Następca Hanny Gronkiewicz- -Waltz w warszawskim ratuszu na początku kadencji dostanie w spadku gorący kartofel. Z pierwszych wywiadów, których Rafał Trzaskowski udzielił po niedzielnym głosowaniu, wynika, że zdaje sobie sprawę z wyzwania, jakim jest wprowadzenie w Warszawie nowego systemu segregacji odpadów. Może jednak nie wiedzieć, jak bardzo sytuacja jest patowa.

Od 1 stycznia, zgodnie z rozporządzeniem ministra środowiska i uchwałą rady miasta, w Warszawie zmienią się zasady segregowania śmieci — oficjalnie. Nieoficjalnie wiadomo już, że nie ma szans na to, żeby tak się stało. Sukcesem będzie już to, jeśli przed końcem roku uda się zakończyć przetarg na „odbiór odpadów komunalnych z terenu nieruchomości położonych w m. st. Warszawa i ich transport do wskazanej przez zamawiającego instalacji lub stacji przeładunkowej”. Dotyczy on wszystkich dzielnic — od Białołęki po Ursynów. Wszyscy głowią się, jak to będzie — i miasto, i spółki śmieciowe.
Marcowy scenariusz
Po kolei. Pod koniec grudnia w Warszawie przestaną obowiązywać umowy ze wszystkimi firmami, które przez ostatnich kilka lat odbierały odpady. Poza miejską spółką MPO (która obsługuje ponad 60 proc. terenów miasta) są to spółki Lekaro i Suez Polska. Ogłoszony we wrześniu przetarg ma wyłonić ich następców (jest podzielony na części, dla poszczególnych dzielnic, więc nie będzie to prawdopodobnie tylko jedna firma). Chętnych jest niemało — poza dotychczasowymi wykonawcami usługi odbioru opadów z warszawskich śmietników i posesji, o lukratywną umowę (szacunkowa wartość zamówienia sięga prawie 0,5 mld zł, a kontrakty będą zawarte na 36 miesięcy) będą starać się prawdopodobnie Remondis, Byś i Hetman, a to tylko te firmy, które ujawniły zainteresowanie. Z grona zainteresowanych już trzy firmy zdążyły wnieść do Krajowej Izby Odwoławczej (KIO) zastrzeżenia do specyfikacji istotnych warunków zamówienia.Problem w tym, że KIO uwzględniła niektóre z tych żądań — w tym jedno kluczowe. Zgodnie ze wstępnym wyrokiem — po podpisaniu umowy z miastem firmy będą mieć co najmniej trzy miesiące na przygotowanie się do realizacji zamówienia na nowych zasadach, czyli do obsługi nowego systemu segregacji odpadów. To oznacza w najbardziej optymistycznym scenariuszu, że śmieci zaczną być zbierane zgodnie z wymogami miasta dopiero w… marcu (zakładając, że umowy z wykonawcami uda się podpisać w listopadzie).
NIK krzyżuje plany
— Miasto nie zmieniło jeszcze nowej specyfikacji, uwzględniającej wyrok KIO — czekamy. Następnie jest czas na składanie ofert, ewentualne odwołania po wyborze wykonawców przez zamawiającego. Jeśli dodać do tego minimalny, określony w wyroku przez KIO, 3-miesięczny okres przygotowawczy od momentu podpisania umowy do rozpoczęcia realizacji zamówienia, jest już pewne, że nie stanie się to przed 1 stycznia — mówi Karol Wójcik ze Związku Pracodawców Gospodarki Odpadami, rzecznik firmy Byś, dodając, że z perspektywy wykonawcy ten czas jest niezbędny na przygotowanie zaplecza kadrowego, taboru i całej logistyki do sprawnej realizacji kontraktu.
Miasto wniosło o uzasadnienie wyroku przez KIO. Gdy je otrzyma, zapewnia, że wprowadzi je w życie.
— Miasto zrealizuje zapisy wyroku KIO. Szczegóły będą znane po doręczeniu jego uzasadnienia — informuje Justyna Michalak z Urzędu m.st. Warszawy.
— Już trzeci tydzień czekamy na pisemne uzasadnienie KIO, a od niego zależą nasze dalsze działania — tłumaczy z kolei Agnieszka Kłąb, rzeczniczka prasowa ratusza.
Śmieci na ulicach?
