Rynek mięsny się zmieni. A my będziemy musieli się dostosować

Marta Prus
opublikowano: 2025-04-25 13:00

Zakład przetwórstwa mięsnego Lukullus – Gazela Biznesu – istnieje od ponad 30 lat, ale jego historia sięga czasów tuż po II wojnie światowej. Firma działa prężnie, lecz nieobce są jej typowe dla rynku wyzwania – brak pracowników, rosnące koszty energii i zmiany klimatyczne.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Początki firmy Lukullus sięgają 1945 r., kiedy Tadeusz Szymański, ojciec obecnego właściciela, otworzył przydomowy zakład wędlin w Nowym Dworze Mazowieckim. Przez kilka lat produkował przetwory mięsne, jednak rozwijanie prywatnej działalności gospodarczej zostało szybko przerwane przez politykę państwową – w okresie powojennej nacjonalizacji prywatne zakłady przestały mieć rację bytu, a Tadeusz Szymański trafił do pracy w państwowym zakładzie przemysłu mięsnego.

Do swojej firmy powrócił dopiero w latach 70., kiedy za rządów Edwarda Gierka państwo ponownie się otworzyło na prywatną inicjatywę. Założył mały zakład przetwórstwa, zatrudnił pięć osób i wyspecjalizował się w produkcji wędlin podrobowych – kaszanek, salcesonów, pasztetowych. Mięso było wtedy reglamentowane, prywatne firmy mogły liczyć co najwyżej na odpady z uboju, a produkcja odbywała się w trudnych warunkach – bez gazu, przy piecach, w których trzeba było palić ręcznie, z pracą od świtu do późnych godzin nocnych.

W 1980 r. zakład przejął syn założyciela, Wojciech Szymański, a 10 lat później nadał mu nazwę Lukullus, nawiązując do rzymskiego wodza, który słynął z zamiłowania do wykwintnych potraw i wystawnych uczt. W 1994 r. firma przeniosła się do Leoncina w okolicach Puszczy Kampinoskiej, gdzie działa do dziś.

Do rodzinnego biznesu włączyła się również Elżbieta Szymańska, żona Wojciecha. Specjalistka w dziedzinie handlu zagranicznego zrezygnowała z pracy w zawodzie i zaczęła się wdrażać w firmę. Początkowo zajmowała się księgowością i stopniowo coraz bardziej angażowała w biznes.

Wyzwania dla branży

Gdy w 1994 r. firma przeniosła się do nowego zakładu w Leoncinie, największym problemem nie był zbyt, lecz… produkcja na czas. Wędliny rozchodziły się bardzo szybko, a klienci, w tym właściciele prywatnych sklepów, potrafili przyjeżdżać po mięso osobówkami, najczęściej polonezami, i kupować całymi skrzyniami.

– Sklep siostry mojego męża potrafił dziennie sprzedać 800 kg towaru. Dziś to raczej 80, może 100 kg – mówi Elżbieta Szymańska.

Taki popyt wymuszał dynamiczne inwestycje w park maszynowy. Już wcześniej, w 1989 r., jej mąż sprowadził z Niemiec pierwsze profesjonalne urządzenia, więc był zorientowany, jakie maszyny są naprawdę wydajne i warte zakupu. Dzięki temu nowy zakład mógł być stopniowo rozbudowywany, by sprostać rosnącemu zapotrzebowaniu. Z czasem sytuacja się odwróciła. Gdy na rynku zaczęło pojawiać się coraz więcej firm, zbycie towaru stało się większym wyzwaniem niż jego wytworzenie. Ratunkiem okazała się współpraca z dużymi sieciami handlowymi – Kauflandem, Lidlem, Auchan i Polomarketem.

Dziś największym wyzwaniem nie są już kolejki klientów, lecz braki kadrowe. Praca w przetwórstwie mięsnym nie przyciąga młodych – hale są chłodne, wilgotne, a praca wymaga fizycznej wytrzymałości i precyzji.

– W zakładzie mamy maksymalnie 10 stopni i dużą wilgotność. Młodzi się do tego nie garną, a starsi pracownicy powoli odchodzą na emeryturę – mówi Elżbieta Szymańska.

Problem z kadrą nie dotyczy już tylko chętnych do pracy, ale i możliwości porozumienia się z nimi. Firma zatrudnia pracowników terminowych przez agencje i dziś to głównie osoby z Nepalu i Filipin. Bariera językowa nadal bywa wyzwaniem, choć firma stara się ją minimalizować – część zespołu zna angielski, co pozwala zachować płynność pracy nawet w grupie międzynarodowej. Rozwiązaniem stały się też inwestycje w automatyzację. Firma właśnie wdraża dwie nowe linie częściowo zrobotyzowane, które mają odciążyć zespół i zapewnić ciągłość produkcji mimo coraz trudniejszego rynku pracy.

Choć część procesów zostaje zautomatyzowana, rdzeń produkcji pozostaje niezmienny. Produkcja wędlin w Lukullusie wciąż opiera się na klasycznych, rzemieślniczych recepturach. Inwestycje w nowe technologie dotyczą głównie pakowania. Firma nie traktuje postępu technologicznego jako zagrożenia, lecz jako wsparcie dla rzemieślniczego podejścia, które pozostaje jej fundamentem.

