Możliwość bezpłatnego dokonania co miesiąc transakcji o równowartości 100 tys. EUR (ponad 400 tys. zł) nie mogła pozostać bez wpływu na nasz ranking rachunków maklerskich do inwestowania na warszawskiej giełdzie. W tegorocznej edycji zwyciężyło XTB i właśnie takie podejście do opłat na tym zaważyło. Normalnie byłoby to kompletnie nieopłacalne dla biura maklerskiego, ale podpisując umowę z XTB ma się możliwość operowania również na foreksie i giełdach zagranicznych, gdzie XTB zarabia na spreadach i przewalutowaniu. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by wykorzystywać rachunek w XTB wyłącznie do inwestycji na GPW i właśnie pod tym kątem ocenialiśmy tę ofertę. W XTB wciąż nie można zawierać transakcji podczas 5-minutowego fixingu kończącego sesję, uznaliśmy jednak, że nie jest to taka skaza, by dalej odraczać debiut brokera w naszym rankingu. W czasie, jaki minął od poprzedniej edycji, firma stała się bowiem członkiem Krajowego Depozytu Papierów Wartościowych (KDPW) i warszawskiej giełdy, co jest podstawowym kryterium selekcji domów maklerskich do rankingu.
Rachunki porównywaliśmy pod kątem ich przydatności dla aktywnego inwestora indywidualnego, każdego złotego wypadającego z jego kieszeni traktując jako punkt karny. Na koniec zsumowaliśmy rezultaty, przykładając 70-procentową wagę do kosztów wprost wynikających z tabel opłat i 30-procentową temu, co można uznać za komfort obsługi. Następnie wynik zwycięzcy przeliczyliśmy na 100 pkt, a rezultaty kolejnych — w relacji do wyniku lidera.
Prowizje i pięć ofert
Jeśli chodzi o kosztową część zestawienia, to ważą na niej głównie prowizje za handel i dostęp do pięciu linii arkusza zleceń. Ten ostatni podnosi jakość informacji na temat głębokości rynku i wyceny akcji, jaką otrzymuje inwestor.
Przyjmujemy, że nasz umowny inwestor dokonuje co roku transakcji o wartości 483,2 tys. zł. To wyliczona z danych GPW suma średnich kroczących obrotów inwestorów indywidualnych przypadających na aktywne rachunki w poszczególnych półroczach ostatniej pięciolatki. Można więc założyć, że mniej więcej takich obrotów dokonuje co roku ktoś, kto rzeczywiście potrzebuje rachunku maklerskiego. Może być to inwestor bogatszy dokonujący zaledwie kilku transakcji rocznie, jak również mniej zasobny, ale bardziej aktywny. Zakładamy, że interesują go raczej płynne spółki. Zaledwie trzy razy w półroczu składa zlecenia o wartości 1 tys. zł lub mniej, sprzedając np. resztki zupełnie nieudanej inwestycji. W przypadku Trigonu – z którego taryfy opłat wynika, że jest ostatnim brokerem uzależniającym prowizję od wartości transakcji, a nie zrealizowanej części zlecenia – przyjęliśmy, że 10 proc. obrotów zostanie zrealizowane w transakcjach maksymalnie zbliżonych do 1 tys. zł i zostanie tym samym obciążona prowizją kwotową, a nie procentową. To i tak korzystne założenie dla brokera naliczającego prowizje od wartości transakcji. Nawet w przypadku spółek z WIG20 powszechne są transakcje opiewające na pojedyncze akcje, choć zlecenia, których są częścią, mogą opiewać na tysiące walorów.
Dla wyliczenia kosztów prowizji założyliśmy, że nasz inwestor operuje wyłącznie na rynku akcji, gdyż obligacje mają marginalne znaczenie w handlu na GPW, a kontrakty terminowe są instrumentem o charakterze jawnie spekulacyjnym. Jak w latach ubiegłych szukaliśmy zaś rachunku dla inwestora, a nie spekulanta. Z tego powodu zignorowaliśmy stawki za daytrading.