Jeśli miasto nie wyłoni wykonawców przed Nowym Rokiem, zgodnie z prawem będzie mogło tymczasowo, do czasu ich wyłonienia i podpisania umowy, zlecić zadanie w formie zamówienia z wolnej ręki — dowiadujemy się w ratuszu. Prawdopodobnie więc od 1 stycznia śmieci w całej Warszawie będzie odbierać należące do samorządu MPO, które nie odnosi się do rozstrzygnięcia KIO. Na razie miejska spółka szykuje się do przetargu, tak jak prywatne firmy. Czy jest przygotowana do nowego systemu selektywnej zbiórki — nie wiadomo.
— MPO przygotowuje się do złożenia oferty w przetargu na odbiór odpadów komunalnych od przyszłego roku. Warto zaznaczyć, że po rozstrzygnięciu postępowania przed KIO, w związku z odwołaniami dotyczącymi warunków zamówienia, określone zostaną ostateczne wymaganiaprzetargowe — informuje Wiesława Rudzka, rzeczniczka prasowa MPO.
Pozostaje jednak problem nowej segregacji odpadów.
— Zmiana systemu segregacji odpadów wiąże się z dodatkowymi kosztami w postaci zakupu i dostarczenia nowych pojemników oraz ich oznakowania. Większa liczba frakcji odpadów to również większa liczba tzw. trasówek, co wiąże się z potrzebą opracowania nowych harmonogramów odbioru i zakupu dodatkowych pojazdów — mówi Leszek Zagórski, dyrektor Lekaro.
Problem stanowi czas potrzebny na przygotowanie się do zadania, ale też względy formalne. Nikt nie zakłada jednak, że od 1 stycznia w całej Warszawie będą zalegać śmieci, jak kilka lat temu w Neapolu i kilka miesięcy wcześniej na… Mokotowie, kiedy miasto wypowiedziało umowę Lekaro ze względu na to, że skończył się budżet przeznaczony w kontrakcie na odbiór odpadów przez spółkę. Zanim MPO przejęło zadanie, wielu mieszkańców potknęło się o niejeden worek ze śmieciami.
— Zakładam, że miasto zrobi wszystko, żeby zapewnić odbiór śmieci od 1 stycznia. Jednak sytuacja jest skomplikowana: z jednej strony mamy wymogi prawne co do zakresu obowiązków miasta i wykonawcy odbierającego odpady, z drugiej — kwestie konkurencyjności i takich warunków przetargu, aby nie faworyzowały żadnego z uczestników — komentuje dr Wojciech Hartung, radca prawny z kancelarii Domański Zakrzewski Palinka.
Dla miasta sytuacja będzie nie lada wyzwaniem.
— Jedną rzeczą jest podpisanie umowy od stycznia, co formalnie nadal jest możliwe, choć wydaje się zadaniem ambitnym, a drugą jej fizyczne wykonanie. Kwestię zapewnienia konkurencyjności postępowania przetargowego rozwiąże prawdopodobnie wprowadzenie okresu przejściowego na dostosowanie się do wymogów uchwały miasta, co zdaje się sugerować KIO. W dalszym ciągu jednak pozostaje kwestia spełnienia wymogów prawnych co do zasad gospodarowania odpadami. W tym zakresie ważne jest to, aby za ewentualne nieprawidłowości nie zapłacili mieszkańcy lub wykonawcy — dodaje prawnik.
— Mamy nowe otwarcie w Warszawie. Wierzymy, że miasto podoła wyzwaniu, by śmieci nie zalegały na posesjach, jak to zdarzyło się niedawno na Mokotowie — mówi Karol Wójcik.
Kontrowersyjny in-house
Nieoficjalnie zarówno przedstawiciele ratusza, z którymi rozmawialiśmy, jak też kilku spółek, nie wierzą w to, że gigantyczny śmieciowy przetarg uda się rozstrzygnąć szybko i bez problemów. Kilka miesięcy wcześniej miasto próbowało powierzyć to zadanie w trybie in-house MPO.
— Postępowanie w sprawie udzielenia zamówienia z wolnej ręki in-house zostało zaskarżone przez wykonawców działających lub zamierzających rozpocząć taką działalność na rynku odbioru odpadów komunalnych na terenie Warszawy. Rozprawa, po dwóch miesiącach trwania, została odroczona bez wskazania terminu. W związku z przedłużającym się postępowaniem przed KIO i koniecznością zapewnienia ciągłości świadczenia usług miasto postanowiło unieważnić postępowanie in-house i wszcząć przetarg nieograniczony — mówi Justyna Michalak z ratusza.
