10 sygnałów końca hossy. Ile z nich widać na GPW?

Krzysztof Kolany
opublikowano: 2024-09-24 20:00

Niedługo miną dwa lata od rozpoczęcia najnowszej odsłony hossy na rynkach akcji. O ile na warszawskim parkiecie giełdowy byk od kilku miesięcy pozostaje uśpiony, o tyle na Wall Street zdobywa nowe szczyty.

Posłuchaj
Speaker icon
Zostań subskrybentem
i słuchaj tego oraz wielu innych artykułów w pb.pl
Subskrypcja

W reakcji na rozpoczęcie cyklu obniżek stóp procentowych w Rezerwie Federalnej indeks S&P500 przekroczył wakacyjne maksimum i ustanowił nowy szczyt hossy rozpoczętej w październiku 2022 r. Sile Wal Street towarzyszyła względna słabość warszawskiego parkietu, gdzie WIG wciąż znajduje się ok. 7 proc. poniżej lipcowego rekordu wszech czasów. Zatem już od czterech miesięcy nie dość, że nie widzimy nowych rekordów na GPW, to jeszcze WIG balansuje na krawędzi linii trendu wzrostowego.

Po prawie dwóch latach hossy polski rynek akcji znalazł się w miejscu, w którym można powoli wypatrywać oznak wygasania trendu wznoszącego. Z punktu widzenia aktywnego inwestora (czyli takiego, który zmienia skład portfela inwestycyjnego w zależności od fazy cyklu koniunkturalnego lub rynkowego) zasadniczo liczą się tylko dwie rzeczy: trafne określenie momentu, w którym kończy się bessa i poprawne zidentyfikowanie punktu, w którym kończy się giełdowa hossa.

Już od czterech miesięcy nie dość, że nie widzimy nowych rekordów na GPW, to jeszcze WIG balansuje na krawędzi linii trendu wzrostowego.

Jako że dołek bessy w najbliższym czasie nam raczej nie grozi, to skupimy się na punkcie drugim. Jest oczywiste, że nikt nie zna przyszłości i że nie sposób jej regularnie i trafnie przewidywać. O ile jeszcze ów giełdowy dołek zwykle można z dość dużym prawdopodobieństwem zidentyfikować, to już ze szczytem hossy jest znacznie trudniej. Doświadczony inwestor doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że nawet skrajnie przewartościowane akcje mogą stać się znacznie droższe.

Dziesięć omenów końca hossy

Mimo że wiemy już, iż trafne prognozowanie na rynkach akcji jest w zasadzie niemożliwe, to jednak warto zwracać uwagę na znaki, które od czasu do czasu podsyła nam otoczenie. Dla inwestora są one niczym punkty orientacyjne, których pojawienie się powinno skłonić do refleksji. Rzecz jasna nie przy każdym szczycie hossy pojawi się cała dziesiątka szczytowych omenów. Jeśli jednak rozpoznamy przynajmniej kilka z nich, to powinniśmy rozważyć redukcję ekspozycji na rynek akcji. Dodatkowo sytuację komplikuje fakt, że część z tych sygnałów ma subiektywny charakter, a nawet te ilościowe mogą wynikać ze zmian długoterminowych trendów. Przy panikowaniu należy zatem zachować szczególną ostrożność.

Kilka z poniższych sygnałów końca hossy pojawiło się w ostatnich miesiącach. Nawet jeśli nie dotyczyły one warszawskiego parkietu, to część z nich widziano na Wall Street.

