Prezes Arche Władysław Grochowski zachęca do prokreacji. Przewiduje nagrodę

Paweł BerłowskiPaweł Berłowski
opublikowano: 2025-09-12 13:30
zaktualizowano: 2025-09-12 16:15

Znany hotelarz rusza z akcją, która ma uratować Polaków przed katastrofą demograficzną. Promowanie prokreacji to nie żart, to alarm. Tylko czy nie jest już za późno?

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Kameralne spotkanie rodzinne np. z okazji chrzcin na koszt Arche to nagroda dla tych, których dziecko zostanie poczęte w jednym z ponad dwudziestu obiektów tej polskiej sieci hotelowej. Jak to sprawdzą? Oficjalny regulamin na stronie Arche wskazuje, że trzeba zameldować się w hotelu w okresie godowym i postarać o potomka.

Prezes Arche Władysław Grochowski przyznaje, że program ma wymiar marketingowy, a hasło „Zadbaj o poczęcie dziecka w hotelu Arche” ma nawet wzbudzić wesołość, by przyciągać uwagę i rozlać się szeroką falą po kraju.

– To oczywiście dla nas ważne, żeby ludzie przyjeżdżali do naszych hoteli i kupowali od nas mieszkania. To bardzo dobrze, jeśli ktoś, czytając o naszej akcji, uśmiechnie się. Ale sytuacja jest śmiertelnie poważna, bo jako naród naprawdę wymieramy przez brak zastępowalności pokoleń. Chcemy wydawać 200 miliardów rocznie na obronność i mieć 500-tysięczną armię, pytanie tylko, czy będzie miała kogo bronić – mówi prezes Arche.

Władysław Grochowski liczy, że jego inicjatywa stanie się inspiracją dla innych przedsiębiorców w Polsce. W programie Arche Pokolenia na nagrody mogą liczyć nie tylko goście hotelowi. Nabywcy mieszkań Arche przez pięć lat od daty zakupu lokalu oraz pracownicy Arche będą mogli liczyć na sute becikowe – 10 tys. zł na każde urodzone w tym czasie dziecko. Pierwszy nowonarodzony w tym programie otrzyma dodatkowo wózek i pakiet powitalny.

– Dodam, że w kilku obiektach sieci Arche znajdują się zrewitalizowane kościółki gotowe na udzielanie ślubów czy chrztów. Powstanie też park z drzewami, które będą sadzone po każdych narodzinach i opatrzone tabliczką z imieniem potomka – mówi Władysław Grochowski.

Według prezesa Arche na nadchodzącą katastrofę demograficzną nie wolno dłużej przymykać oczu. Nie tylko rządzącym, ale też biznesmenom.

– Potrzebni są ludzie, którzy nadal będą kupowali nasze produkty i korzystali z naszych usług i ludzie, którzy będą w naszych firmach pracować. My w Arche patrzymy nie tylko na wyniki roczne, ale na pokolenia w przód i wiem, że nie jesteśmy wyjątkiem. Ratując zabytki, w dużej mierze robimy to z myślą o przyszłych pokoleniach. Wielu polskich przedsiębiorców myśli już o dzieciach i wnukach, które kiedyś będą prowadzić ich firmy, mówimy o sukcesji, powstają fundacje rodzinne – mówi Władysław Grochowski.

Ostatni dzwonek

Dostępne dane statystyczne rzeczywiście są alarmujące. Zgodnie z prognozą GUS ludność Polski skurczy się do 2029 r. o milion osób. Projekcja demograficzna ONZ wskazuje, że jeśli nic się nie zmieni, do 2100 r. będzie nie 37,49 milionów Polaków jak w grudnia 2024, ale 14 milionów, w tym tylko około 7 milionów w wieku produkcyjnym. Do 2200 r. populacja skurczy się do ok. 4 milionów.

