W ciągu pierwszych kilku dni listopada sprzedaje się w Polsce nawet 45 proc. całorocznej produkcji świec, zniczy i wkładów do nich. Okres Wszystkich Świętych to dla branży czas żniw. W tym roku producenci nie śpią spokojnie. Część z nich nie wie nawet, czy będzie w stanie przetrwać do kolejnego sezonu.
Branża czeka na decyzję rządu
— Największym kłopotem jest dziś niepewność co do tego, czy w tym roku, podobnie jak w 2020 r., władze nie zdecydują się nagle na zamknięcie cmentarzy tuż przed 1 listopada — mówi Jacek Matracki, ekspert rynku i były dyrektor handlowy Polwaksu, dużej firmy, która wytwarza rafinowane parafiny i woski.

Tymczasem sygnały płynące z rządu nie są jednoznaczne. Na początku tego miesiąca Adam Niedzielski, szef resortu zdrowia, zapewniał, że nie ma uzasadnienia do podjęcia z dnia na dzień tak drastycznych decyzji jak rok temu. W ostatni poniedziałek wiceminister Waldemar Kraska zostawił sobie furtkę, mówiąc, że „na dzień dzisiejszy” nie przewiduje żadnych ograniczeń 1 i 2 listopada.
W 2020 r. decyzję o zamknięciu cmentarzy na Wszystkich Świętych i Zaduszki władze ogłosiły w ostatnich dniach października, co miało dalekosiężny wpływ sektor i wpłynęła m.in. na relacje handlowe.
Znicze wróciły do producentów
— Teraz jest znacznie większa asekuracja. Sieci handlowe zamówiły w tym roku zdecydowanie mniej zniczy i wkładów, a producenci i dilerzy unikali umów, które gwarantowały odbiorcom możliwość zwrotu całego zakupionego towaru — twierdzi Jacek Matracki.
W zeszłym roku sieci handlowe, które jak zwykle z wyprzedzeniem kupiły dużą ilość zniczy i wkładów, musiały szybko pozbyć się towaru, którego — na skutek administracyjnej decyzji — nie byłyby w stanie sprzedać. Eksperci szacują, że w minionym roku spadek sektora wyniósł 30 do nawet 50 proc.
Handlowcy stosowali dwie strategie. Jedni zwracali znicze producentom i dilerom, gwarantując sobie prawo ich odkupienia za rok po tej samej cenie. Inni oddawali towar tylko na przechowanie. To spowodowało, że producenci i dilerzy ponosili dodatkowe koszty, których nie mieli jak nawet w części przerzucić na odbiorców.
Ceny parafiny galopują
W tym roku dochodzi jeszcze znacznie poważniejszy problem: galopujące ceny surowca. O niespotykanej wcześniej sytuacji na globalnym rynku parafiny pisaliśmy w „PB” już kilka miesięcy temu. Od tamtego czasu koszt jej zakupu wzrósł jeszcze bardziej. Tegoroczny wzrost notowań parafiny wyniósł już blisko 100 proc. — z 900 EUR w styczniu do 1,75 tys. EUR w październiku.
Są też problemy z jej dostępnością. O ile w minionych latach w razie potrzeby zaopatrywano się dodatkowo w Azji, to teraz z powodu braków nie ma na to szans. Producenci ponoszą więc wyższe koszty, nie mając gwarancji, że na tyle będą mogli podnieść ceny, by zachować rentowność.
— Umowy na jesienne dostawy do sieci handlowych są zawierane zazwyczaj na początku roku. Rynek producentów zniczy i wkładów jest w Polsce bardzo rozdrobniony, w efekcie ewentualne renegocjacje cen to prawie zawsze dobra wola kupca — tłumaczy Jacek Matracki.
Nabywcy, którzy nastawiają się na dłuższą współpracę z dostawcami, idą im na rękę. Więcej płacą także wtedy, gdy umowy z producentami zawierali w trakcie roku. Wyższe koszty starają się przenieść na końcowego nabywcę i robią to na kilka sposobów.
Znicze są lżejsze lub droższe
— Aby utrzymać ceny na poziomie zbliżonym do zeszłorocznego, część sieci handlowych zmniejszyła gramaturę zniczy — zawartość parafiny jest czasami nawet o 40-50 proc. mniejsza. Część, w tym największe sieci w kraju, zdecydowały się zachować dotychczasową wielkość, co wiąże się z koniecznością podniesienia cen o 20-40 proc. — mówi Przemysław Gibowski, prezes Firmy Gibowski, jednego z czołowych producentów zniczy, dodając, w przypadku wkładów, których cena w znacznie większym stopniu zależy od kosztów zakupu parafiny, tegoroczny wzrost cen detalicznych sięga 50-60 proc.
Pod względem wielkości obrotu tegoroczny sezon może być, jego zdaniem, porównywalny z tym sprzed dwóch lat. Również Jacek Matracki uważa, że o ile cmentarze nie zostaną zamknięte, wolumen zakupu zniczy będzie podobny do tego z 2019 r., jednak pod względem zarobku sezon będzie dla producentów bardzo trudny.
— Ci z nich, którzy największą produkcję zaplanowali na drugą połowę roku, byli skazani na zakup surowca po znacznie wyższych cenach. W efekcie mniejsze podmioty mogą zakończyć cały rok ze stratą, a większe będą miały znacznie skromniejszy zysk — mówi ekspert.
Zapalanie zniczy na grobach bliskich jest wyjątkowo polską i katolicką tradycją. Kupujemy ich co roku nawet 300 mln sztuk, przeznaczając na ten cel nawet 1 mld zł. Z powodu zamknięcia cmentarzy miniony był pod tym względem wyjątkowy. Rynek zniczy skurczył się o kilkadziesiąt procent. W tym roku może być inaczej, szczególnie że z powodu pandemii mieliśmy wyjątkowo wysoką liczbę tzw. nadmiarowych zgonów.
Z przeprowadzonego w 2019 r. ogólnopolskiego badania Hiper-Com Poland i Grupy AdRetail wynika, że 15 proc. Polaków przeznacza na znicze do 30 zł rocznie, 45 proc. — 30-40 zł, 31 proc. — 40-50 zł, a 9 proc. większe kwoty. Co czwarty Polak kupuje trzy-cztery znicze, 51 proc. cztery lub pięć, a 14 proc. ponad pięć.
Znicze najczęściej kupujemy u drobnych handlowców, często sprzedających je bezpośrednio przed wejściem na cmentarz. Co piąty zapalany znicz pochodzi z sieci Biedronka.