STAWIAM NA RYNEK NIERUCHOMOŚCI

Artur Niewrzędowski
opublikowano: 2000-04-07 00:00

STAWIAM NA RYNEK NIERUCHOMOŚCI

SNAJPER: Józef Hubert Gierowski zdołał wypracować sobie w kilku giełdowych spółkach pozycję inwestora bez którego nie można było podjąć żadnych strategicznych decyzji co do dalszego ich losu. Bez jego zgody Hiszpanie nie zdołaliby tak ławto wejść do Morlin, a Amerykanie do Animexu. Strzelał więc szybko i celnie. fot. Borys Skrzyński

Józef Hubert Gierowski, znany inwestor giełdowy, zamierza bardziej zdecydowanie wejść na rynek nieruchomości. Sytuacja na światowych giełdach — jego zdaniem — nie skłania do inwestycji, dlatego stopniowo zmniejsza on swoje zaangażowanie w akcje. Wyklucza również inwestycje w sektor IT.

„Puls Biznesu”: Prowadzi Pan spór z Wydawnictwami Szkolnymi i Pedagogicznymi o prawo do zabytkowej kamienicy w Warszawie przy placu Dąbrowskiego. Jakie ma Pan plany związane z tym budynkiem i wydawnictwem?

Józef Hubert Gierowski: Zarząd WSiP kwestionuje zasadność moich praw do kamienicy, którą w 1996 roku nabyłem od prawnych właścicieli — rodu Tarnowskich. Roszczenia, które szacuję na 100 mln zł, wydawnictwo uznało za szokujące. Wielokrotnie proponowałem polubowne załatwienie problemu. Jedną z form uregulowania moich roszczeń może być ich realizacja w akcjach wydawnictwa. To wyraz mojej wiary, że firma ma perspektywy.

Mam wiele pomysłów na usprawnienie jej funkcjonowania, zahamowanie spadku jej wartości i udziałów rynku. Jako właściciel kamienicy przygotowałem plan jej rewaloryzacji. Przeszkodą w realizacji tych zamierzeń jest stanowisko zarządu WSiP. Sytuacja, w której doradcy prawni wydawnictwa ignorują moje prawo własności, odwlekając rozliczenie finansowe, może doprowadzić do zachwiania płynności finansowej prywatyzowanego przedsiębiorstwa, a wręcz jego upadku. Kamienica może nadal, na komercyjnych zasadach, być siedzibą wydawnictwa.

— Co — Pana zdaniem — powinno zrobić Ministerstwo Skarbu Państwa? Pańskie roszczenia przekraczają przecież wartość WSiP.

— Ministerstwo powinno zastanowić się, czy postępowanie zarządu nie działa na szkodę przedsiębiorstwa. Moim zdaniem, należy wstrzymać prywatyzację. To, że państwowa firma kwestionuje prawo własności, jest sprzeczne nie tylko z fundamentami gospodarki rynkowej, ale także z hasłami kampanii wyborczej obecnej koalicji.

— Czy zamierza Pan wziąć udział w prywatyzacji przedsiębiorstw należących do Skarbu Państwa?

— Nie mam dobrych doświadczeń związanych z udziałem w procesach prywatyzacyjnych. Do tej pory niczego nie udało mi się kupić od Skarbu Państwa. Wolę nabywać firmy bezpośrednio od prywatnych właścicieli lub poprzez giełdę.

— Zamierzał Pan zainwestować w Tory Wyścigów Konnych na warszawskim Służewcu. Dlaczego ten projekt się nie powiódł?

— Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa dwukrotnie przedstawiłem projekt zagospodarowania Służewca. Przetargi, w których brałem udział, zostały unieważnione. Zamierzałem zbudować sieć wewnętrznych zakładów. Decyzja Skarbu Państwa o oddaniu Służewca Totalizatorowi Sportowemu, czyli pozostawienie torów w państwowych rękach, nie jest dobrym rozwiązaniem. Wyścigi są dla mnie nadal interesującym przedsięwzięciem inwestycyjnym. Jeżeli pojawi się możliwość zainwestowania, chętnie z niej skorzystam.

