Ta firma to my

Barbara Warpechowska
opublikowano: 2006-11-22 00:00

Nie chciał zwalniać na zimę ludzi, więc wymyślił, że będą produkować słupy oświetleniowe. Rosa oferuje tysiące wzorów. Połowę produkcji eksportuje.

— Pochodzę ze wsi Wysokienice spod Rawy Mazowieckiej — zwierza się Stanisław Rosa.

Pierwsze pieniądze zarobił na kręceniu powróseł, gdy miał siedem lat. Powrósła służyły do wiązania snopków zboża w czasach, gdy kosiło się kosą, a nie kombajnami. Za jedno ojciec płacił mu jeden grosz.

— Na odpust miałem 30 zł w kieszeni, a lody kosztowały złotówkę. Gość byłem — wspomina z nutą nostalgii w głosie Stanisław Rosa.

Na Śląsku płacili więcej

Przedsiębiorstwa na Śląsku oferowały chłopakowi po technikum więcej niż inne firmy bliżej domu, więc przyjechał tutaj. Skończył studia na Politechnice Śląskiej w Gliwicach. Kiedy przedsiębiorstwo, w którym pracował, nie chciało go wysłać na kontrakt do NRD, złożył wymówienie.

Pierwszą firmę założył z kolegą, a kolejne samodzielnie. Początkowo handlował. Kupił kable w dużej hurtowni, a następnie sprzedał je klientowi. Później jego firma zaczęła świadczyć usługi w branży oświetlenia zewnętrznego. Ale do tego potrzebował ludzi. Przyjął 12 osób i — aby nie zwalniać ich na zimę, gdy nie można wykonywać robót ziemnych — wymyślił, że wtedy należy produkować coś, co można byłoby sprzedawać latem.

— W Mysłowicach zobaczyłem robotników układających ciepłociąg z rur proizolowanych. W środku konstrukcja stalowa izolowana pianką, a następnie osłonięta plastikową rurą. Pomyślałem, że to idealna technologia do produkowania słupów oświetleniowych. Kilka dni przed Wigilią 1993 r. zastanawialiśmy się z dr Maciejem Rojkiem — specjalistą w dziedzinie tworzyw sztucznych — jak opracować i uruchomić produkcję. Najpierw pracowaliśmy nad specjalną mieszanką. Tworzywo na zewnętrzną warstwę słupa musiało być niepalne, wytrzymałe mechanicznie, odporne na wysoką i niską temperaturę oraz na promieniowanie ultrafioletowe. Po wielu próbach udało się uzyskać odpowiedni skład z 10 różnych tworzyw. Opracowanie sposobu wlewania pianki w jednej operacji zajęło nam trzy miesiące. Pianka to dwa składniki łączące stalową konstrukcję słupa z elementami zewnętrznymi wykonanymi z tworzywa sztucznego — wspomina właściciel firmy.

Pierwsze słupy były stylizowane na stare latarnie uliczne. Z czasem przygotowano wzory bardziej nowoczesne.

Luźniej w strefie

W Lędzinach, gdzie mieściła się firma, robiło się coraz ciaśniej. Niedaleko w Tychach można było kupić grunty w ramach Katowickiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej.

— Zacząłem od 66 arów i budowy zakładu o powierzchni użytkowej czterech tysięcy metrów kwadratowych. Myślałem, że będzie to już inwestycja mojego życia — mówi Stanisław Rosa.

Teraz firma jest właścicielem czterohektarowej działki i 10 tys. metrów kwadratowych powierzchni użytkowej, ale już planuje kolejne inwestycje.

Latarnie na miarę

Obecnie włoska firma Monti przygotowuje dla Rosy projekt technologiczny anodowania interferencyjnego słupów aluminiowych, których produkcja rozpoczęła się z końcem 2000 roku. Nie bez powodu aluminium nazywa się „materiałem przyszłości”. Konstrukcje z niego odznaczają się długoletnią żywotnością, wytrzymałością i lekkością, co ułatwia ich transport i późniejszy montaż. Nie wymagają konserwacji.

Dzisiaj firma wykonuje słupy o dowolnym kształcie. W katalogu znajdziemy kilkaset wzorów. W ubiegłym roku wykonano prawie 1200 projektów na indywidualne zamówienia klientów. Właściciel zapewnia, że realizują nawet pojedyncze egzemplarze.

— Tylko ja decyduję, że nie przyjmujemy zlecenia. W ubiegłym roku zdarzyło się to zaledwie kilka razy. Jesteśmy jednym z nielicznych producentów w Europie, który produkuje i oferuje klientom produkty kompleksowo, tj. podstawę betonową, słup, złącza słupowe, wysięgnik, oprawy uliczne, parkowe i klosze — przedstawia Rosa.

Strategia marketingowa firmy polega przede wszystkim na prezentacji wyrobów na targach w Polsce oraz za granicą. Połowa produkcji trafia na eksport do 40 krajów. Nawet do Malezji i Australii. Parę dni temu cztery tiry pojechały do Nowosybirska.

— Firma powstała od zera, i wiem, że firma to nie tylko ja, ale też moi pracownicy. Większość z nich jest ze mną do dziś — mówi Rosa.