Wszyscy możemy być prezesami

Marcin BołtrykMarcin Bołtryk
opublikowano: 2012-08-31 00:00

Maluszek. V40 będzie najmniejszym autem w ofercie Volvo — C30 zniknie z salonów.

Samo jeździ, samo parkuje. Pod maską poduszka powietrzna. Jest nowe, zgrabne i do tego premium. Cena rozsądna. Atrakcyjne? Nie dla mnie. Kompletnie nie umiem zarządzać zespołem.

Dużo pracy. Trudnej i wymagającej koncentracji. Do tego odpowiedzialnej. Wiele czynności na raz i czyhające pułapki. Niby wszyscy to potrafią. Całkiem nieźle. Przynajmniej tak uważają. Ja też tak uważam. Pytanie tylko, czy robimy to sami? A może ktoś nas wyręcza? Pomaga? Zapętliłem problem? Już odpętlam. O prowadzenie samochodu chodzi. O rzesze asystentów chodzi. Słowem, chodzi (a ściślej rzecz ujmując, jeździ) o elektronikę, różnej maści systemy i nowe Volvo V40. O ułatwianie życia chodzi. I żeby nic się nikomu nie stało, nawet jak się stanie. Ale o tym potem. Lecę po szklaneczkę szkockiej, garnitur i szelki. Będę prezesował!

Pani Jadzia

Prezes to ma klawe życie. Dobre trunki pija, markowe cygara popala. Bywa w świecie. Koreczki na rautach zajada. Często dzieli, czasem rządzi. Kawy? Piękna asystentka zawsze jest wcześniej niż on. Prezes wie, że piękna — sam wybierał. Taka asystentka to skarb szczerozłoty. Kalendarz poprowadzi, o spotkaniu przypomni, przez telefon skłamie. Broni szefa przed namolstwem płynącym z telefonicznej słuchawki. Oferty odcedzi, a i dokumenty do podpisu przygotuje. Słowem, odwali masę pracy nieciekawej, nużącej, lecz potrzebnej.

— Pani Jadziu? Czy ten krawat pasuje? — Radzę włożyć ten w ukośne pasy — symbolizuje władczość, no i pasuje do pańskich oczu! Czym byłby prezes bez asystentki? Rycerzem bez giermka. Gotowym wrazić kopię w płot miast w ciele przeciwnika zatopić. Wypadłby z zakrętu jak, nie przymierzając, współczesny kierowca (ten statystyczny, przecież jasne, że nie ty ani nie ja!) w szybkim aucie z lat 70.?

Bardzo prawdopodobne. Bo wtedy asysty w autach nie było. Teraz jest. I do tego właśnie zmierzam. Nowe auta sprawią, że poczujesz się jak prezes korporacji. W której asystent robi za ciebie to, czego nie lubisz lub to, czego (ale o tym sza!) nie potrafisz. A nowe Volvo V40 jest nowoczesnym autem. I do tego przełomowym. Panie i panowie! Na gabinety!

Trzy w jednym

— Co mi tu z tymi gabinetami wyjeżdżasz, to kompakt zwykły jest — kolega tak mi powiedział. No wyjeżdżam, bo jeśli to liczba asystentów decyduje o randze gabinetu, to takiego jak V40 nie ma nawet prezes Orlenu. I pod tym względem to żaden kompakt. Nominalnie? Zgoda. To kompakt. W sumie nie wiem, po co wyjeżdżam.

— Ale ja wiem. Bo nie cierpisz asystentów. Bo mi mówiłeś, że tylko… — Cicho! — urywam tę nierokującą dyskusję. Pora odsłonić karty. Tak. Nie lubię w aucie asysty. Nie każdej. Tej wszechobecnej. Nie lubię, jak nie można jej wyłączyć. Dlatego przez cały czas spędzony z nowym Volvo walczyłem z przekonaniem, że producenci aut — w tym Volvo — mają mnie (i ciebie też) za idiotę. Za ignoranta, który nie potrafi włączyć świateł, wycieraczek lub czuje strach przed parkowaniem.

