Wszystko zaczęło się od nagrania na dwa magnetofony, z których jeden się zepsuł, rozmowy Lew Rywin — Adam Michnik, której ujawnienie dało początek Rywingate. Do dzisiaj nie wiadomo, ile magnetofonów nagrywało przebieg pamiętnego spotkania Jan Kulczyk — Władimir Ałganow w Wiedniu. Stąd i sprzeczne notatki na ten temat, i ogromne trudności z rozwikłaniem afery, której było ono początkiem, Orlengate. Trudności, które zaowocowały kolejnym spotkaniem, tym razem Jan Kulczyk — Roman Giertych w klasztorze jasnogórskim. Istnienie, bądź nie, nagrania z tego spotkania jest przedmiotem szczególnego zmartwienia Romana Giertycha i pogłębia problemy z wyjaśnieniem Orlengate, czyniąc ją coraz bardziej groteskową. Ale to wszystko nic...
Obraz, jaki rysuje się z oświadczenia (też nagrywanego) Joao Luisa Ramalho de Carvalho Talone, byłego prezesa Eureko, złożonego przed londyńskim Trybunałem Arbitrażowym w czerwcu 2003 roku (a opisanym szeroko przez „Rzeczpospolitą”) w związku ze sporem z rządem polskim, dotyczącym PZU, jest szokujący. Opis stosunków panujących w naszym kraju, procesów prywatyzacyjnych, każe inaczej spojrzeć na powstałe w 1888 roku, z górą sto lat temu, anarchistyczne dziełko niedouczonego francuskiego gimnazjalisty, czternastoletniego Alfreda Jarry, „Ubu król, czyli Polacy”. Straszliwego Ubu, monstrualnego głupca i szaleńca, i jego żonę Ubicę, młodociany autor posadził na tronie kraju, o którym wiedział bardzo niewiele, a więc Polski, leżącej — jego zdaniem — gdzieś w okolicach Uralu. Opis obyczajów panujących „w Polsce, czyli nigdzie” do głębi oburzył paryską widownię powstałej na osnowie dziełka sztuki, czyniąc z niej jedną z najbardziej kontrowersyjnych, i głośnych, pozycji teatralnych dwudziestego wieku. Przyniosła też ona sławę autorowi.
Emil Wąsacz, Marian Krzaklewski, Aldona Kamela-Sowińska, Grzegorz Wieczerzak, Władysław Jamroży — główni bohaterowie opowiadania Joao Talone, portugalskiego bankiera związanego z Opus Dei — też mają szansę na nieśmiertelną sławę. Chociaż nie wiem, czy o taką sławę im chodzi. „Handlarz głów” Emil Wąsacz (oferował „głowę Kotta za głowę Jamrożego”), wzywający do miłosierdzia „żarliwy katolik” Marian Krzaklewski czy zapłakana żelazna dama polskiej prywatyzacji Aldona Kamela-Sowińska będą najprawdopodobniej mieli szansę objaśnienia swoich ról w tej tragifarsie. Bo szykuje się przecież kolejna speckomisja. O Boże! Kto to wytrzyma? A jeżeli już koniecznie musi być, to niech chociaż nie ma w nazwie przyrostka... gate. Może „afera handlarzy głów” albo jakoś tak bardziej swojsko...