Zmiana w organie, który stał się atrapą

Jacek ZalewskiJacek Zalewski
opublikowano: 2024-12-09 20:00

W normalnych czasach zmiana prezesa Trybunału Konstytucyjnego (TK) bywała bardzo istotnym wydarzeniem o znaczeniu państwowym. Oczywiście nie takim jak na przykład wybór nowego prezydenta, premiera czy prezesa Narodowego Banku Polskiego, albowiem kierowanie którymś z centralnych sądów to jednak zupełnie inna półka.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

Decyzja Andrzeja Dudy, który spośród dwóch kandydatów wyłonionych przez okrojony skład TK powołał na prezesa Bogdana Święczkowskiego, normalnie byłaby kadrowym stabilizatorem – dziewięcioletnia kadencja tego sędziego skończyłaby się 16 lutego 2031 r., zaś sześcioletnia prezesura wygasłaby ciut wcześniej, 9 grudnia 2030 r. Jego losy zależą jednak od wyniku wyborów prezydenckich. Jeśli wygra Karol Nawrocki, to oczywiście podane daty zachowują aktualność. Jeśli prezydentem zostanie Rafał Trzaskowski, to bardzo szybko wróci na ścieżkę legislacyjną oraz wejdzie w życie gotowa już nowa ustawa o TK, której Andrzej Duda nie podpisał. Przewiduje ona wyzerowanie obecnego składu TK i wybranie sędziów od początku. Nastąpiłoby to realnie pod koniec 2025 r., zatem Bogdan Święczkowski powinien oswajać się z całkiem prawdopodobnym prezesowaniem TK tylko przez mniej więcej rok.

Od dziewięciu lat TK odgrywa w Polsce rolę biegunowo odbiegającą od jego szczytnego umocowania teoretycznego. Przeciąganie przez polityków napiętej liny rozpoczęło się w 2015 r., wywołując głęboki kryzys praworządności na szczytach państwa, który cały czas tylko się pogłębia. Najpierw większość pod wodzą PO na finiszu kadencji parlamentarnej 2011-15 wybrała na zwalniane w TK miejsca piątkę sędziów – trzech prawidłowo, zaś dwóch nieprawidłowo awansem, żeby mieć komfort obsadzenia wakatów w stosunku 5:0. Po odmowie przez Andrzeja Dudę zaprzysiężenia trójki właściwie wybranej tzw. dobra zmiana przeprowadziła na początku kadencji 2015-19 błyskawiczny kontratak i odwróciła wynik na 5:0 dla wybrańców PiS. Tymczasem jedyny uczciwy wynik tamtej wojny powinien brzmieć 3:2 na rzecz sędziów wybranych jeszcze w starej kadencji. Ustawowa wymiana trójki w TK następowała bowiem 7 listopada 2015 r., tymczasem prezydent zarządził inaugurację kadencji Sejmu/Senatu dopiero na… 12 listopada 2015 r., a tym samym dzień wymiany w TK zaliczył do kadencji starej. Tamtą inaugurację bez problemu mógł wyznaczyć na 6 listopada, co radykalnie zmieniłoby sytuację prawną, ale popełnił straszliwy – z punktu widzenia interesów PiS – błąd. Wpadka Andrzeja Dudy położyła się głębokim cieniem i na całej jego dekadzie, i na losach TK, albowiem od dokonania przez PiS z mocą wsteczną wyboru trzech tzw. dublerów zaczęła się jego marginalizacja, zwłaszcza od objęcia prezesury przez Julię Przyłębską. Po wyborach z 15 października 2023 r. TK spadł na dno w hierarchii funkcjonowania naczelnych organów państwa. Najnowszym dowodem upadku jest jego zdekompletowanie – pierwszy raz w dziejach III RP liczy obecnie tylko 12 sędziów, skompletowanie do 15 już nie nastąpi, tzw. konsorcjum 15 października trzymające Sejm poczeka na nową ustawę i wybierze cały skład od zera. Przypominam jednak warunek konieczny realizacji tego planu – prezydentura Rafała Trzaskowskiego…

9 grudnia 2024 r. był dla TK dniem historycznym nie tylko z powodu obsadzenia Bogdana Święczkowskiego. Wygasła dziewięcioletnia kadencja sędziowska dotychczasowej prezeski (która ze względów proceduralnych ostatnio miała status tylko tzw. sędzi kierującej pracami TK), dlatego zdezaktualizowało się określenie „organ Julii Przyłębskiej”. Pod wodzą wieloletniego prokuratora Bogdana Święczkowskiego nic się w obecnej sytuacji TK nie zmieni – zdekompletowany skład od czasu do czasu coś tam orzeknie przeciwko rządowi, który w rewanżu oczywiście wyroków nie opublikuje. Dlatego określenie przytoczone w tytule jest ustrojową świętą prawdą.