– Urządzenia, które obecnie kupujemy, to głównie linie do pakowania. Receptury zostają tradycyjne, ale dzięki technologii proces jest szybszy i możliwy do przeprowadzenia w większej skali – tłumaczy Elżbieta Szymańska.

W firmie Lukullus jakość produktów jest na bieżąco weryfikowana zarówno wewnętrznie, jak i przez sieci handlowe. Produkty regularnie trafiają do badań laboratoryjnych, a równolegle są testowane przez zespół technologów oraz właścicieli. W ocenie brane pod uwagę są m.in. skład, proporcje przypraw, tekstura i ogólne wyważenie smaku.

Zielone zmiany

Wobec rosnących oczekiwań związanych z ekologią Lukullus stara się szukać rozwiązań, choć to niełatwe wyzwanie.

– Nie ukrywamy, że większość naszych produktów jest wędzona, co wiąże się z emisją dymu do atmosfery. Od lat planujemy modernizację komór wędzarniczych, ale wciąż czekamy na decyzję o dofinansowaniu z Agencji Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa – mówi Elżbieta Szymańska.

Koszt jednej komory to nawet pół miliona złotych, dlatego firma liczy na około 40-procentowe wsparcie z funduszy unijnych. Równolegle trwają przygotowania do montażu nowego systemu fotowoltaicznego na działce naprzeciwko zakładu. To inwestycja, która ma pomóc obniżyć koszty energii, zwłaszcza w kontekście rosnących cen prądu i gazu.

Kolejnym ważnym aspektem są przepisy unijne. Mimo że zdaniem Elżbiety Szymańskiej przyczyniły się do podniesienia standardów wyposażenia zakładów przetwórstwa mięsnego w Polsce, niektóre regulacje, np. dotyczące warunków wędzenia, bywają zbyt szczegółowe i trudne do wdrożenia w praktyce.

Nowe pokolenie, inne smaki

Do wyzwań stojących przed branżą mięsną dochodzą także czynniki globalne i demograficzne – od skutków kryzysów gospodarczych po stopniowy spadek liczby ludności i zmieniające się preferencje młodego pokolenia. Choć klienci wciąż wybierają tradycyjne wyroby, właściciele firmy zauważają, że młodsze pokolenie będzie mieć inne oczekiwania. Wśród nowych trendów rynkowych coraz częściej mówi się o diecie wegetariańskiej.

– W rozmowach z sieciami handlowymi wciąż słyszymy, że to nie jest jeszcze duży procent sprzedaży. Konsumenci nadal jedzą tradycyjnie i to wynika z przyzwyczajeń, ale też struktury demograficznej. Gdy młodsze pokolenie dorośnie i stanie się głównym klientem, rynek się zmieni. A my będziemy musieli się dostosować – przewiduje Elżbieta Szymańska.

Zmiany widoczne są również w strukturze geograficznej sprzedaży. Jeszcze kilkanaście lat temu eksport stanowił nawet 25 proc. produkcji firmy. Głównym rynkiem była Wielka Brytania, gdzie Lukullus współpracował z największymi dystrybutorami polskiej żywności. Z czasem skala eksportu wyraźnie się zmniejszyła, a wpływ na to miał m.in. brexit i zmiany demograficzne wśród Polonii.

– Nie kładziemy już dużego nacisku na ekspansję zagraniczną. Skupiamy się na rynku krajowym, bo to tutaj mamy kontrakty z sieciami i musimy zapewnić ciągłość dostaw – wyjaśnia Elżbieta Szymańska.

To właśnie krajowy rynek przechodzi dziś największą transformację. Choć gusta konsumentów wciąż pozostają w dużej mierze niezmienne, a Polacy nadal cenią sobie szeroki wybór wędlin – znacznie bogatszy niż w wielu krajach Europy – sposób ich dystrybucji zmienił się diametralnie.

– Kiedyś mieliśmy 12 własnych sklepów, dziś został tylko jeden, przy zakładzie, który jest głównie dla pracowników. Koszty wynagrodzeń, czynszów i wymagania kadrowe sprawiły, że to się przestało opłacać – przyznaje Elżbieta Szymańska.

Równolegle zmniejszyło się znaczenie rynku hurtowego – wiele hurtowni się zamknęło lub połączyło, a główną siłą nabywczą stały się sieci handlowe.

Elżbieta Szymańska przez lata angażowała się nie tylko w rozwój firmy, lecz także w sport i działalność społeczną. Kilkanaście lat temu była członkinią zarządu Polskiego Związku Kolarskiego i współzarządzającą klubami Świt Nowy Dwór Mazowiecki i Widzew Łódź. Od ponad trzech dekad aktywnie współpracuje z lokalnym Towarzystwem Dzieci Niepełnosprawnych, które firma regularnie wspiera w ramach działalności charytatywnej.

Jej największą pasją są podróże – ostatnio odwiedziła Amerykę Południową i Turcję. Lubi też pracę w ogrodzie, a gdy czas pozwala, zagląda do kina lub teatru.

– Mimo że jesteśmy już na emeryturze, nie wyobrażamy sobie siedzenia w domu i patrzenia na zieleń. Ten rytm, codzienna aktywność, wyzwania nas napędzają – podsumowuje Elżbieta Szymańska.

Organizator

Puls Biznesu

Autor rankingu

Coface