Katalogi aukcji, mieszczące setki podobnych do siebie monetek, mogą tylko utwierdzać w przekonaniu, że rynek numizmatów to zarezerwowany dla bywalców chaos. W bezmiarze pozycji niełatwo się od razu zorientować, który z wycenionych na 10 tys. zł trojaków — dosłownie, trzech groszy — na licytacji będzie miał wartość ponaddziewięciokrotnie wyższą. Na rynkach dóbr alternatywnych nie da się przecież powiedzieć, że numizmaty, szwajcarskie zegarki czy niezrozumiałe obrazy drożeją w ogóle. Niektóre mogą drożeć, dlatego ważne, żeby się dowiedzieć, jak bez wielogodzinnego studiowania tych katalogów wtrącić między swoje aktywa właściwe trzy grosze.

Grading cenniejszy niż złoto
Pięciodukatowa złota moneta z czasów Zygmunta III Wazy wylicytowana została do 520 tys. zł, a wspomniane trzy grosze Stefana Batorego osiągnęły cenę 95 tys. zł, podaje Antykwariat Numizmatyczny Michała Niemczyka, który wystawił je na aukcję w październiku 2016 r. Żeby od razu rozwiać przypuszczenia, że to kruszec stanowi choć trochę o cenności, trzeba zaznaczyć, że trojak niewiele większy niż 2 cm jest srebrny i towarzyszy mu kompletnie niezrozumiały zapis NGC MS63. Od inwestora, który chce w długim terminie zarobić, nikt nie wymaga biegłości w odczytywaniu takich kodów — katalog wyjaśnia, że NGC to amerykański grading, a właśnie MS63 to najwyższa nota.
Z takiej wiadomości wynika, że moneta jest znakomicie zachowana, ale żeby wnioskować o inwestycyjnej wartości, potrzebna jest jeszcze jedna informacja — czy jest tylko ładna, czy może również rzadka. Taki trojak pojawił się na rynku aukcyjnym pierwszy raz, a katalog wymienia niejedną znaczącą kolekcję, której nie wzbogacił, włącznie z narodową i muzealną — ta co prawda dysponuje tym typem trojaka, ale w dużo gorszym stanie. Te dwie kwestie są do wychwycenia nawet bez specjalnego przygotowania, dlatego warto nie zniechęcać się opisami wielopolowych tarcz herbowych na rewersach czy niejasnych łacińskich treści w otokach, czyli naokoło.
Pięciodukatowa moneta za ponad 0,5 mln zł też ma w katalogowej nocie podobny zapis, chociaż tym razem antykwariat szacuje, że na rynku numizmatycznym może znajdować się nie więcej niż pięć takich samych, w różnym stanie zachowania. Co zaskakujące dla niewtajemniczonych, dużą część tej noty zapełniają rozważania o stemplu, którym posłużono się do wybicia trzech liter i daty — jak się okazuje, o wartości może decydować nawet to, czy jedna z nich nie jest czasem mała albo jakiej wielkości są odstępy pomiędzy cyframi.
Takie sprawy są jednak zarezerowane dla rynku monet, które dawno temu przestały być w obiegu — te, które się w nim pojawią, będą bez skazy, ale też nie wszystkie dadzą tyle zarobić na aukcji.
Przetrwają nieliczni
Na rynku monet emitowanych przez NBP o szansie na zwyżkę również decyduje rzadkość, a więc tym razem podaż, jaką bank zaplanował. W związku z tym, że roczny plan emisyjny został już opublikowany, można się przygotować zawczasu — wiadomo, ile będzie tych upamiętniających Kopernika, a ile kaplicę na Zamku Lubelskim. Seria poświęcona polskim ekonomistom ma się dopiero rozpocząć — podobnie jak ta z niezłomnymi żołnierzami — ale z planu można wyczytać, że srebrnych dziesięciozłotówek z torunianinem nie powinno być więcej niż 15 tys.
Żeby ocenić, czy to dużo, czy mało, warto spojrzeć na pięciozłotówkę z kaplicą na Zamku Lubelskim, której wzrost ceny może i nastąpi, ale trudno powiedzieć w jakim tempie, skoro podaż ma wynosić 1,2 mln. Jeśli mowa o obszernych opisach każdej z osobna, dla nowych monet jako aktywów w portfelu, nie mają aż takiego znaczenia — wyjaśniają zwykle wybite stemplami tematy, z reguły porządkowane w serie. Jedną z takich edycji są na przykład Skarby Stanisława Augusta, w ramach której ubiegłego grudnia przypomniany został Aleksander Jagiellończyk, a przyszłego lipca ma być Zygmunt Stary.
Może i nie będzie to taka rzadkość jak pięć dukatów imiennika z dynastii Wazów, ale pod tym względem wyróżnia się w tabeli, bo emisja szacowana jest na 600 egzemplarzy — złotych i z nominałem 500 zł. Od 500 zł do 0,5 mln zł jest co prawda kilka zer do nadrobienia, ale nie da się raczej wykalkulować, czy niewybity jeszcze Zygmunt Stary poradzi sobie w dzisiejszym niepewnym świecie równie dobrze, co przedstawiciel Wazów, który od 1622 r. był już w tylu portfelach, że nikt nie mógłby pamiętać.