„Pomidor" - tak Mateusz Juroszek, prezes STS, odpowiedział w kwietniu na pytanie „PB" o możliwość giełdowego debiutu największego polskiego bukmachera. Nie minęło pół roku, a debiut staje się realny. 31 sierpnia bukmacherska spółka, kontrolowana przez rodzinę Juroszków (patrz ramka), złożyła w KNF prospekt emisyjny. Wejście na GPW nie jest jednak jeszcze przesądzone.
„Spółka i jej akcjonariusze nie podjęli jeszcze ostatecznej decyzji w sprawie ewentualnego IPO oraz struktury oferty. STS Holding poinformuje o następnych krokach około daty zatwierdzenia prospektu przez KNF (w przypadku jego zatwierdzenia), oraz po rozważeniu sytuacji rynkowej i innych czynników” – podał STS w komunikacie.
Krajowy gigant
STS to zdecydowany numer jeden na polskim rynku bukmacherskim – przynajmniej tym legalnym. Licencję Ministerstwa Finansów (MF) na przyjmowanie zakładów wzajemnych ma obecnie 20 firm, a wartość krajowej branży w ubiegłym roku, mimo pandemicznego przestoju w rozgrywkach sportowych i odwołaniu największych imprez, sięgnęła 7,2 mld zł.
Szykująca się do debiutu spółka szacuje swój udział w tym rynku na ok. 46 proc., zdecydowanie wyprzedzając wicelidera, Fortunę (niespełna 30 proc.) i resztę stawki, w której żadna z firm nie ma więcej niż 10 proc. rynku. W ubiegłym roku STS miał w Polsce 2,92 mld zł przychodów, czyli o 7,7 proc. więcej niż rok wcześniej. Zanotował przy tym prawie 160 mln zł EBITDA i 126,8 mln zł czystego zysku.
1. Do tej pory unikał pan mówienia o giełdowym debiucie. Dlaczego teraz zdecydowaliście się na przygotowanie prospektu i po co STS ma wchodzić na GPW?
Zdecydowaliśmy się złożyć prospekt w KNF, bo wierzymy, że grupa taka jak STS, o doskonałej pozycji rynkowej, z dużą rozpoznawalnością oraz silnym zespołem menadżerskim, będzie atrakcyjna dla inwestorów polskich oraz zagranicznych. Uważam, że spółka o parametrach STS powinna być publiczna - wierzę w giełdę, co mówiłem w trakcie jednego z naszych ostatnich wywiadów. Wejście na giełdę to też naszym zdaniem dodatkowy impuls do rozwoju biznesu i ożywczy proces dla pracowników.
2. Inwestorzy przy IPO lubią słuchać o potencjale wzrostu spółek. Tymczasem STS ma ok. połowę udziałów w legalnym polskim rynku. To gdzie może rosnąć?
Dane z Ministerstwa Finansów pokazują, że nasz sektor rośnie organicznie oraz czerpie z uszczelniania szarej strefy. Jesteśmy spokojni o dalszy wzrost. Ponadto STS od 2019 r. działa poza Polską, ma licencję w Wielkiej Brytanii i Estonii.
3. Rok temu wspominał pan o sporym zainteresowaniu STS ze strony inwestorów finansowych. Czy to zainteresowanie wciąż jest i czy możliwa jest sprzedaż pakietu funduszowi zamiast giełdowego debiutu?
Zdecydowaliśmy się na złożenie prospektu w celu wejścia na giełdę warszawską, a decyzję o IPO podejmiemy w stosownym czasie, standardowo dla procesów tego typu. Tak widzimy dalszy rozwój naszej grupy.