– Nowe dane potwierdzają ten trend. Od 2023 do 2024 r. liczba urodzeń znów spadła o 20 tys., a wskaźnik dzietności obniżył się z 1,16 do 1,1. Zanotowaliśmy najniższą liczbę urodzeń od kiedy przeprowadzane są badania – mówi Mateusz Łakomy, autor książki „Demografia jest przyszłością”.

Czy to oznacza, że trzeba bić na trwogę? Ekspert woli je raczej uznać za jeszcze mocniejsze uzasadnienie, żebyśmy na poważnie tym tematem się zajęli i podjęli działania we wszystkich dziedzinach wpływających na dzietność.

– Nie tylko w tych takich konwencjonalnych, punktowych, jak dodatkowe zasiłki, ulgi podatkowe czy rozbudowa sieci żłobków, których mamy już zresztą w niektórych miejscach za dużo. Chodzi o podejście całościowe – mówi Mateusz Łakomy.

Wskazuje, że decyzji o pierwszym dziecku sprzyja spełnienie trzech warunków: rodzice są w bezpiecznym związku (idealnie – w małżeństwie), oboje są zatrudnieni na umowę o pracę na czas nieokreślony, posiadają własne mieszkanie. Przy kolejnych dzieciach bardzo ważna jest też możliwość pracy na część etatu, co pozwala na godzenie z nią wychowania dzieci.

– W Polsce mamy dość dobre wskaźniki dotyczące tego pierwszego warunku: jak już powstaje związek, to najczęściej staje się małżeństwem i to całkiem trwałym na tle innych krajów. Za to w porównaniu do Węgier, Czech, Słowenii czy Słowacji młodzi dorośli mają większą trudność w uzyskaniu stałej pracy, a w porównaniu do Niemiec, Francji Szwajcarii czy Holandii bardzo trudno jest im dostać umowę na część etatu – mówi Mateusz Łakomy.

Jak mogą pomóc przedsiębiorcy? Według eksperta kodeks pracy nie zabrania podpisywać z młodymi jak najszybciej umów na czas nieokreślony po umowie próbnej i zawierać umów na część etatu.

– Sam jestem menedżerem i wiem, że jeśli są uzasadnione powody, to pracownika zawsze da się zwolnić. Po co więc ten nadmiar ostrożności i kolejne umowy na czas określony po umowie na czas próbny – mówi Mateusz Łakomy.

Mieszkanie na swoim wydaje się może najtrudniejszym warunkiem do spełnienia, jednak bardzo istotnym. Ekspert powołuje się na polskie badania, z których wynika, że szansa na urodzenie dziecka jest 17 proc. większa we własnym mieszkaniu niż w wynajmowanym czy u rodziców.

– Natomiast z badania PKO BP na portfelu kredytów tego banku wynika, że osoby, które brały kredyt o stałej stopie były przeciętnie o 9 lat młodsze. Poza beneficjentami programu Bezpieczny Kredyt 2 proc. mało kto brał takie kredyty. Przepisy ograniczały do niego dostęp dla osób kupujących pierwsze mieszkanie na własne potrzeby, a nie inwestycyjnie czy jako kolejne, a Bank Gospodarstwa Krajowego gwarantował wkład własny, którego zebranie stanowi jedno z największych wyzwań dla młodych – mówi Mateusz Łakomy.

Podkreślanie młodego wieku wynika z uwarunkowań biologicznych. Po trzydziestce coraz trudniej o urodzenie zdrowego dziecka i brakuje czasu na kolejne.

Miękkie warunki

Równie ważne dla dzietności są niemierzalne w złotówkach: atmosfera w pracy, komunikaty z mediów.

– Demonstrowany przez pracodawcę pozytywny stosunek do macierzyństwa i ojcostwa daje poczucie bezpieczeństwa już od chwili rekrutacji. Może to być jakiś miły gest z okazji narodzin dziecka czy ślubu, życzenia w gazetce firmowej, kwiaty. To więcej znaczy, niż rutynowa paczka słodyczy na Boże Narodzenie czy akcja „Dwie godziny dla rodziny”– mówi Mateusz Łakomy.

