Ziemia obiecana pod bokiem

Agnieszka Zielińska
opublikowano: 2006-04-28 00:00

Architektoniczne skojarzenie: centrum handlowe równa się pozbawione finezji pudełko. Po Poznaniu (Stary Browar) — i Łódź walczy z manierą.

Jak? Za niespełna trzy tygodnie w dawnej fabryce Izraela Poznańskiego otworzy podwoje największe centrum handlowo-rozrywkowe w Polsce. Symbol kapitalistycznego wyzysku stanie się miejscem wyrafinowanej rozrywki. I masowej konsumpcji.

W odnowionych wnętrzach ulokowano sklepy, ekskluzywne butiki i restauracje, kina, biura, a w niedalekiej przyszłości — także hotel. I muzea (m.in. sztuki i — jedyne w Polsce — muzeum nauki i techniki dla dzieci).

Fabryczny moloch żydowskiego fabrykanta odnawia francuska firma Apsys, zarządzająca m.in. podwarszawskim Centrum Janki. Skala inwestycji? Ogromna. Na 27 ha przemysłowego miasteczka wzniesionego przez Poznańskiego odrestaurowano 13 zabytkowych obiektów. W centrum spacerować będziemy po 3,5-hektarowym rynku — dwukrotnie większym od tego na warszawskiej Starówce. Nie zabraknie fontanny, w której woda będzie „tańczyć” w rytm muzyki. Po gigantycznym obiekcie goście poruszać się będą trzema tramwajami. Do ich dyspozycji przygotowano 3,5 tys. darmowych miejsc parkingowych.

Magia historii

Podobno starsi łodzianie chcieli, by nowe centrum nazywało się Ziemia Obiecana, bo właśnie tu Andrzej Wajda nakręcił słynny film, według powieści Reymonta. Ale inwestorzy uznali, że potrzeba nowej nazwy i symbolu. Dlatego wybrano miano Manufaktura.

Roboty trwają jeszcze nieprzerwanie całą dobę: kłębią się robotnicy, jeżdżą koparki i samochody ciężarowe.

— Prawie codziennie przychodzą do nas wycieczki. Zaglądają łodzianie, dziennikarze i cudzoziemcy. Niestety: pamiątek mało, bo wyposażenie większości hal poginęło. Udało się jednak uratować tabliczki z nazwami istniejących wcześniej ulic. Niemalże wyrwaliśmy je z rąk łomiarzy — opowiada pracownica biura informacji o projekcie.

Tablice zawisły na ceglanej ścianie biura. Na sąsiedniej — portret Izraela Poznańskiego, ojca-założyciela. O jego zamożności krążyły legendy. Opowiadano, że chciał wyłożyć dużą salę swego pałacu złotymi pięciorublówkami. I zapytał władze rosyjskie, czy ma je ułożyć podobizną cara do góry czy też carskim godłem... Dopiero odpowiedź władcy, że zgadza się na ustawienie monet pionowo („na sztorc”) uniemożliwiła realizację planu. Wiele wskazuje, że to właśnie Poznański kryje się pod postacią żydowskiego fabrykanta Szai z powieści Reymonta.

Dziś o bogactwie łódzkiego potentata przypomina eklektyczny pałac, sąsiadujący z fabrycznym kompleksem. Po wojnie obok XIX-wiecznych murów postawiono zwykłe blaszaki, które obecny inwestor wyburzył. I chwała Bogu.

— Fabryka odzieżowa działała tu jeszcze w latach 90. Ostatni robotnicy odeszli stąd przed ogłoszeniem upadłości: w 1997 roku — wspomina Leszek Sośnicki, wieloletni pracownik łódzkiego zakładu, a dziś Apsysa.

Syndykiem masy upadłościowej został Mieczysław Michalski, wcześniej dyrektor fabryki. Gdy zakład odzieżowy zbankrutował, usilnie starał się zainteresować fabrycznym kompleksem zagranicznych inwestorów. Jedną z firm, która odpowiedziała na jego ofertę, był właśnie Apsys. Francuzi od razu zachwycili się budowlami. I od początku mieli świadomość ogromu przedsięwzięcia. I kosztów.

— Rewitalizacji Manufaktury nie można porównać z żadną podobną inwestycją. Restaurowano wprawdzie doki w Anglii czy fabrykę bawełny w Gandawie, a także wieże ciśnień, ale zawsze były to pojedyncze obiekty. Jeszcze nigdy nie restaurowano miasta w mieście — przypomina Joanna Sokalszczuk--Delbar, rzecznik prasowy Manufaktury.

Podobnego zdania jest Nicolas Roques, dyrektor marketingu tego projektu:

— Gdy pokazaliśmy nasz projekt na targach w Cannes, usłyszeliśmy, iż mamy szczęście, że odbudujemy serce dużej metropolii kraju leżącego w środku Europy.

Jego zdaniem, inwestycja jest unikatowa i z tego powodu, że fundusze w całości pochodzą ze środków prywatnych.

— Wkład miasta to ponad 7 mln euro. Posłużą powstaniu Muzeum Sztuki Współczesnej. Całość inwestycji pochłonie około 200 mln euro, z czego większość to wkład Apsysa, a reszta — przyszłych najemców — udowadnia Nicolas Roques.

Dla sztuki

Koncepcja zagospodarowania Manufaktury zrodziła się nie od razu. Aby dowiedzieć się, jakie są życzenia łodzian, Francuzi odwołali się do badań.