Ignorowaliśmy promocje dla nowych klientów, wiążące posiadanie rachunku maklerskiego z bankowym, członkostwem w Stowarzyszeniu Inwestorów Indywidualnych itp. Pominęliśmy rachunki obsługiwane, ale niedostępne dla nowych klientów oraz możliwość indywidualnego negocjowania prowizji. Preferujemy rozwiązania transparentne, wynikające wprost z tabeli opłat.
Przy ewentualnych zniżkach za dostęp do pięciu linii arkusza zleceń przyjęliśmy równomierny rozkład obrotów w ciągu roku. To trochę sztuczne założenie, ale koresponduje z typową na rynku zasadą, że do zniżki uprawniają zamiennie: określone obroty z poprzedniego miesiąca lub średnia z poprzednich trzech miesięcy. Jedną większą transakcją na kwartał można więc zapewnić sobie taką samą zniżkę, jak regularnym handlem w mniejszej skali. Nie uwzględniliśmy zniżek związanych z obowiązkiem dokonania co najmniej jednej transakcji miesięcznie. Uważamy za dość karkołomne założenie, ze inwestor będzie dokonywał transakcji w każdym miesiącu kalendarzowym – niezależnie od tego, czy są akurat wakacje, czy też zachorował.
Jedynym krajowym brokerem nie udostępniającym pięciu linii arkusza zleceń z GPW jest XTB. Pozyskiwanie dostępu do notowań poza firmą, w której dokonuje się transakcji, było do niedawna standardem w przypadku giełd zagranicznych. Uznaliśmy więc, że brak dostępu do pięciu linii arkusza zleceń GPW nie wyklucza XTB z zestawienia. W przypadku tego brokera jako koszt dostępu do pięciu ofert naliczyliśmy najniższą opłatę jaką należałoby ponieść w innym biurze maklerskim nie pobierającym abonamentu za samo prowadzenie rachunku, powiększoną o równowartość czterech godzin pracy naszego inwestora. Brak jasnej informacji o cenie dostępu do pięciu linii arkusza zleceń i nieudzielenie przez tydzień odpowiedzi na naszą prośbę o wyjaśnienie tej kwestii zdecydował o niesklasyfikowaniu Ipopemy Securities.
Wartość godziny pracy naszego inwestora jest dla nas wartością bazową do wyliczenia tej części punktacji, która związana jest z komfortem obsługi. Zakładamy, że nasz inwestor nie jest krezusem, ale zarabia ponadprzeciętnie. Równowartość przeciętnego miesięcznego wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw bez wypłaty nagród z zysku z ubiegłego roku (7443,28 zł) dostaje do ręki. Każda godzina urwania się z pracy lub spóźnienia może go więc kosztować 46,52 zł.
Jako że niezręcznie jest rozmawiać w pracy na tematy związane z obsługą rachunku, premiowaliśmy obsługę telefoniczną poza godzinami 8-18. Każdą godzinę poza tymi widełkami wyceniliśmy na osiem godzin pracy naszego inwestora rocznie. Obsługa telefoniczna najwydatniej wpłynęła na pozycję Aliora. Premiowaliśmy co najmniej pełną godzinę obsługi spoza godzin 8-18. Wyszliśmy z założenia, że nie będziemy premiować teleobsługi w godzinach 24-6. Inwestor musi kiedyś spać. Uwzględnialiśmy wyłącznie kontakt z żywym człowiekiem. W systemach automatycznych wiele spraw jest nie do załatwienia.
W części dotyczącej komfortu obsługi uwzględniliśmy IPO. Założyliśmy, że nasz inwestor jest zainteresowany ofertami pierwotnymi, ale tylko takimi, które zapewniają względną płynność. Bierze udział w IPO o wartości co najmniej 100 mln zł. Punktujemy więc udział poszczególnych brokerów w konsorcjach detalicznych, obsługujących takie oferty, na podstawie ich liczby w roku poprzednim. Za każde 100-milionowe lub większe IPO, w którym inwestor nie mógł uczestniczyć w macierzystym biurze maklerskim, do oceny instytucji doliczamy wartość sześciu godzin pracy naszego inwestora. To ekwiwalent czasu, jaki musiałby poświęcić na otwieranie i zamykanie rachunku tylko po to, by zapisać się na akcje gdzie indziej. Jest on trochę wyższy niż w latach ubiegłych, ale na rynku IPO jest w ostatnich latach taka posucha, że postanowiliśmy trochę bardziej premiować domy maklerskie dające klientom dostęp do większych ofert publicznych.