Zauważa, że w firmowych pakietach benefitów są różne oryginalne świadczenia, jak masaże, korzystanie z konsoli do gier itp. Rzadko natomiast oferuje się wizyty u psychologa czy terapeuty w ramach pakietów medycznych, co może być ważnym wsparciem dla par w kryzysach czy przy problemach rodzinnych. Firmy mogłyby też skorygować swoje reklamy produktów i usług sprzedawanych rodzinom.

– Na ilustracjach i filmach reklamowych najczęściej pojawia się tata, mama i jedno, rzadziej dwójka dzieci. To podprogowy przekaz utrwalający model małej rodziny. Duże rodziny w Polsce nadal łączy się z patologiami. Na świecie jest inaczej – „Financial Times" opublikował właśnie artykuł przekonujący, że w Stanach Zjednoczonych duża rodzina jest symbolem wysokiego statusu społecznego – mówi Mateusz Łakomy.

Według eksperta w debatach o demografii prawie nie słychać organizacji przedsiębiorców. Dopiero po wybuchu wojny na Ukrainie, gdy stanęły w obliczu braku rąk do pracy, rozpoczęła się dyskusja na temat migracji.

– Każdy menedżer skupia się na tym, żeby mu się dobrze wyniki roczne pozamykały, stąd nacisk na migracje. Długofalowo migracja nie jest jednak w stanie zastąpić luki spowodowanej niskimi urodzeniami. Niektóre branże odczuwają to już teraz. Kilka miesięcy temu pojawiły się badania pokazujące, jak fala niskich urodzeń z ostatnich ośmiu lat uderza w rynek dziecięcy, który szybko się kurczy. W miarę dorastania dzieci ta fala dotrze na rynek zabawek, podręczników, ubrań dla starszych dzieci, a w końcu na rynek produktów i usług dla dorosłych – mówi Mateusz Łakomy.

Władysław Grochowski jednak wierzy, że alarmujące dane demograficzne nie przesądzają jeszcze o nieuchronnej katastrofie.

– Jako naród nie raz pokazaliśmy, że postawieni pod ścianą potrafimy zdobyć się na wyjątkowy zryw. Wszyscy podziwiają nas za Solidarność i my też powinniśmy być dumni. Choć nie spodziewam się szybkich efektów, to jednak jeśli wszyscy się zaangażują i będziemy konsekwentni, zdołamy odwrócić niekorzystne trendy – mówi Władysław Grochowski.

Poprawa demografii to już kolejna inicjatywa, gdy prezes Arche chce uruchomić pospolite ruszenie wokół ważnego społecznie problemu. Poprzednio napisał jednostronicowy projekt ustawy „Ratujmy zabytki”, mający usunąć przeszkody opóźniające ich rewitalizacje, a w rezultacie zagrażające ruiną. Zyskał poparcie firm i instytucji, a jego propozycje stały się elementem prac w Ministerstwie Kultury, które przygotowuje odpowiednie przepisy.

Pozytywizm w biznesie

Społeczne zaangażowanie przedsiębiorców w Polsce w ostatnich latach zmienia charakter. Według Bolesława Roka, profesora Akademii Leona Koźmińskiego, ewolucja idzie w dobrym kierunku. Co prawda nadal większość z nich uważa, że skoro płaci podatki, to o resztę ma zadbać państwo, ale poszerza się też grupa uważająca, że wiele spraw warto wziąć we własne ręce.

– Kiedy około trzech lat temu skrót ESG stawał się popularny, literę S utożsamiano z wcześniejszym CSR, czyli społeczną odpowiedzialnością biznesu rozumianą jako np. finansowanie organizacji pozarządowych promujące przy okazji markę firmy. Działało to często na zasadzie listka figowego: co prawda truję, ale zorganizowałem piknik dla mieszkańców, a lokalna gazeta opublikowała moje zdjęcie z burmistrzem. Dopiero z upływem czasu biznes przekonał się, że w ESG chodzi o mierzenie negatywnego oddziaływania firm na otoczenie, zmniejszanie go i transparentne informowanie o tym – mówi Bolesław Rok.