Nierówna konkurencja
Legalny rynek to oczywiście nie wszystko, bo rywalizuje z nim bukmacherska szara strefa, czyli zarejestrowani w innych krajach i nie płacący w Polsce podatków operatorzy, u których za pośrednictwem internetu obstawiają polscy gracze. Jeszcze kilka lat temu szara strefa odpowiadała za ponad 50 proc. rynku bukmacherskiego, a teraz – według MF – wciąż generuje ok. 10 proc. obrotów całej branży. Firmy bukmacherskie te wyliczenia kwestionują, jako uwzględniające tylko wycinek rynku i kwitnące w internecie nielegalne gry kasynowe.
Faktem jest, że pozycja zagranicznych bukmacherów mocno osłabła po wprowadzeniu nowelizacji ustawy hazardowej w końca 2016 r., która dała MF m.in. możliwość blokowania stron nielegalnych operatorów. Znacznie wzrosła też popularność zakładów online, które w przypadku STS odpowiadają już za 85 proc. obrotów. Dla całej krajowej branży, a zwłaszcza dla jej lidera, był to solidny dopalacz – już w 2017 r. przychody spółki rodziny Juroszków podwoiły się i po raz pierwszy przekroczyły 1 mld zł, a czysty zysk wzrósł cztery razy, do prawie 93 mln zł, a w kolejnych latach było tylko lepiej.
Od początku 2019 r. STS próbuje sił na rynkach zagranicznych, które – według słów Mateusza Juroszka – przynoszą teraz „kilkaset milionów złotych przychodów” i mogą osiągnąć rentowność „w ciągu dwóch-trzech lat”. Chodzi głównie o rynek brytyjski i kraje Europy Zachodniej. W efekcie, jak podaje STS w komunikacie, wartość przyjętych przez całą grupę zakładów wyniosła w ubiegłym roku 3,32 mld zł. Do tego w biznesowej układance dochodzi działalność informatyczna, związana z oprogramowaniem bukmacherskim, prowadzona przez czeską spółkę Betsys, nad którą STS przejął kontrolę w ubiegłym roku.

Bukmacherska gorączka
Na warszawskiej giełdzie nie ma obecnie żadnej firmy bukmacherskiej. Do połowy 2018 r. obecna na niej była Fortuna, numer dwa na polskim rynku oraz w Czechach i na Słowacji, notowana równolegle na giełdzie w Pradze. Fundusz Penta zdejmował ją z parkietu przy wycenie na poziomie 1,6 mld zł, a spółka notowała wówczas 55 mln EUR rocznego zysku na poziomie EBITDA (ok. 230 mln zł). Kapitalizacja była więc siedmiokrotnością EBITDA.
Teraz porównywalne spółki notowane są przy znacznie wyższych wskaźnikach – według zestawienia Bloomberga mediana dla firm bukmacherskich to wycena na poziomie 23,5-krotności EBITDA. W przypadku STS, na podstawie danych finansowych z ubiegłego roku, oznaczałoby to wycenę rzędu 3,75 mld zł. W grupie porównawczej są jednak spółki, dla których dużą lub przeważającą częścią biznesu są kasynowe gry online, na które w Polsce monopol ma Totalizator Sportowy, a także dostawcy platform technologicznych. Wyżej wyceniane są też spółki z ekspozycją na rynek amerykański, otwierający się w ostatnich latach na zakłady sportowe.
W europejskiej branży, w tym w krajach regionu, aktywne w ostatnim czasie stały się fundusze private equity. Pod koniec ubiegłego roku nowojorski fundusz Apollo za 0,5 mld EUR (2,25 mld zł) kupił 50 proc. w firmie Sazka, która jest liderem czeskiego rynku bukmacherskiego, ale zarabia też znaczne pieniądze na organizowaniu loterii, będąc prywatnym odpowiednikiem Totalizatora Sportowego. Niespełna dwa miesiące temu Bloomberg podał, że czeska firma, której EBITDA sięga 600 mln EUR, rozważa debiut na londyńskiej giełdzie.
