Samorządowcy wciąż biorą do kieszeni — wynika z raportu przygotowanego dla Fundacji im. Stefana Batorego. Problem dotyczy zarówno radnych, jak też urzędników, a cierpią tradycyjnie przedsiębiorcy.
Wczoraj opublikowano raport „Opinia publiczna i urzędnicy o korupcji w samorządach”, przygotowany dla Fundacji im. Stefana Batorego. Wyniki nie napawają optymizmem.
— Znajomość osób biorących łapówki zadeklarowało 21 proc. badanych. W 2001 r. było to 26 proc., a w 2000 r. prawie 30 proc. Nie oznacza to, że korupcja się zmniejszyła, ale stała się bardziej skoncentrowana. W ciągu ostatnich 3-4 lat 16 proc. pytanych wręczyło łapówkę, taką samą odpowiedź udzieliło 16 proc. w 1993 r. Mamy więc do czynienia ze stabilizacją zjawiska — wyjaśnia Anna Kubiak, autor raportu.
Blisko 45 proc. respondentów zetknęło się z wykorzystywaniem funkcji dla uzyskania dodatkowych korzyści, a ponad 10 proc. z braniem łapówek. Ocena radnych w oczach wyborców wypadła bardzo słabo. Praca urzędników samorządowych spotkała się z większym uznaniem niż radnych. Nie uniknęli jednak posądzenia, że załatwiając sprawy kierują się znajomościami i protekcją, przyspieszają ich załatwienie po otrzymaniu łapówki, a 10 proc. badanych twierdzi, że są one wręcz wymuszane.
— Blisko jedna trzecia urzędników nie widzi konfliktu interesów np. w prowadzeniu przez zatrudnionego w urzędzie geodetę czy architekta własnego biura, sprzedaży mienia komunalnego krewnym, prowadzenie odpłatnie po pracy szkoleń czy kursów finansowanych przez budżet gminy. To rodzi atmosferę przyzwolenia na korupcję — mówi Anna Kubiak.
Opinie na temat korupcji w samorządach są jednak bardzo różne.
— Trudności we współpracy wynikają z niekompetencji osób pracujących w komisjach w samorządach, a nie z występowania zjawisk korupcyjnych. Często inwestorzy, którzy nie są przygotowani do skomplikowanych procedur administracyjnych, usprawiedliwiają się twierdzeniami o przekupstwie samorządowców. Dużo budujemy w Warszawie, ale nie spotkałem się z cennikiem za wydanie lub przyspieszenie decyzji czy pozwolenia na budowę — twierdzi Grzegorz Kiełpsz, członek zarządu Dom Development.
— Korupcja jest wszędzie, nie tylko w branży budowlanej. Aby coś załatwić, trzeba wiedzieć komu i ile należy dać. Najwięcej do powiedzenia mogą mieć na ten temat spółki, które wygrały przetargi publiczne organizowane przez gminy — twierdzi anonimowy deweloper.
Julia Pitera, prezes polskiego oddziału Stowarzyszenia Transparency International, utrzymuje, że istnieje cennik za szybsze wydanie np. pozwolenia na budowę czy zmianę przeznaczenia terenu.
— Wielokrotnie zwracali się do nas inwestorzy, pragnący uniknąć płacenia łapówek. Dajemy im broń w postaci przepisów prawa oraz wspólnie układamy scenariusz pozwalający uczciwie załatwić sprawę — mówi Julia Pitera.
Samorządowcy gnębią często branżę paliwową.
— Najczęściej mamy do czynienia z korupcją przy okazji pozwoleń na budowę. Niekiedy wskazywano firmę, u której należy zamówić projekt stacji. Trzeba jednak przyznać, że najwięcej takich sytuacji było w latach 90. Teraz budujemy mniej — mówi właściciel stacji.