Tak, udało mi się w życiu!

AGNIESZKA MICHALAK
opublikowano: 2011-11-04 00:00

posłuchaj

Delikatna, łagodna, a jednak zadziorna i ciekawa świata. Dlatego trzy lata zbierała materiał do tryptyku „Lustra”. Anna Maria Jopek mówi, że muzyka daje jej wolność, ale trzeba podchodzić do niej z pokorą. Artystka 4 listopada rusza w trasę koncertową po Polsce

Po trzech latach Pani milczenia fani dostają trzy płyty i Annę Marię Jopek w trzech odcieniach. Łatwo pracować nad kilkoma projektami naraz? Skąd tyle materiału?

Ostatnie lata podróży po świecie doprowadziły do kilku ważnych spotkań, które chciałam udokumentować. Moje muzyczne przyjaźnie spróbowałam rozwinąć w trzy odrębne przedsięwzięcia, które dopiero razem mówią prawdę o mnie, ale też niecałą. Już myślę o wielu nowych wyzwaniach. Bycie muzykiem daje chyba największą wolność w życiu.

Ale oprócz podróżowania dużo Pani przez te trzy lata koncertowała.

Owszem, w Japonii, Ameryce, na Dalekim Wschodzie, festiwalach w Europie. Pojawiałam się przecież i w Polsce, na trasie „Lisbon Stories” z moim portugalskim zespołem, na trasie „Haiku” z Japończykami, jako gość w koncertach Bobby’ego McFerrina, Youssou N’Doura, Dominica Millera. Wzięłam udział w projekcie Nigela Kennedy’ego w Londynie. Zrobiliśmy wspólny program z kapitalnym zespołem Kroke na festiwal Warszawa Singera. Sporo nagrywałam dla przyjaciół w różnych miejscach globu, ale w ostatnim roku pracowałam już głównie nad projektem „Lustra”. To jednak trzy godziny nowej studyjnej muzyki.

Na cykl składa się osobista „Polanna”, ale też „Sobremesa”, czyli Lizbona w pigułce, na której śpiewa Pani ze znakomitym artystą fado Camané. Jaka jest Pani Lizbona?

Przede wszystkim różnorodna. Pomieszkujemy w jej starej dzielnicy od paru lat. Mamy tam przyjaciół wśród muzyków afrykańskich, jak fenomenalny Angolczyk Yami, w społeczności z Wysp Zielonego Przylądka, jak Tito Paris, Sara Tavares, czy rdzennych Portugalczyków, jak legendarny Paulo de Carvalho. Nagranie z „księciem fado” Camané było szczególnym wyzwaniem, bo nie znaliśmy się wcześniej. Piosenka „Sei De Um Rio” jest tak przejmująco piękna i żal byłoby ją zepsuć. Ale Marcin [Kydryński – przyp. red.], który uznał, że nie może być lizbońskiej płyty bez fado, a znał Camané i obu jego niezwykłych braci, zdecydował się na ten ryzykowny ruch.

Ale to „Haiku” jest ponoć Pani ulubionym materiałem z tryptyku.

To próba opowiedzenia o mojej fascynacji Japonią, którą odwiedzam ostatnio tak często. Próba znalezienia wspólnego zbioru dla naszych pozornie odległych wrażliwości. To spotkanie z dwoma artystami: wielkim jazzowym pianistą Makoto Ozonem i flecistą tradycyjnego teatru kabuki Tomohiro Fukuharą, którego znaleźliśmy z Makoto gdzieś na rubieżach południowych wysp. „Haiku” to muzyka w znacznym stopniu intuicyjna, jak w tej literackiej formie, gdzie kilka pociągnięć pędzlem zostawia znaki, które potrafią zatrzymać błysk rzeczywistości. Nagraliśmy tę płytę w zaledwie kilka godzin, w wolnym dniu podczas trasy koncertowej. Mogły to być godziny pospolite, a okazały się dla nas nagłym olśnieniem. Tak czasem bywa, kiedy do muzyki podchodzi się z pokorą. Wielkie przeżycie.

Wspomniała Pani o mężu. Jaki miał wpływ na kształt „Luster”?