Brak możliwości skorzystania z mobilnej aplikacji do składania zleceń wyceniliśmy na równowartość 20 godzin w roku. To wyraźnie więcej niż w latach ubiegłych, ale skala wykorzystania smartfonów w różnych dziedzinach życia znacznie wzrosła.
Nowe technologie to jednak nie wszystko. Premiowaliśmy posiadanie oddziałów, i to własnych, a nie np. ogólnobankowych, czy podmiotów trzecich, działających w formule agenta firmy inwestycyjnej. Nie wszystko da się tam załatwić, a z wiedzą pracowników na temat działalności biur maklerskich bywa różnie.
Sieci placówek w zaniku
Premiowaliśmy posiadanie oddziałów możliwie blisko potencjalnych klientów, a więc w największych miastach. Pomijając to, że mieszka tam najwięcej ludzi, najłatwiej do nich dojechać. Za pewien standard uznaliśmy posiadanie placówki w każdym mieście liczącym ponad 150 tys. mieszkańców. Jest ich 22. Uznaliśmy jednak, że aglomeracja śląska jest jednym wielkim miastem i jej podział na gminy jest dość sztuczny. Założyliśmy więc, że wystarczy posiadać placówkę w jednym z czterech miast liczących ponad 150 tys. mieszkańców, a wchodzących w skład aglomeracji: Katowicach, Sosnowcu, Gliwicach lub Zabrzu. Podobnie potraktowaliśmy Trójmiasto. W efekcie zostało nam 18 miast i aglomeracji. Za brak placówki w którymkolwiek z tych ośrodków dopisywaliśmy do kosztów prowadzenia rachunku równowartość 2 godzin pracy naszego inwestora. To w zasadzie nie wystarczy, by gdzieś dalej pojechać i coś załatwić, ale sprawy, które najlepiej załatwić w placówce, są jednak stosunkowo rzadkie. Nie premiowaliśmy w żaden sposób posiadania więcej niż jednej placówki w danym mieście lub aglomeracji, ale warto zauważyć, że sieci placówek które można określić jako ogólnopolskie mają już tylko PKO BP i Pekao. Symbolicznie niższe prowizje i dłuższy czas obsługi telefonicznej zaważyły na tym, że to bank żubrem został skalsyfikowany wyżej.
Choć przedmiotem naszego rankingu są rachunki prowadzone na zasadach ogólnych, premiowaliśmy prowadzenie przez to samo biuro maklerskie rachunków z umową IKE i IKZE. Z danych Komisji Nadzoru Finansowego wynika, że zarówno przeciętna wartość wpłat na maklerskie IKE i IKZE, jak również zgromadzonych na nich aktywów jest wyraźnie wyższa od średniej dla ogółu instytucji finansowych. Dyskomfort inwestora związany z brakiem IKE lub IKZE w macierzystym domu maklerskim wyceniliśmy uznaniowo na cztery godziny jego pracy rocznie. Zwycięzca rankingu i zdobywca trzeciego miejsca rachunków IKE i IKZE nie prowadzą.
Poza prowizjami za handel i dostępem do notowań, w części dotyczącej samych kosztów prowadzenia rachunków uwzględniliśmy jeszcze kilka małych, ale naszym zdaniem istotnych pozycji cennikowych. Po pierwsze rejestrację udziału w jednym walnym zgromadzeniu. Nawet stosunkowo drobni inwestorzy powinni być w tym zakresie aktywni. Uznaliśmy też, że nasz inwestor dokona w ciągu roku trzech przelewów internetowych do banku spoza grupy kapitałowej domu maklerskiego. Na potrzeby brokerów, którzy pobierają osobną opłatę za przechowywanie walorów, przyjęliśmy, że w dniu jej naliczenia mają one wartość 150 tys. zł.