— Jakie ma Pan plany wobec rynku piwnego?

— Nie widzę możliwości dalszych sensownych akwizycji w browarnictwie. Zamierzam skupić się na restrukturyzacji kontrolowanych przeze mnie browarów w Łomży i Lublinie. Głównym projektem, związanym z browarem w Łomży, jest modernizacja linii technologicznych. To oznacza praktycznie budowę nowego browaru. W czerwcu ruszy nowa linia rozlewnicza. W Lublinie również zwiększamy moce produkcyjne. Koszt programów inwestycyjnych w tych spółkach szacuję na kilkadziesiąt milionów złotych.

Geograficzne położenie browarów sprzyja ich konsolidacji w zakresie dystrybucji i zakupów. Być może w przyszłości na ich bazie utworzę mały holding piwny. Obecnie najważniejsze jest ich doinwestowanie i ustabilizowanie pozycji na rynkach lokalnych. Traktuję te inwestycje długoterminowo. Chcę, żeby kontrolowane przeze mnie browary pozostały w polskich rękach.

— Nie jest tajemnicą, że zarobił Pan duże pieniądze na sprzedaży akcji Animexu. Ostatecznie kupującym Pańskie walory była amerykańska spółka.

— Zdecydowałem się na inwestycje w Animex, gdyż branża mięsna miała dobre perspektywy rozwoju. Jednocześnie była to ostatnia w Polsce firma, którą można było przejąć na tak atrakcyjnych warunkach. Spółkę sprzedałem zagranicznemu inwestorowi tylko dlatego, że jej główny rynek zbytu — Rosja — załamał się. W utrzymanie firmy na powierzchni musiałbym zainwestować 100 mln USD. Mogłem albo doprowadzić do upadku Animexu i sam ponieść straty, albo sprzedać go Amerykanom.

Jednym z głównych argumentów przemawiających za sprzedażą był także brak kompetentnego zarządu, który mógłby przeprowadzić spółkę przez kryzys rosyjski. Do sprzedaży skłoniło mnie również to, że Skarb Państwa nie pozwolił Animexowi na przejęcie Morlin.

— Jest Pan uważany za jednego z większych inwestorów na warszawskiej giełdzie. Czy zdarzają się jeszcze dobre okazje do zainwestowania?

— Do niedawna spółką wartą zainteresowania był m.in. Impex-metal. Jednak takich okazji, jak moja inwestycja w Animex, już nie ma i myślę, że długo nie będzie. Polska jest rynkiem bardzo interesującym dla inwestorów zagranicznych.

— Jak duże jest Pana zaangażowanie na giełdach?

— Obecnie zmniejszam poziom swoich inwestycji na rynkach giełdowych. Spowodowane jest to sytuacją makroekonomiczną na świecie, a w szczególności w USA. Ludzie inwestują coraz więcej pieniędzy, które w znacznej mierze są pożyczane z banków. Grozi to kryzysem. Alternatywą są dla mnie inwestycje w nieruchomości.

— Wiele osób postrzega Pana jako spekulanta...

— Inwestując na giełdach, nie kieruję się modą ani plotkami. Na moje decyzje mają wpływ jedynie wskaźniki fundamentalne spółek, którymi się interesuję. Jestem inwestorem długoterminowym, a nie spekulantem.

— Czy interesuje Pana giełdowy rynek IT?

— Nie, nie wchodzę w ten segment rynku. To bańka mydlana. Wyceny tych spółek są wzięte z sufitu.

— Na ile szacuje Pan swoje inwestycje w Polsce?

— Stanowią one 50 proc. wszystkich moich inwestycji. Niechętnie mówię o pieniądzach. Chciałbym, żeby wartość moich inwestycji w Polsce i na świecie pozostała informacją poufną.

Inwestując na giełdach, nie kieruję się modą ani plotkami.

"Na moje decyzje mają wpływ jedynie wskaźniki fundamentalne spółek, którymi się interesuję. Jestem inwestorem długoterminowym, a nie spekulantem".