Marcin od początku jest silnie związany z tym, co robię w muzyce. Wspólnie napisaliśmy kilkadziesiąt piosenek i wymyśliliśmy większość płyt. On widzi wszystko w szerszej perspektywie, przychodzi z pomysłem typu „Polanna” czy „Sobremesa”, podpowiada obsadę, pomaga ją zebrać. Wiele detali razem uzgadniamy. Na „ID” nagrał też większość partii gitar. Ale grzecznie od lat nie wtrąca się w moje śpiewanie. No, może czasem prosi, jeśli jest autorem tekstu, żeby inaczej zaakcentować jakieś słowo. Ale „Lustra” to przecież także jego stustronicowy album fotograficzny.

Chociaż „Lustra” to znów spotkanie kultur, porusza się Pani jednak w znanej fanom stylistyce. Łatwo dziś konsekwentnie iść swoją stylistyczną ścieżką? A może czasami czuje się Pani w niej zamknięta?

To ciekawe, bo ja wciąż mam wrażenie, że poszukuję, że każdy mój projekt jest kompletnie inny od poprzedniego. Właśnie dlatego, że w muzyce interesuje mnie tak wiele wątków, nigdy nie poczuję się zamknięta. Mogę zrobić jednego dnia coś takiego jak muzyka na sto głosów do filmu „Felicjanek 10”, drugiego nagrać duet z bębnami Manu Katché, trzeciego sięgnąć do fado, następnego wspominać polską muzykę renesansową, a jeszcze kiedy indziej zaśpiewać z Youssou N’Dourem jego popowy hit „7 Seconds Away”. Śpiewałam z zespołem Sweet Noise i z Markiem Grechutą, z Jeremim Przyborą i z Muńkiem Staszczykiem, w folkowym zespole Marii Pomianowskiej i pieśni Chopina z Januszem Olejniczakiem, na Jazz Jamboree i na Warszawskiej Jesieni. Mam nadzieję, że przy tym pozostając sobą.

W wywiadach podkreśla Pani, że od dziecka jest perfekcjonistką, która najwięcej wymaga od siebie. Kolejne płyty, duety, o których Pani wspomniała, to dowód, że dziś jest Pani w pierwszej lidze światowych artystów. Czy już czuje Pani, że może trochę sobie odpuścić, poczuć ulgę, że się udało?

Im więcej wiem o muzyce, tym mniej jestem pewna czegokolwiek. To bezmiar, bezkres. Stąd także te trzy premiery, one dokumentują mnie w tej jednej chwili, za rok będę już zupełnie gdzie indziej. Czy się udało? Tak, mam szansę, by co wieczór stawać przed publicznością i ze wspaniałymi muzykami próbować tworzyć coś od nowa. Wspólnie ryzykować. To wielki przywilej i szczęście, że owszem, udało mi się w życiu. Sting mówi, że szczęściem jest grać muzykę choćby tylko dla własnego kota. Rozumiem go. Czy mogę sobie odpuścić? Zawsze najciekawszą muzyką zdaje się ta jeszcze niezagrana.

Przed Panią trasa po Polsce. Czy usłyszymy materiał ze wszystkich trzech płyt?

Nie. Jadę z moim portugalskim zespołem. Będziemy grali piosenki luzofońskie, słoneczne pod tym naszym niskim listopadowym niebem: bossy, morny, angolskie rytmy. Cieszę się ogromnie na tę jasną trasę w przedzimowym mroku.

koncerty

4 listopada – Kielce (Hala Widowiskowa MOSiR), godz. 19

5 listopada – Bielsko-Biała (BCK – Dom Muzyki), godz. 19

7 listopada – Zabrze (Dom Muzyki i Tańca), godz. 20

8 listopada – Wrocław (Klub Eter), godz. 20

9 listopada – Łódź (Teatr Wielki), godz. 20

11 listopada – Lublin (Centrum Kongresowe UP), godz. 20

12 listopada – Rzeszów (Live Club), godz. 18

14 listopada – Kraków (Klub Studio), godz. 20

16 listopada – Sopot (Sheraton Sopot, Conference Center), godz. 20

17 listopada – Bydgoszcz (Filharmonia Pomorska), godz. 20

20 listopada – Warszawa (Och-Teatr), godz. 17 i 20

22 listopada – Szczecin (Hala Opery), godz. 20

23 listopada – Konin (DK OSKARD), godz. 19