  1. Gwałtownie rosnące ceny akcji. Do tego punktu warto dodać zastrzeżenie, że czynnik ten musi wystąpić po długotrwałej wcześniejszej zwyżce. A tak właśnie jest teraz. Średnie historyczne nominalne stopy zwrotu z rynku akcji wynoszą ok. 10 proc. Nie brakuje lat, gdy są one jednak znacznie wyższe i zaniżane są przez pojawiające się co kilka lat giełdowe bessy. Z ostatnią taką mieliśmy do czynienia w 2022 r., gdy S&P500 spadł o prawie 20 proc., a WIG stracił 17 proc. Ale ostatnie lata generalnie sprzyjały inwestującym w akcje. Od początku 2024 roku S&P500 zyskał prawie 20 proc. po wzroście o 24 proc. w roku ubiegłym. W latach 2019-21 najważniejszy giełdowy benchmark świata przynosił zwroty rzędu 16-29 proc. - czyli ponadprzeciętnie wysokie. Rodzimy WIG w tym roku (+4,4 proc.) wypada wprawdzie znacznie słabiej, ale zeszłoroczna zwyżka (36,5 proc.) wygląda już bardzo okazale. Tak samo jak wzrost o ponad 14 proc. liczony od początku stycznia do lipcowego szczytu.
  2. Historycznie wysokie wyceny spółek w odniesieniu do raportowanych lub oczekiwanych zysków. Pod tym względem na Wall Street jest już bardzo drogo. Akcje z indeksu S&P500 są przeciętnie wyceniane na prawie 30-krotność zysków za ostatnie 12 miesięcy. Licząc na bazie oczekiwanych zysków relacja ta wynosi 21,4 i jest o prawie 20 proc. wyższa od i tak już wyśrubowanej średniej z poprzednich dziesięciu lat. Ryzyko skrajnie wysokich wycen dotyczy zwłaszcza popularnych spółek technologicznych. Przykładowo, Nvidia wyceniana jest przez inwestorów na prawie 55-krotność zysków za ostatnie cztery kwartały. Na GPW wskaźnik C/Z dla WIG wynosi ok. 11, co nie jest wynikiem przesadnie wysokim w ujęciu historycznym (choć na początku roku było to nawet 13,5). Poprzednia hossa kończyła się przy C/Z w wysokości 15.
  3. Duża liczba ofert publicznych (IPO). Na warszawskim parkiecie pod tym względem od trzech lat trwa istna posucha. Ale to wkrótce może się zmienić. W drodze jest już pierwsza oferta publiczna Żabki, której wartość może sięgnąć kilka miliardów złotych. Byłoby to więc największe IPO na GPW od maja 2021 r., gdy na warszawskim parkiecie debiutowały walory Pepco. Zapewne nieprzypadkowo tamten debiut pojawił się na kilka miesięcy przed szczytem hossy.
  4. Nadmierny lewar. Co prawda w Polsce inwestowanie w akcje przy użyciu dźwigni finansowej (czyli pieniędzy pożyczonych pod zakup akcji) nie jest tak popularne jak w Ameryce, ale także u nas zdarzały się epizody lewarowanego szaleństwa. Dlatego warto być wyczulonym na doniesienia o inwestorach zastawiających domy, aby kupić więcej akcji na GPW.
  5. Wysoki wolumen obrotu. Rynek akcji jest nieco przewrotny. Większość inwestorów najchętniej kupuje akcje, gdy te są drogie i szybko drożeją. Dlatego zwykle na szczycie hossy obserwujemy też najwyższe obroty. Mało kto natomiast potrafi się zmusić do skupowania akcji tanich i taniejących. Dno bessy to nierzadko też cykliczny dołek giełdowych obrotów.
  6. Dominacja narracji „tym razem będzie inaczej”. Brzmi znajomo? Tak ekonomiści i inwestorzy ze Stanów Zjednoczonych w ostatnich miesiącach mówili np. o inwersji krzywej terminowej, która tym razem ma nie poprzedzać recesji. Tak samo jak gwałtowna obniżka stóp w Fedzie przypominająca podobne ruchy z roku 2001 czy 2008. Ale teraz ma być dobrze, czyli inaczej niż w przeszłości.
  7. Ulica szturmuje giełdowe parkiety. Owczego pędu na GPW po raz ostatni doświadczyliśmy wiosną 2020 r. Wtedy był to dopiero początek covidowej hossy, która z hukiem skończyła się nieco ponad rok później. Prawdziwą inwazję niedoświadczonych inwestorów indywidualnych obserwowaliśmy w szczycie hossy pokoleniowej w latach 2006-07 czy podczas aktywacji akcjonariatu obywatelskiego w latach 2010-11. Obecnie takie zjawisko nie występuje. Krajowi inwestorzy ponad akcje preferują nieruchomości oraz obligacje skarbowe.
  8. Kosmiczne prognozy analityków. Na szczycie hossy entuzjazm udziela się nie tylko amatorom, ale też zawodowcom. Przykładem niech będzie prognoza ropy po 200 USD za baryłkę z lata 2008.
  9. Innowacyjne technologie wzbudzają euforię wśród inwestorów. Każda hossa ma swoich bohaterów, których wyceny rosną po kilkaset albo nawet kilka tysięcy procent. W tym rozdaniu są to przede wszystkim spółki związane z technologią AI. Narracja zwykle bywa podobna: nowa technologia ma zmienić świat i będzie można na tym sporo zarobić. O ile faktycznie rewolucyjne wynalazki odmieniają gospodarkę, to już z zarabianiem na nich to już bywa różnie.

10. Optymistyczne okładki gazet. Ten etap w tym cyklu jeszcze nie wystąpił. Jednak gdy media głównego nurtu zaczynają się rozpisywać o fortunach zbitych przez giełdowych spekulantów, to zwykle jest to ewidentny sygnał do ucieczki z rynków. Im więcej piszą, tym szybciej trzeba wiać.