W pierwszej części RE spotkała się z przywódcami Bałkanów Zachodnich i przyjęła 18-stronicową szczegółową deklarację, tworzącą perspektywę rozszerzenia UE. Wypada przypomnieć, że z tego obszaru oficjalnymi kandydatami są Albania, Bośnia i Hercegowina, Czarnogóra, Macedonia Północna i Serbia, zaś potencjalnym w dalszej przyszłości uznawane nie przez wszystkich członków UE Kosowo. Horyzont czasowy rozszerzenia pozostaje wciąż bardzo odległy, przy czym logika geopolityczna podpowiadałaby przyłączenie całego regionu jednym ruchem, analogicznie do naszego wielkiego rozszerzenia z 2004 r.
Konkluzje standardowego szczytu RE tym razem zajęły 10 stron, na których zapisano 31 punktów. Oczywiście potwierdzono, że UE nadal jest zdecydowana wspierać – w koordynacji z partnerami międzynarodowymi – naprawę, odbudowę i rekonstrukcję Ukrainy. Dlatego w lipcu 2025 r. odbędzie się we Włoszech konferencja na temat odbudowy Ukrainy. Wielka szkoda, że nie trochę wcześniej w Polsce podczas naszej półrocznej prezydencji legislacyjnej Rady UE. W kraju trwa spór polityczny dlaczego rząd w choćby taktycznym porozumieniu z prezydentem nie był w stanie zorganizować w nadchodzącym półroczu w Polsce jakiejś unijnej zbiórki najwyższej kategorii, a właśnie temat Ukrainy nadawałby się idealnie. Drugim bardzo ważnym wątkiem szczytu było bezpieczeństwo. Zacytuję jedno zdanie konkluzji dla udokumentowania, na jakim poziomie ogólności pracuje kolegialna unijna głowa: „RE zachęca do dalszych prac nad wzmacnianiem w spójny sposób odporności i gotowości UE i państw członkowskich oraz ich zdolności do zapobiegania kryzysom i reagowania na nie, także z myślą o przyszłej strategii gotowości”. Tak naprawdę szczyt najbardziej zostanie zapamiętany jako… jubileusz 50-lecia istnienia RE jako instytucji, ponieważ w 1974 r., czyli w pradawnej epoce Europejskiej Wspólnoty Gospodarczej, prezydenci i premierzy dziewięciu państw pierwszy raz zebrali się w takiej formule.
W kuluarach szczytu powinni choć symbolicznie przekazać sobie pałeczkę Viktor Orbán i Donald Tusk. Węgry 31 grudnia 2024 r. kończą przechodnią prezydencję ministerialnej Rady UE, zaś Polska 1 stycznia 2025 r. przejmuje. W 2011 r. odbyła się z takiej okazji uroczystość w naszej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów, wtedy ci sami premierzy – personalna powtórka po 14 latach jest unijnym ewenementem – wręcz się kochali i symbolicznie spijali wino z dziobków. Teraz zaś powiało politycznym mrozem, ponieważ akurat podczas szczytu w Brukseli okazało się, że Węgry udzielają azylowego schronienia ściganemu europejskim nakazem aresztowania Marcinowi Romanowskiemu, posłowi PiS, a niegdyś wiceministrowi sprawiedliwości. Cała ta historia przypomina latynoską telenowelę i naprawdę jest tyle warta, ale na realne stosunki polityczne wewnątrz UE, a także Grupy Wyszehradzkiej, wpływa fatalnie.