Skala bezrobocia wszystkich zaskoczy

Marcel LesikMarcel Lesik
opublikowano: 2020-04-02 22:00

Choć pracodawcy ostrzegają przed masowymi zwolnieniami, ekonomiści nie są zgodni co tego, jak długo i jak mocno rynek pracy będzie cierpiał z powodu koronawirusa

Przeczytaj tekst i dowiedz się:

  • jakie nastroje panują wśród polskich przedsiębiorców,
  • dlaczego ekonomiści nie są przekonani, że wzrost bezrobocia będzie związany z planowanymi zwolnieniami,
  • jakie inne okoliczności mogą sprawić, że sytuacja na rynku pracy nie będzie aż tak zła, jak się dziś wydaje.

Pierwsze wskaźniki koniunktury sygnalizują to, czego większość ekonomistów się spodziewała — światowa pandemia koronawirusa przyniosła nie tylko niemal milion zarażeń i dziesiątki tysięcy ofiar, ale także globalny kryzys. Choć wiąże się on ze spadkiem PKB, widmem deflacji i problemami z utrzymaniem płynności części banków, dla „przeciętnego Kowalskiego” najważniejszą konsekwencją każdego gospodarczego tąpnięcia jest kryzys na rynku pracy obfitujący w rosnące bezrobocie. Tak też jest w tym przypadku — z jedną istotną różnicą: tego rodzaju kryzysu, uderzającego zarówno w popyt, jak i podaż, nie mieliśmy jeszcze nigdy we współczesnej gospodarce. W związku z tym nawet eksperci nie są w stanie przewidzieć, jak źle będzie wyglądała sytuacja pracowników w najbliższych miesiącach i latach.

Pracodawcy straszą…

Polski Instytut Ekonomiczny szacuje, że 4,2 mln osób pracuje w branżach silnie narażonych na ekonomiczne konsekwencje lockdownu — to co czwarty zatrudniony w polskiej gospodarce. Ponad połowa zagrożonych miejsc pracy przypada na handel (1,6 mln pracowników i 600 tys. przedsiębiorców). Dla porównania: w szczycie bezrobocia w III RP, a więc około 2002 r., bez pracy były 3 mln ludzi, a więc 20 proc. aktywnych zawodowo. Pracodawcy ostrzegają, że jeśli działania rządu będą nieskuteczne, powrót do dwucyfrowego bezrobocia jest całkiem realny. Według opublikowanej wczoraj ankiety Pracodawców RP 2/3 pytanych firm deklaruje chęć redukcji zatrudnienia w ciągu najbliższych trzech miesięcy. Konfederacja Lewiatan alarmuje, że jeśli nie będzie hojniejszego wsparcia dla firm, bezrobocie szybko osiągnie 10 proc. Analitycy Personnel Service mówią o zwolnieniach sięgających 2 mln osób, jeżeli narzędzia osłonowe państwa nie zadziałają. Jakby na potwierdzenie tych słów polski producent rowerów górskich Kross zapowiedział w minionym tygodniu zwolnienie 25 proc. załogi, czyli około 100 osób. Jedno jest pewne, wszelkie szacunki co do skali kryzysu na rynku pracy obarczone są gigantycznym błędem. Zapytaliśmy więc ekonomistów o to, na jakie czynniki należy zwracać uwagę, by ocenić skalę szkód dla polskich pracowników.

Część ekonomistów uspokaja…

Zdaniem Jakuba Borowskiego, głównego ekonomisty Credit Agricole, część przewidywanego wzrostu bezrobocia nie będzie związana z masowymi zwolnieniami.

„Skala wzrostu stopy bezrobocia rejestrowanego będzie większa, niż wynikałoby to ze spadku zatrudnienia — kontynuowana będzie tendencja do masowego rejestrowania się Polaków (m.in. osób biernych zawodowo, pracujących w szarej strefie, czy też wykonujących pracę w ramach umowy o dzieło) w urzędach pracy jako osoby bezrobotne w celu uzyskania ubezpieczenia zdrowotnego. Drugim źródłem wzrostu bezrobocia będzie powrót Polaków z zagranicy. Będą to czynniki wyraźnie podbijające ścieżkę stopy bezrobocia w średnim okresie” — uważa Jakub Borowski.

Wojciech Stępień, ekonomista BNP Paribas, jest jednak optymistą. Jego zdaniem, jeśli zamknięcie polskiej gospodarki uda się znieść po sześciu tygodniach, efekty na rynku pracy będą krótkotrwałe.

— Kluczowe jest to, czy tarcza antykryzysowa przyniesie efekt. Jeśli pandemia potrwa maksymalnie do połowy maja, nie będzie dramatycznego wzrostu bezrobocia. W związku z tym nie można zakładać już teraz, że na koniec roku bezrobocie będzie przekraczało 10 proc. Najważniejsze, że program rządowy ma szansę zadziałać tak, że gospodarka nie wykolei się przez sześć tygodni. W takim scenariuszu ryzyko wzrostu bezrobocia do 10 proc. lub więcej nie jest założeniem bazowym. Jeśli jednak lockdown potrwa dłużej, jego skutki będą trwalsze — w szczególności w sektorze usług. Wtedy zredukowanie wywołanego przez pandemię kryzysu będzie znacznie bardziej bolesne i długotrwałe — uważa Wojciech Stępień.

…inni ostrzegają

Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego, zwraca uwagę na czynnik, który może zmniejszyć skalę bezrobocia — milion pracujących u nas Ukraińców.

— Oni stracą pracę w pierwszej kolejności. Ta naturalna poduszka dla polskich pracowników to najistotniejszy argument za małym spadkiem bezrobocia. Obecnie obserwuje się wprawdzie oblężenie powiatowych urzędów pracy. Podejrzewam jednak, że oprócz osób, które straciły pracę, rejestrują się w nich ludzie powracający z emigracji z Europy Zachodniej, a także formalnie bierni zawodowo, którzy mieszkali w Polsce i pracowali za granicą w szarej strefie, a teraz poczuli potrzebę uzyskania ubezpieczenia zdrowotnego — mówi Rafał Benecki.

Spodziewa się jednak, że obostrzenia potrwają przynajmniej przez większość maja, a sytuacja na rynku pracy będzie trudna, m.in. z powodu zbyt restrykcyjnych zasady przyznawania rządowej pomocy.

— Jeśli przedsiębiorcy naprawdę się przestraszą, a programy rządowe będą działać słabo, możemy oczekiwać powrotu do sytuacji sprzed ośmiu lat, gdy bezrobocie ostatni raz przekraczało 10 proc. Kłopot z programem rządowym jest taki, że choć gwarantuje dopłaty do pracy, warunki ich otrzymania są trudne do spełnienia, bo wymagają od przedsiębiorstwa zadeklarowania niezmiennego zatrudnienia jeszcze dwa miesiące po ustaniu wsparcia. To może być bardzo trudne do zrealizowania, jeśli czeka nas druga fala pandemii na jesieni — uważa analityk ING Banku Śląskiego.