Nowy system, więcej worków
8 lutego stołeczni radni przyjęli uchwałę w sprawie regulaminu utrzymania czystości i porządku oraz sposobu i zakresu świadczenia usług w zakresie odbierania odpadów komunalnych oraz ich zagospodarowania w Warszawie, zgodnie z rozporządzeniem ministra środowiska. Rozporządzenie określa pięć rodzajów frakcji odpadów komunalnych, które podlegają segregacji. Od 1 stycznia 2019 r. odpady w stolicy powinny być segregowane do pięciu pojemników: na papier, szkło, metale i tworzywa sztuczne, bioodpady (rozumiane jako odpady kuchenne z wyłączeniem odpadów pochodzenia zwierzęcego oraz tłuszczy) i odpady zmieszane (odpady pozostałe po wysegregowaniu frakcji). Ponadto, zgodnie z regulaminem, na terenie nieruchomości selektywnie zbierać należy odpady zielone oraz odpady wielkogabarytowe.
OKIEM EKSPERTA
In-house, który zawodzi
DR WOJCIECH HARTUNG, radca prawy z kancelarii Domański Zakrzewski Palinka
W przypadku zamówień in-house zasadniczą kwestią powinno być ustalenie, czy jest to właściwa forma realizacji danego zadania, szczególnie w kontekście roli, jaką odgrywa miasto jako organizator rynku usług użyteczności publicznej. Trzeba przypomnieć, że w tym zakresie gmina jest uznawana za przedsiębiorcę i nie powinna nadużywać swojej pozycji dominującej, a w zasadzie monopolistycznej. Ma to szczególne znaczenie na rynkach konkurencyjnych, a do nich z pewnością można zaliczyć warszawski rynek odbierania odpadów komunalnych. Trudno zatem się dziwić, że decyzja miasta o zamiarze powierzenia tego rynku spółce komunalnej, spowodowała, że firmy prywatne zakwestionowały ją, składając odwołania do KIO. Choć nie doszło do ostatecznego rozstrzygnięcia, trzeba powiedzieć, że przedsiębiorcy prywatni osiągnęli swój cel — miasto wycofało się z in-house. Wydaje się, że jednym z istotniejszych powodów tej decyzji była kwestia wykazania uzyskiwania przez miejską spółkę co najmniej 90 proc. przychodów z tytułu zleceń od właściciela, czyli od miasta, co stanowi jedną z formalnych przesłanek dopuszczalności zamówienia in-house. W praktyce ten przepis sprowadza się do tego, że spółka miejska nie może generować więcej niż 10 proc. przychodów ze zleceń komercyjnych.
Te spółki, które nie spełniają tego wymogu historycznie, tj. na podstawie danych z ostatnich trzech lat, próbują wykazać ten warunek na podstawie wiarygodnych prognoz na przyszłość. W przypadku Warszawy było tak, że KIO zażądała upublicznienia takiej prognozy, czego miasto nie chciało zrobić. Z jakich powodów, trudno powiedzieć. Należy pamiętać, że prognozy takie powinny być wiarygodne. Oznacza to, że podlegają weryfikacji, choćby w procesie odwoławczym przed KIO. Praktyka niestety dowodzi, że często gminy nie są do tego przygotowane, prognozy sprowadzają się do przedstawienia końcowego wyniku, który — co nie dziwi — potwierdza wymogi ustawowe. Kluczowa jest jednak w tym przypadku ścieżka dojścia do wyniku, dane wejściowe i tu często pojawia się problem, ponieważ spółki komunalne uzyskują część przychodów z działalności komercyjnej, nierzadko przekraczającej dopuszczalny próg 10 proc. Wydaje się, że m.in. ta kwestia powinna zostać dopracowana w trakcie prac nad nową ustawą dotyczącą zamówień publicznych. Dla wiarygodności prognozy powinna być sporządzana przez niezależną od zamawiającego i spółki komunlanej firmę zewnętrzną, która dysponując wszelkimi danymi podstawowymi, mogłaby wskazywać, czy kryterium przychodowe zostało osiągnięte.