Wall Street ma broń w zanadrzu

Justyna DąbrowskaJustyna Dąbrowska
opublikowano: 2017-03-27 22:00
zaktualizowano: 2017-03-27 19:32

Donald Trump rozczarował rynki finansowe, ale remedium na niespełnione obietnice może być słabszy dolar.

Zakończona fiaskiem próba przeforsowania reformy służby zdrowia miała podać w wątpliwość możliwość realizacji dalszych postulatów Donalda Trumpa, w tym rewolucji podatkowej. Narracja ze strony amerykańskiej administracji pozostała jednak niezmieniona. „Reforma służby zdrowia i podatkowa to dwie zupełnie inne kwestie. W wielu sprawach ta druga jest znacznie prostsza” — powiedział w piątek Steven Mnuchin, amerykański sekretarz skarbu.

Ale słowa nie były w stanie pohamować temperamentu inwestorów. Złoto zdrożało do poziomu najwyższego od miesiąca, a na rynkach akcji zagościła czerwień — jej odcień nie był jednak szczególnie mocny. Po dwóch godzinach sesji w poniedziałek S&P500 tracił nieco ponad 0,3 proc., a niemiecki DAX spadał przed końcem handlu o 0,6 proc. Na tym tle słabością raziła GPW. WIG20 spadł na zamknięciu o 1,5 proc., ciągnięty w dół przez spółki surowcowe.

— W amerykańskiej polityce coś takiego jak „odrębne sprawy” nie istnieje. Oszczędności z reformy zdrowia miały sfinansować plany cięcia podatków. Jednak nie należy też z łączeniem tych kwestii przesadzać. Administracja prezydenta Donalda Trumpa będzie musiała poszukać pieniędzy w innym miejscu lub zasugerować czasowe zwiększenie deficytu. Można również mieć nadzieję, że przegłosowanie reformy podatkowej będzie nieco łatwiejsze. Ciężko bowiem oczekiwać,aby republikanie sprzeciwiali się obniżeniu podatków przez państwo — mówi Jarosław Niedzielewski, dyrektor departamentu inwestycji w Investors TFI.

— Wbrew pozorom, reforma służby zdrowia była chyba najtrudniejszym projektem do przegłosowania. Program nazywany Obamacare może nie działał do końca dobrze, ale jego idea była słuszna. Natomiast ustawa forsowana przez Donalda Trumpa godziłaby np. w interesy niektórych ubezpieczycieli. Dlatego trudność w wypracowaniu konsensu w tej sprawie przez republikanów można uznać za uzasadnioną. Inaczej w przypadku reformy podatkowej. Tu trudno o racjonalne wytłumaczenie sprzeciwu — dodaje Tomasz Bursa, wiceprezes Opti TFI.

Zimny prysznic

Reakcja rynków finansowych na wiadomość o porażce Donalda Trumpa nie pozostawiła złudzeń — inwestorzy są rozczarowani. Ale, zdaniem Tomasza Bursy, czasem nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.

— Rynek potrzebował takiej korekty, bo utrzymanie obecnegotempa wzrostu, szczególnie na Wall Street, mogłoby być niezdrowe. Korekta to dobry czas na przetasowanie pozycji i sprawdzenie, czy wyniki spółek nie zostają w tyle za indeksami — mówi Tomasz Bursa. Jeśli amerykańska administracja w najbliższym czasie nie natchnie rynków wiarą w reformę podatkową, wyniki spółek będą kluczowe dla podtrzymania hossy.

— Reforma służby zdrowia była jednym z głównych postulatów Donalda Trumpa, a przynajmniej najgłośniejszym. Po fiasku tak prestiżowego projektu wiele osób może być nastawione sceptycznie do realizacji dalszych obietnic. Jeżeli rynek przestanie wierzyć w zmiany w obszarze podatków, a zaraz potem w plany wydatków infrastrukturalnych, to utrzymanie wysokiego tempa wzrostu indeksów giełdowych, z jakim mamy do czynienia od czasu amerykańskich wyborów prezydenckich, będzie nierealne. W takich warunkach na ustanowienie kolejnych rekordów trzeba będzie trochę poczekać — mówi Jarosław Niedzielewski.

Trend bez zmian

Ekspert nie wątpi jednak w kontynuację pozytywnego trendu na giełdzie za oceanem, nawet przy większym sceptycyzmie inwestorów w sprawie reformy podatków. Ale ceną za utratę wiary jest w tym przypadku zwrot premii, naliczanej przez rynek od listopadowych wyborów.

— Amerykańska gospodarka pokazuje siłę, zarówno ze strony konsumenta, jak i przemysłu, a spółki poprawiają wyniki. To stwarza warunki do kontynuacji hossy, ale zdecydowanie mniej dynamicznej, bo pozbawionej dopalacza, jakim był entuzjazm inwestorów. Jeżeli rynek straci to źródło wzrostu, wówczas pozostaną mu — tylko i aż — twarde dane — mówi Jarosław Niedzielewski. Zdaniem Tomasza Bursy, rynek nie zdyskontował jeszcze w pełni wszystkich zapowiedzi Donalda Trumpa, w szczególności zmian podatkowych, które miałyby duży wpływ na rynek akcji. W zanadrzu jest jednak coś jeszcze.

— Wydaje mi się, że rynki jedynie częściowo uwierzyły w zapowiadane zmiany podatkowe i jeszcze nie jest to do końca odzwierciedlone w cenach. Dlatego pozytywny i wiarygodny sygnał ze strony amerykańskiej administracji może być istotnym impulsem do wzrostu. Warto podkreślić, że dodatkowym źródłem siły nowojorskiej giełdy, którego obecnie rynki zdają się jakby nie dostrzegać, jest słabnący dolar. To paliwo dla amerykańskich eksporterów, które może, przynajmniej w części, zastąpić niespełnione oczekiwania — mówi Tomasz Bursa.