We wczorajszym „PB” ujawniliśmy, że zdaniem prokuratury notowany w przeszłości na NewConnect Progres Investment (PI) działał jak zorganizowana grupa przestępcza. W wyniku oszustw oraz przywłaszczeń przejął nieruchomości kilku swoich klientów warte ponad 100 mln zł. Jakie są szanse naprawienia tych szkód? Niewielkie. Jakikolwiek majątek śledczy zabezpieczyli jedynie u pięciu z 13 oskarżonych o łącznej wartości jedynie około 277 tys. zł. Jak prokuratura tłumaczy gigantyczną rozbieżność?
— Podejmowaliśmy czynności mające na celu dokonanie dalej idących zabezpieczeń majątkowych, ale nie doprowadziły one do ujawnienia innych składników majątkowych podejrzanych niż te, które ostatecznie zostały zabezpieczone — mówi Łukasz Łapczyński, rzecznik prasowy Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Wina sądu
Nieoficjalnie śledczy przerzucają winę na sąd i jego decyzje jeszcze z 2013 r. o oddaleniu wniosków o areszt dla głównych podejrzanych, a także późniejsze korzystne dla nich postanowienia sądów o uchyleniu zastosowanych wcześniej środków zapobiegawczych, m.in. właśnie poręczeń majątkowych. W rezultacie tych decyzji prokuratura straciła zapał do prowadzenia sprawy i pod koniec 2015 r. po cichu umorzyła śledztwo. Nie pogodzili się z tym pokrzywdzeni kontrahenci PI i sąd w 2016 r. przyznał im rację, uznając umorzenie za niesłuszne.
„Okoliczności sprawy wskazują, iż istnieje duże prawdopodobieństwo, iż doszło do popełnienia czynów zarzucanych podejrzanym, a co najmniej do innego bezprawnego działania przez spółkę PI i osoby z nią powiązane” — napisał m.in. sąd.
Niezależnie od tego, kto zawinił, sytuacja klientów PI jest nie do pozazdroszczenia. Ich nieruchomości w międzyczasie były bowiem transferowane dalej i ponadto obciążane hipotekami. Jest to przedmiotem kolejnych śledztw i procesów, w których występuje też syndyk upadłego w 2015 r. Progresu. W akcie oskarżenia prokuratura przyznaje wprost, że nawet w przypadku odzyskania przez pokrzywdzonych nieruchomości „ich wartość będą obciążać cudze długi” oraz że „wskutek działań podejrzanych obecnie nie są w stanie skutecznie dochodzić swych roszczeń w postępowaniu cywilnym”.
Radź sobie sam
Tymczasem ustaliliśmy, że Sebastian Targański, jeden z pokrzywdzonych, wystąpił do śledczych z wnioskiem o pomoc w odzyskaniu swojego majątku, ale jak mówi — prokuratura „bez pardonu” odmówiła, tłumacząc, że nie potrzebuje tego typu „wyjątkowej ochrony prawnej” i sam może wnosić odpowiednie powództwa.
— Śledztwo trwało prawie osiem lat i — jak potwierdziło orzeczenie sądu z lutego 2019 r. — było prowadzone przewlekle, za co przyznano mi 10 tys. zł odszkodowania. Wielce prawdopodobne jest, że także postępowanie przed sądem może toczyć się kolejnych osiem czy dziesięć lat. Jeśli pokrzywdzeni w ogóle dożyją finału sprawy, to o naprawieniu szkód mogą raczej zapomnieć. Główni oskarżeni natomiast cieszą się wolnością i nadal prowadzą interesy — mówi Sebastian Targański.
Rzeczywiście: z nieoficjalnych informacji „PB” wynika, że Paweł J., oskarżony o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą skupioną wokół Progresu, w ostatnich latach robił interesy nieruchomościowe w USA, a Tomasz T., któremu prokuratura zarzuca założenie gangu, na stałe mieszka za granicą — w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.