Regulator postanowił być twardy. Energetycy w szoku
URE zgadza się na 4-5-procentowy wzrost rachunków odbiorców w 2009 r. To wynik podwyżki opłat za dystrybucję. Cena samej energii bez zmian.
Wczorajszy komunikat prezesa Urzędu Regulacji Energetyki (URE) to szok dla branży. Regulator poinformował, że nie widzi uzasadnienia dla wzrostu cen energii elektrycznej w 2009 r. W taryfach spó- łek obrotu, które czekają na zatwierdzenie, zamierza przyjąć, że uzasadniona cena zakupu przez nie tzw. czarnej energii (wytwarzanej przez elektrownie węglowe) w hurcie to 155 zł/MWh z akcyzą lub l35 zł/MWh, jeśli od 2009 r. podatek zostanie przeniesiony z wytwórców na sprzedawców.
— Podwyżki przewiduję wyłącznie w dystrybucji. Łącznie przyszłoroczne rachunki dla odbiorców detalicznych nie powinny wzrosnąć o więcej niż 4- -5 proc. — dodaje Mariusz Swora, prezes URE.
Stanowisko regulatora jest odległe od oczekiwań spółek obrotu i producentów energii. Według URE, sprzedawcy przyjmowali w taryfach cenę 225-265 zł/MWh (co oznaczało wzrost nawet o 60 proc. w stosunku do tegorocznych stawek), a wytwórcy oferowali w kontraktach energię po 220 zł/MWh. Prezes URE spodziewa się, że wywoła w branży szok. Uważa, że ma powody.
— Blokowanie wzrostu cen energii nie jest moim zamiarem w dłuższej perspektywie. Ale sytuacja jest szczególna. Mamy dekoniunkturę. Tempo wzrostu gospodarczego będzie spadać. Wszyscy muszą ponieść koszty spowolnienia, energetyka również — wyjaśnia Mariusz Swora.
Branża jeszcze niedowierza.
— Papier przyjmie wszystko. Równie dobrze prezes URE mógłby napisać, że energia ma kosztować 10 zł. Musiałby najpierw spowodować odpowiednią obniżkę cen węgla, którego producenci żądają na przyszły rok 40-50-procentowych podwyżek. A to nie jedyny czynnik wzrostu. Regulator nie uwzględnił jeszcze konieczności dokupowania przez nas limitów emisji dwutlenku węgla — mówi Dariusz Lubera, prezes grupy energetycznej Tauron.
Szef Tauronu dodaje, że większość energii na przyszły rok jest już zakontraktowana po cenach dużo wyższych niż przyjęte przez URE. To oznacza, że jeśli URE zrealizuje wczorajsze zapowiedzi w procesie taryfowania — spółki obrotu będą dokładać do energii sprzedawanej gospodarstwom domowym, chyba że wymuszą obniżki u wytwórców. W trudnej sytuacji będą ci dostawcy, którzy nie produkują całej sprzedawanej energii we własnych źródłach, czyli praktycznie wszyscy poza PGE, m.in. giełdowa Enea. Zwiększone koszty mogą ponieść kupujące energię przedsiębiorstwa, dla których ceny nie podlegają taryfowaniu. Dlatego prezes URE nie zarzucił pomysłu przywrócenia taryf w tym segmencie rynku.
— To jeden z możliwych wariantów. Rozważam również przywrócenie regulacji cen u wytwórców. Niewykluczone jest też równoległe zastosowanie obu rozwiązań, choć optymalne byłoby wprowadzenie mechanizmu ustalania przez URE ceny maksymalnej, co zapowiada rząd w ogłoszonym w niedzielę Planie Stabilności i Rozwoju — mówi Mariusz Swora.