Piątkowy występ czytelnika "PB"Janusza Palikota na naszych łamach (obok m.in. Jana Kulczyka, Zygmunta Solorza, Michała Sołowowa, Ludwika Sobolewskiego) wywołał ożywioną dyskusję. Temat idealny do zapełnienia weekendu podjęła zarówno klasa polityczna, jak i niektóre media. Wspólny mianownik przesiąkniętej zazdrością reakcji obu środowisk zdefiniowany został w tytule.
Wizerunek Janusza Palikota ukazał się w "PB" już setki razy. Początkowo jako biznesmena, a od dwóch lat jako przewodniczącego sejmowej komisji Przyjazne Państwo. Oczywiście nigdy nie wiązało się to z jakąkolwiek gratyfikacją w którąkolwiek stronę. I na takich samych zasadach opiera się obecna kampania promocyjna dziennika — uwaga —na naszych własnych łamach! To okoliczność o kapitalnym znaczeniu, którą pominęli weekendowi krytykanci.
Nikt z nich nie zauważył również na okładce piątkowego "PB" wielkiego tytułu "Klapa legislacyjnej rewolucji" ze zdjęciem premiera Tuska. Dopóki będą się u nas ukazywały materiały tak krytyczne wobec pustosłowia rządu, także politycy koalicji mogą z czystym sumieniem chwalić się czytaniem "Pulsu Biznesu".