek miliardy dolarów z reinwestowanych odsetek i kapitału z zapadających obligacji, ale jego suma bilansowa już nie powinna rosnąć.
Kolejnym posunięciem ma być zerwanie z polityką zerowych stóp procentowych. Z analizy notowań kontraktów terminowych wynika, że rynek oczekuje pierwszej podwyżki stopy funduszy federalnych w czerwcu 2022 r. Do końca przyszłego roku cena pieniądza w USA ma wzrosnąć o przynajmniej 50 pkt baz. Oczekiwania inwestorów są zbieżne z wrześniowymi deklaracjami członków FOMC, wśród których większość chciałaby dokonać pierwszej podwyżki stóp procentowych jeszcze w 2022 r. Na koniec 2023 r. stopa funduszy federalnych miałaby wzrosnąć do 1 proc. oraz do 1,8 proc. rok później. „Jastrzębiość” władz kierownictwa Rezerwy Federalnej od września mogła jeszcze wzrosnąć, ponieważ inflacja CPI w Stanach Zjednoczonych ani myśli zwalniać i coraz trudniej nazywać ją „przejściową” – jak to bankierzy centralni usiłowali nam wmówić przez poprzednie pół roku.
Reasumując, ogłoszenie “taperowania” dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem. Co więcej, rynek już wycenia nadchodzące w kolejnych dwóch latach podwyżki stóp procentowych w USA. Na razie oczekiwana próba normalizacji polityki pieniężnej w największej gospodarce świata nie budzi obaw. To się jednak może zmienić, gdy Fed faktycznie zacznie podnosić stopy procentowe.