Ekspert przyznaje, że dla wielu to zbyt trudne, by uznać, iż prowadząc firmę w ogóle mają jakiś negatywny wpływ np. na środowisko czy pracowników. Podkreśla jednak, że w związku z regulacjami to podejście staje się faktem wśród największych polskich firm giełdowych i korporacji międzynarodowych.

– Przy czym korporacje z siedzibą w Amsterdamie czy Nowym Jorku niekoniecznie zdolne są dostrzegać potrzeby społeczności spod Mławy czy Przemyśla, gdzie mają jedną fabrykę z wielu na całym świecie – mówi Bolesław Rok.

Na tle tych dwóch nurtów jako bardzo ciekawy wymienienia działalność filantropijną polskich dużych firm rodzinnych.

– Przypomina to amerykańskie podejście back to society z lat 60. I 70. ubiegłego wieku: dostałem coś od świata i powinienem część tego oddać. Spotkałem się z taką motywacją szczególnie wśród przedstawicieli drugiego pokolenia, którzy twierdzą, że dostali coś wyjątkowego od rodziców – założycieli firm: mają kontynuować ich dzieło i chcą się tym dzielić – mówi Bolesław Rok.

Według niego większości działań tego typu pozostaje niewidoczna i nieopisana. Podaje przykład właścicielki firmy, która w swojej gminie szukała mieszkańców nie mających pieniędzy na wymianę kotłów do ogrzewania na niezanieczyszczające powietrze i finansowała ich zakup nie czekając na rządowe programy. Uważała to za normalne i nie potrzebujące rozgłosu, bo spędziła tu całe życie, a większość rodzin ma lub miała pracowników w jej firmie. Traktuje swoją firmę jako również obywatela tej gminy. Podaje też przykład z własnego podwórka.

– Utworzyliśmy na ALK kapitał żelazny, z którego odsetki są przeznaczone na stypendia dla zdolnej młodzieży, którą nie stać na studia. W jego tworzenie zaangażowały się właśnie tego typu firmy. Jeden z biznesmanów propaguje ideę w gminach ze swojej okolicy i funduje stypendia już na etapie szkół średnich – mówi Bolesław Rok.

Jego zdaniem jest wiele dziedzin, w których biznes może wspierać państwo. Na przykład olbrzymie kwoty przeznaczone przez Komisję Europejską na program Sprawiedliwa transformacja nie zostaną dobrze wykorzystane, jeśli pracodawcy nie pomogą na poziomie lokalnym opracować m.in. w stworzeniu planów przekwalifikowania pracowników.

– W najbliższych pięciu latach dekarbonizacji przemysłu, zamykania nierentownych kopalń czy zmian wywołanych postępem technologicznym skala tych przystosowań będzie ogromna. Według Natalii Hatalskiej wchodzimy w jedną z największych transformacji cywilizacyjnych w historii ludzkości – mówi Bolesław Rok.

Władysław Grochowski mówiąc o swoim zaangażowaniu społecznym podkreśla, że sam chodzi mocno po ziemi, firma zarabia pieniądze, nigdy nie miała problemu z płynnością, a inwestorzy w obligacje czy nabywcy pokoi hotelowych otrzymują regularnie swój udział w zyskach. Dotychczasowe społeczne zaangażowanie Arche – otwarcie hoteli na uchodźców z Ukrainy po wybuchu wojny, rewitalizacje społeczne wokół przywracanych do życia zabytków, aktywizacja osób z niepełnosprawnościami, bezdomnych i więźniów – nie tylko nie jest według niego ciężarem, ale wręcz wzmacnia firmę na rynku.

– Nasi inwestorzy hotelowi w Systemie Arche również chcą być z nami, bo podoba im się społeczny nurt naszej działalności – twierdzi Władysław Grochowski.