Kandydat do UE może być pomostem do zagranicznej ekspansji, oferuje też spory rynek zbytu.
Współpraca ekonomiczna z Turkami kojarzy się wielu Polakom z bazarami pełnymi tanich, kiepskiej jakości ubrań, kożuchami czy urlopem nad Morzem Egejskim. Niewielu zdaje sobie sprawę z tego, że możliwości wspólnych interesów z tym liczącym 72 mln mieszkańców krajem jest dużo więcej.
Nowe perspektywy
Turcy szukają wciąż nowych płaszczyzn współpracy gospodarczej. Mają co najmniej dwa powody. Po pierwsze, główny towar eksportowy — tekstylia, musi stawić czoła konkurencji z Chin, a po drugie, Polska stała się dobrym punktem wyjścia do kontaktów z innymi krajami unijnymi. Już teraz w różnych sektorach polskiej gospodarki działa około 250 tureckich firm. Wiele z nich jest zrzeszonych w Stowarzyszeniu Przedsiębiorców Polska-Turcja.
Jerzy Kudyński, właściciel firmy Levent, importującej od 15 lat tureckie kosmetyki, twierdzi, że Polacy zaniedbali relacje z Turcją, podczas gdy może być ona dla Polski pomostem w nawiązywaniu relacji z byłymi państwami ZSRR, Iranem, a nawet Bałkanami czy Albanią. Zwłaszcza że po wdrożeniu programu restrukturyzacji, zaproponowanego przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy, sytuacja gospodarcza, a tym samym wiarygodność Turcji bardzo się poprawiła.
Polacy sprowadzają z Turcji przede wszystkim wyroby włókiennicze i skórzane, warzywa i owoce oraz części i akcesoria samochodowe, a wysyłają maszyny i urządzenia, metale nieszlachetne, papier, produkty mineralne i chemiczne oraz tworzywa sztuczne.
Do maja oba kraje obowiązywała podpisana w 1999 roku dwustronna umowa o wolnym handlu. Po wejściu Polski do Unii Europejskiej sytuacja praktycznie nie zmieniła się, ponieważ pomiędzy wspólnotą a Turcją obowiązuje unia celna na prawie wszystkie towary przemysłowe i przetworzone produkty rolne.
Duży potencjał
Według danych Ministerstwa Gospodarki i Pracy, polsko-tureckie roczne obroty handlowe wynoszą obecnie około 1230 mln USD.
— Każdego roku wielkość naszych obrotów handlowych podwaja się — mówi Selcuk Sisman, radca handlowy Ambasady Turcji w Polsce.
Według polskich statystyk, mamy duży deficyt w handlu z Turcją, przekraczający 500 mln USD. Eksport na koniec 2003 r. sięgnął 357,8 mln USD, a import — 873 mln USD. Łącznie daje to ponad 1,23 mld USD.
— Potencjał jest 2-3 razy większy. Mowa o branży spożywczej, produktach rolniczych, przemyśle chemicznym i maszynowym — dodaje Jerzy Kudyński.
Turcja jest również chłonnym rynkiem inwestycyjnym. Polskie firmy brały już udział w budowie tamtejszych elektrowni czy gazociągów. Do 1994 roku ważnymi pozycjami w naszym eksporcie były dostawy urządzeń elektroenergetycznych i związane z tym usługi oraz budowa tuneli i autostrad. Turcy chcieliby podjąć nowe przedsięwzięcia joint venture w sektorach budowlanym i energetycznym.
— Myślimy o współpracy przy rekonstruowaniu Iraku oraz przy budowie autostrad, lotnisk czy infrastruktury w Polsce oraz krajach WNP — opowiada Selcuk Sisman.
Liczą głównie na duże firmy mające dostęp do finansowania.
Według danych Ambasady Tureckiej, wartość tureckich inwestycji w Polsce do końca ubiegłego roku wyniosła 170 mln USD.
Cenią sąsiadów
— Małe i średnie przedsiębiorstwa tureckie nadal chętniej jednak otwierają działalność na Węgrzech czy w Czechach — twierdzi Jerzy Kudyński.
Powód? Biurokracja i problemy w zdobyciu pozwoleń na pobyt i pracę w Polsce. Turcy mają też problemy ze zmianą stereotypowego podejścia do ich produktów czy usług.
— Polacy nadal uważają, że tureckie towary są nie najlepszej jakości. Zaczynamy powoli poprawiać nasz wizerunek, otwierając na przykład firmowe sklepy w galeriach handlowych. Chcemy też opatentować nazwę tureckiego kebabu, aby promować prawdziwą kuchnię turecką w Polsce — mówi Selcuk Sisman.
Co roku do Polski przyjeżdża kilka misji gospodarczych organizowanych przez izby handlowe z największych tureckich miast z zamiarem znalezienia polskich partnerów eksportowych i importowych oraz potencjalnych inwestorów.