W szeroko pojętej branży hazardowej i bukmacherskiej pandemia mocno zaszkodziła tradycyjnym kasynom, ale wyraźnie wzrosły przychody wszystkich firm, które miały silny segment online. W STS, mimo wciąż sporej sieci placówek stacjonarnych, internet odpowiada za 85 proc. obrotów, co jest na tle europejskim wysokim wynikiem. Na tle rynku polskiego spółka wyróżnia się z kolei wysoką rentownością - to duże kilka procent przy małych kilku procentach u największych konkurentów. Rośnie też wciąż w szybszym tempie niż rynek mimo już bardzo wysokich udziałów. Z perspektywy firmy bukmacherskiej to idealny moment na wprowadzenie na giełdę. W USA i Wielkiej Brytanii notowane spółki bukmacherskie i kasynowe, choć nieporównywalne wprost do STS, mocno rosną w ciągu ostatnich 4-6 kwartałów, a w całej Europie szara strefa traci udziały. Na GPW byłaby to jedyna spółka tego typu, mogłaby więc liczyć na zwiększone zainteresowanie inwestorów i premię do wyceny. Wskaźnikowo spółki tego rodzaju wyceniane są na 25-50 razy zysk netto, teoretycznie mówimy więc o kapitalizacji rzędu dużych kilku miliardów złotych. Jeśli miałbym spekulować, spodziewałbym się sprzedaży w IPO części istniejącego pakietu i akcji nowej emisji. Upłynnienie części pakietu pozwoliłoby rodzinie Juroszków na większą dywersyfikację biznesu i kontynuację prowadzonych inwestycji - czy to zakupów na światowych giełdach, czy konsolidacji polskich TFI. Sprzedaż akcji nowej emisji pozwoliłaby natomiast STS-owi np. na inwestycje w technologiczne spółki hazardowe i podmioty na rynkach zagranicznych, co zmitygowałoby największy czynnik ryzyka, czyli dużą ekspozycję na jeden, mocno regulowany i nadzorowany przez państwo rynek.
Majątek rodziny Juroszków budowany był od wczesnych lat 90. Wywodzący się z Cieszyna Zbigniew Juroszek sprzedał wtedy bogatą kolekcję znaczków i zainwestował pieniądze najpierw w import tekstyliów, a potem w segment deweloperski. Kierowana przez niego deweloperska spółka Atal zajęła się budownictwem mieszkaniowym w największych miastach: Gliwicach, Katowicach, Krakowie, Łodzi, Poznaniu, Warszawie, Wrocławiu i Trójmieście. W ubiegłym roku sprzedała prawie 2,9 tys. mieszkań, co na polskim rynku jest wynikiem numer dwa (po Dom Development). W ostatnich latach kupiła też grunty w niemieckim Dreźnie. Spółka od 2015 r. notowana jest na GPW, a należący do rodziny Juroszków 83-procentowy pakiet jest wart obecnie 1,6 mld zł.
Jeszcze cenniejszym składnikiem majątku jest bukmacherski STS. Firmą, której inwestorem w przeszłości był brytyjski Stanleybet, od blisko dekady kieruje Mateusz Juroszek, pod którego sterami zbudowała ona bardzo silną pozycję w bukmacherce internetowej i zdystansowała konkurentów na krajowym rynku – jej udział w obrotach legalnej branży zbliża się do 50 proc. W ostatnim roku doszły do tego inwestycje w spółki zarządzające funduszami inwestycyjnymi – rodzina kupiła pakiety akcji Quercusa, Skarbca i Esaliens TFI. Poza tym rodzina Juroszków aktywnie inwestuje na rynku nieruchomościowym oraz giełdowym, uczestnicząc w IPO i obracając akcjami big-techów oraz innych firm bukmacherskich.
Całkowitą wartość majątku rodziny Juroszków „Forbes" szacował w ostatniej edycji rankingu 100 najbogatszych Polaków na 4,82 mld zł. Dało to w zestawieniu ósme miejsce – tuż za Rafałem Brzoską, a przed właścicielami Adamedu.