Rynki Europy próbowały rosnąć

Piotr Kuczyński
opublikowano: 2003-02-04 00:00

Sesja w USA zakończyła się w piątek sensownym wzrostem na NYSE. NASDAQ też poradził sobie dobrze, bo informacje, które nadeszły z Applied Materials, mogły go przecenić. Były dwa prawdziwe powody wzrostu. Pierwszy powód to „windows dressing” na koniec miesiąca (dla wielu funduszy to był koniec roku obrachunkowego). Drugi powód (może nawet ważniejszy) to możliwe odroczenie wojny z Irakiem do połowy marca.

Katastrofa promu Columbia mogła mieć wczoraj wpływ na rynek. Spółka Boeinga i Lockheeda Martina (United Space Alliance) odpowiada za konserwację, silniki i techniczne zabezpieczenie lotu. Poza tym są to budowniczowie promu. Sam prom był stary, a wszystko ma prawo zawieść. Jednak każdy producent jest po katastrofie traktowany podejrzliwie, a poza tym zawieszenie lotów nie wiadomo na jak długo zmniejszy przychody. Jednak rynek mógł pod koniec sesji dojść do wniosku, że katastrofa przyśpieszy nowe zamówienia.

Uważam, że to nie był akt terroru. Wiadomo jednak, jakie mogły się zrodzić podejrzenia w kontekście tego, że w locie uczestniczył po raz pierwszy kosmonauta z Izraela, a wypadek miał miejsce nad miasteczkiem Palestine (Palestyna) w Teksasie. Szef NASA Sean O’Keefe nie do końca uśmierzył obawy inwestorów swoją, niezbyt szczęśliwie sformułowaną wypowiedzią: „obecnie nie mamy żadnych powodów, by przypuszczać, że to nieszczęście było spowodowane przez coś lub kogoś działającego z poziomu ziemi”. Takie oświadczenie przypomina o ciężkich czasach, w jakich żyjemy.

Tragedia promu nie miała wpływu na rynki europejskie. Pozostała tylko geopolityka, w której nie było nic nowego od soboty. Może tylko częściej mówiło się o taśmach z podsłuchami rozmów Irakijczyków, które Colin Powell ma przedstawić Radzie Bezpieczeństwa ONZ we środę. Jednak „New York Times” w sobotę napisał, powołując się na swoje źródła w FBI i CIA, że agencje te były mocno naciskane przez administrację, by dały jakieś dowody. Według „NYT” to, co udało się zebrać, jest wysoce nieprzekonujące. W sumie nie ma znaczenia, co Powell pokaże. Ważne jest samo przedstawienie materiałów i reakcja członków RB. Można założyć, że materiały będą niejednoznaczne, a reakcja niejednolita i nic nadal się nie wyjaśni, ale dzisiaj rynki mogą się zacząć już niepokoić.

Korzystając z relatywnego uspokojenia rynki Eurolandu próbowały mocno rosnąć, ale szybko ustabilizowały się około poziomu piątkowego zamknięcia i zapanował marazm. Nasz rynek to była inna historia. W czwartek spadał mimo wzrostów w Europie. W piątek rósł, a w momencie, kiedy indeksy w Eurolandzie mocno spadały, prawie nie reagował. Zarówno w czwartek, jak i w piątek obroty były symboliczne. Fundusze czekają i nie ma co wzorować się na zachowaniu rynków europejskich. Wczoraj było bardzo podobnie: mały obrót nie potwierdzał sporego wzrostu (przede wszystkim rósł sektor bankowy).

Indeks aktywności gospodarczej w sektorze produkcyjnym w styczniu (ISM) nie potwierdził odczytu PMI Chicago, co mogło wczoraj rynkowi amerykańskiemu przeszkodzić we wzroście. Dzisiaj o 16.00 dowiemy się, jakie były zamówienia fabryczne w grudniu w USA (prognoza: + 0,3 proc.). Nie oczekuję wpływu tych danych na rynek. Po sesji w USA wyniki kwartalne poda Cisco. Co prawda jutro jest wielki dzień (Powell i Rada Bezpieczeństwa), ale te wyniki będą ważne dla rynku. Na GPW równie prawdopodobne są zarówno małe zmiany indeksów, jak i kontynuowanie fali B korekty, która się już rynkowi należy. Po obrocie można będzie się zorientować, czy mamy do czynienia z falą B czy ruchem powrotnym do 1150 pkt. Jeśli zacznie się wzrost, a obrót będzie sporo większy niż podczas ostatnich sesji, to mamy początek fali B. Jeśli nadal będzie mały, to zarówno wzrosty jak i spadki nie będą miały najmniejszego znaczenia — w dowolnej chwili sytuacja może się zmienić o 180 stopni, ale wsparcie na 1095 pkt nie pęknie.