— Zapytaliśmy mieszkańców, co — ich zdaniem — winno tu powstać. Pojawił się m.in. pomysł, by zrobić tu centrum mody: no bo Łódź to przecież wciąż symbol przemysłu odzieżowego. Ale ta idea ani nie zyskała akceptacji miasta, ani nie wzbudziła zainteresowania firm. Projekt basenu zaś upadł, bo nie pozwoliła na to struktura budynków — opowiada Joanna Sokalszczuk–Delbar.

Łodzianie zasugerowali również, by do Manufaktury przenieść Muzeum Sztuki Współczesnej. Francuzi: to strzał w dziesiątkę!

— W łódzkim muzeum są przecież prace tak znanych twórców, jak Magdalena Abakanowicz, Katarzyna Kobro, Władysław Strzemiński czy Wassily Kandinsky. Do tej pory — z uwagi na brak miejsca — prezentowano zaledwie 5 proc. zbiorów. Reszta czekała w piwnicy — przypomina Joanna Sokalszczuk-Delbar.

— Do tej pory muzeum odwiedzały głównie szkolne wycieczki. Tymczasem szacujemy, że do naszego centrum przyjdzie nawet 350 tys. osób tygodniowo. Część trafi i do Muzeum Sztuki Współczesnej — podkreśla inny aspekt dyrektor projektu.

W Manufakturze miejsce znajdą także centrum konferencyjne i biura. Za rok ruszy hotel (w budynku uwiecznionym w Wajdowskiej „Ziemi obiecanej”).

Francuzi nie zapomnieli i o gastronomii. W dobudowanej części posmakować można będzie wielu kuchni narodowych. W pobliżu rynku usytuowano bardziej ekskluzywne restauracje (głównie łódzkich właścicieli).

— Żydowską „Anatewkę”, restauracje: francuską, hiszpańską, a także pijalnię czekolady — zdradza rzecznik Manufaktury.

W części rozrywkowo–rekreacyjnej pomieszczono m.in.: kino, dyskotekę, kręgielnię, ścianę wspinaczkową i arenę do jazdy na rolkach.

Muzeum techniki dla dzieci stanie na wzór podobnego z francuskiego La Villette.

— To interaktywne muzeum, gdzie dzieci mogą nakręcić swój film, przeprowadzić doświadczenia chemiczne i biologiczne — precyzuje Joanna Sokalszczuk–Delbar.

Ukłonem w stronę przeszłości stanie się ul. Rzemieślnicza: wytwórcy zaproponują klientom swoje towary, przekazując też wiedzę o zanikających zawodach (będzie można np. zerknąć, jak wyplata się wiklinę). W uliczce przewiduje się również sporo kramików i antykwariatów z książkami.

Nie zabraknie również muzeum historii całego obiektu, które nie ma jeszcze nazwy. Tworzy je Mirosław Nizio (projektował Muzeum Powstania Warszawskiego).

Nowość

Zabytkowe budynki odrestaurowano z pietyzmem. Fachowcy od konserwacji zastosowali specjalną technikę odnawiania starych cegieł. Wyjmowano je, umiejętnie czyszczono i układano z powrotem. Ale stan techniczny budynków był — o dziwo! — bardzo dobry, mimo że ceglanych ścian przedtem nikt nie remontował!

— Mury przędzalni mają na parterze 1,5 m grubości. W latach 70., gdy modernizowano niektóre wydziały — z ekspertyz wynikło, że nie wymagają remontu! Dziś nikt tak już nie buduje... — ocenia Leszek Sośnicki.

Jednym nowoczesnym akcentem kompleksu pozostaje dobudowana szklana galeria handlowa. Jej industrialne wnętrze nawiązuje do przemysłowego charakteru miasta; podłoga wyłożona jest drewnem.

— Wiele fragmentów galerii nawiązuje do filmu, mody i łódzkiej architektury, czyli tego, co dla tego miasta charakterystyczne. To efekt pracy londyńskich projektantów, którzy w ostatnich miesiącach poszukiwali elementów typowych dla łódzkiej tradycji — podkreśla Joanna Sokalszczuk-Delbar.

Wątpliwości

Nie wszyscy są entuzjastami nowego centrum. Zdaniem Marka Janiaka, prezesa Fundacji Ulicy Piotrkowskiej, inwestycja odcina się od miasta i nie wtapia w jego tkankę. Taka samotna wyspa.

— Obawiam się, że odbije się również negatywnie na Piotrkowskiej, z której już dziś uciekają handlowcy — mówi Marek Janiak.

Prezes fundacji krytykuje również nowoczesną architekturę galerii handlowej. Jego zdaniem, projekt — utrzymany w estetyce z lat 70. XX wieku — nie powinien stać obok XIX-wiecznych budynków.

— Według mnie, ta krytyka dotyczy raczej urzędu miasta, a nie poczynań inwestora. Wiele razy rozmawiałam z Markiem Janiakiem. Jego zdaniem, powinny znaleźć się pieniądze na zagospodarowanie obszarów wokół Manufaktury — a to zadanie władz. Galeria handlowa? Zaprojektowano ją tak, by w szklanej tafli odbijały się inne budynki. Jej architektura jest zatem neutralna w stosunku do otoczenia. A Piotrkowska... Obecność Manufaktury będzie raczej dla niej szansą. Wiele ludzi, którzy z pozoru przyjadą tylko zobaczyć nowe centrum, trafi również na tę ulicę — tłumaczy Joanna Sokalszczuk-Delbar.

— Fabryka Poznańskiego była symbolem miasta. Gdy ją zamknięto, miasto straciło część tożsamości. Powstanie Manufaktury to szansa, że ją odzyska. Wierzę, że centrum stanie się wizytówką Łodzi — wtóruje Nicolas Roques.