W 2015 r. liczba operacji obsłużonych przez kontrolerów ruchu lotniczego w polskiej przestrzeni powietrznej wyniosła niemal 745 tys. To o ponad 10 tys. więcej niż rok wcześniej i o prawie 160 tys. więcej niż w 2010 r. Niebagatelnym powodem są jedne z najniższych stawek przelotowych w Europie.
— Dla przewoźników bardzo ważne są koszty przelotu wybraną trasą, ilość zużytego paliwa i jak najmniejsze opóźnienia. Polska jest we wszystkich tych aspektach jednym z liderów — mówi Michał Pełka ze Związku Zawodowego Kontrolerów Ruchu Lotniczego. Stawka przelotowa, czyli opłata za skorzystanie z polskiej przestrzeni powietrznej przez samolot, wynosi u nas 32,06 euro i jest o ponad jedną trzecią niższa niż wyznaczony przez UE uśredniony cel. Najtaniej jest nad Maltą (22,33 euro), a drożej prawie wszędzie. Czesi żądają 44,56 euro, Szwedzi 65,74 euro, a Brytyjczycy aż 95,92 euro. — A jednocześnie już nam się udało osiągnąć cel w zakresie minimalizacji opóźnień wyznaczony wszystkim na 2025 rok — dodaje Michał Pełka. W 2015 r. wzrost liczby operacji lotniczych nieco jednak w Polsce osłabł. W porównaniu z 2014 r. wyniósł 1,1 proc., gdy w 2014 r. — 7,7 proc., w 2013 r. — 1,5 proc., a w 2012 r. — 4,7 proc.
— Jeden procent to mało czy dużo? Od lat w polskiej przestrzeni powietrznej stale notujemy wzrosty. Zazwyczaj nasza dynamika przewyższa średnią europejską,a wiele krajów notuje regres. Poza tym w 2015 roku był konflikt na Ukrainie i wcześniej zestrzelenie malezyjskiego airbusa nad jej terytorium, co skutkowało rezygnacją większości przewoźników z lotów tą trasą i tym samym przesunięciem części ruchu bardziej na południe z ominięciem Polski — wyjaśnia Michał Pełka. Liczba operacji w ruchu tranzytowym spadła w 2015 r. w stosunku do poprzedniego o 3,8 proc.
— Nawet jednak utrata tego ruchu nad Polską nie skutkowała zmniejszeniem jego natężenia w naszej przestrzeni. Spadła dynamika wzrostu, ale prędzej czy później, po unormowaniu sytuacji na Ukrainie, ten ruch wróci, a nawet zrobi się jeszcze tłoczniej — przekonuje Michał Pełka. © Ⓟ