A skoro tego nie potrafi, to kto mu dał prawo jazdy?! Walczyłem z tym przekonaniem i wiecie co? V40 po nowemu nieco zmieniło moje podejście do asysty. Nieco, bo wciąż uważam, że nie zastąpi człowieka. Zmieniło, bo doszedłem do wniosku, że to postęp i ułatwienie życia. A walcząc z nim, jawię się jako stetryczały ramol. Nie chcę tetryczeć. Zatem szlaban na tęsknoty za tym, co było i nie wróci. A teraz uwaga. Będzie teoria. Volvo V40 jest wyjątkowym samochodem z dwóch powodów.

Pierwszym są jego poprzednicy. V40 nie jest bowiem następcą swego poprzednika, bo go nie miał. Jego pojawieniu się w salonach towarzyszy natomiast wycofanie aż trzech modeli. A powstałą w ten sposób wyrwę w ofercie koncernu wypełnić ma właśnie V40. Sam jeden ma trafić w gusta użytkowników modelu S40, potrzeby wielbicieli V50 i ciekawość zwolenników C30.

Da radę? Kombi to z V40 (w takim nadwoziu występował V50) nie zrobimy. Sedan (taki był S40) też z V40 żaden. No to może chociaż podobny do C30? Gdy przymrużyć oczy, to może i podobny. Sęk w tym, że zwolenników C30 nie było zbyt wielu. Co ma zatem V40? Ma trzy elementy i korzysta z jednej tendencji. Owe elementy to bezpieczeństwo, ekologia i cena. Owa tendencja — wzrost zainteresowania kompaktami z wyższej półki. A na tej półce — obok Mercedesa klasy A, Audi A3 czy BMW Serii 1 — to V40 będzie najtańszy. Wystarczy? Szczerze mówiąc, tak.

Pionier

Nową świecką tradycją stało się, że wprowadzeniu nowego modelu powinno towarzyszyć wprowadzenie nowej technologii. Najczęściej to usprawnienie czegoś tam, powodujące, że to coś wykonuje swoją robotę lepiej niż wcześniej albo taniej niż wcześniej, albo już tego nie ma, bo się okazało, że było do kitu (tak, to, że czegoś już nie ma, też jest nazywane technologią).

W przypadku V40 jest niby podobnie. Z jednym wyjątkiem. Jest nowość. Poduszka powietrzna. Ale nie taka zwykła. To jedyna w swoim rodzaju poduszka, chroniąca nie ciało kierowcy, a jego sumienie. Słabo? Volvo V40 jest pierwszym na świecie autem wyposażonym (i to seryjnie) w poduszkę powietrzną w razie kolizji chroniącą przechodnia. W ten sposób Volvo dba nie tylko o kondycję fizyczną właścicieli aut tej marki i osób postronnych (nawet, jeśli jeżdżą BMW), ale i o stan psychiki tych pierwszych. W dobrze poukładanym społeczeństwie zrobienie komuś krzywdy to trauma. Poduszka obniżająca ryzyko poważnych obrażeń, jakich może doznać potrącony przechodzień, minimalizuje jednocześnie ryzyko wystąpienia głębokiej traumy.

Jak to działa? Przedni zderzak naszpikowano czujnikami wyłapującymi moment zetknięcia nóg nieszczęśnika z przodem auta. System odpala wówczas poduszkę w podszybiu, co jednocześnie unosi o kilka centymetrów pokrywę silnika. Dzięki temu ciało pieszego otrzymuje dodatkową amortyzację, a szybę i wycieraczki zasłania poduszka. Uprzedzam wszystkich „życzliwych”, którzy marzą, by dla jaj odpalić sąsiadowi kopniakiem poduszkę spod maski. Nie macie co próbować, nie da się. Uwierzcie mi. Wiem, co mówię. Kopałem za słabo? Ortopeda był innego zdania. Po czasie okazało się, że system „ochrony sumienia” aktywuje się przy prędkości powyżej 20 km/h.

Bez narzekania

Dlaczego nie od 10km/h? Bo do 20 km/h działa inny system — Pedestrian Detection, który automatyczne wyhamuje samochód, by nie dopuścić do kontaktu z przechodniem.

Skoro już o asystentach. Jest ich sporo. Pierwsi dają o sobie znać już na parkingu (kamera cofania, automatyczny asystent parkowania, czujniki ułatwiające wyjazd tyłem z prostopadłego miejsca na ulicę). Są spece od eksploracji miasta (wyhamowywanie przed przeszkodą z prędkości do 50 km/h, wspomniane wykrywanie pieszych) i od jazdy w trasie (usprawniona sygnalizacja martwego pola w lusterkach, asystent pasa ruchu, odczytywanie znaków drogowych, ostrzeżenie o możliwości najechania na pojazd z przodu i aktywny tempomat).

Czy ja muszę coś w tym aucie robić? Dobrą minę — śmieje się kolega po fachu. No to robię. W końcu puszczam się (hej, bez takich!). Z nurtem się puszczam. Tym asystującym, by do reszty nie stetryczeć. Pod maską (i poduszką) Volvo V40 może można znaleźć… silnik. Może to być np. motor o oznaczeniu D2. To diesel o pojemności 1,6 l i mocy 115 KM. Ta moc jest zdecydowanie zbyt skromna.

Wrażenie? Szczerze? W tym aucie to dopiero można stetryczeć. Zastosowanie: spokojna jazda do reumatologa i z powrotem. I to pod warunkiem, że przyjmuje w tym samym mieście. Od 0 do 100 km/h w 12,3 s. W ofercie również diesle D3 i D4 (150 i 177 KM). Oraz benzyny (T3 — 150 KM i T4 — 180KM), którą to odmianę polecam bardziej wymagającym. Jeszcze bardziej wymagającym polecam… cierpliwość. Jeszcze w tym roku pojawi się w sprzedaży wersja T5. Moc? Ponad 250 KM. Potwór? Owszem, ale na smyczy.

Dlaczego? Jeśli (a z pewnością tak będzie) zatrudnia tyle samo asystentów, co T4, którym miałem przyjemność podróżować, jazda będzie… No dobra, miało być bez narzekania. Bezpieczna będzie jazda. Zawieszenie, układ kierowniczy, hamulce — tu trudno się czepiać. Armia systemów wiecznie czuwająca nad poprawnością — tu obiecałem się nie czepiać. Wypada podsumować.

Bez lidera

Na wskroś bezpieczne to V40. Ale to auto dla Kowalskiego. Fakt, nieco lepiej zarabiającego, ale jednak. A taki lubi się pochwalić. A czym tu się chwalić (wychodzi na moje)? Bezpieczeństwem? W Polsce? To może ekologia? Już to widzę: — Moje auto ma poduszkę dla pieszego. I jeszcze sześć innych. I system. I emituje poniżej 100 g CO 2 na km! Słyszycie salwę sąsiedzkiego śmiechu?

Obłudnicy odpowiedzą, że nie. Ja słyszę. Ale uspokajam. I obłudnicy, i gadżeciarze będą mieli się czym chwalić. Pierwsi masą systemów, poduszek i start-stopem. Drudzy? Panie i panowie, V40 to król gadżeciarzy. Począwszy od lusterka wstecznego a’la iPhone (bez ramek), po tablicę przyrządów o zmiennej treści (trzy konfiguracje) lub podświetlaną gałkę zmiany biegów a’la odpust. Do tego system kontroli pojazdu sterowany aplikacją w smartfonie kierowcy.

Werdykt?

Aparycja — zdecydowane tak, wnętrze — trzyma skandynawski styl, choć nieco przekombinowane, cena — świetna, prowadzenie — więcej niż dobre. Szanse na sukces — spore. Czy chcę takie mieć — na razie nie. Ze strachu. Ja się po prostu boję samochodów, w których asystenci mają większe uprawnienia niż prezes. Nawet jeśli to kretyn. Bo tam, gdzie liderów dwóch, lidera nie ma. &