Z początkiem roku pełną parą ruszyły prace nad wcieleniem w życie postulatu Jacka Jastrzębskiego, przewodniczącego KNF rzuconego w połowie grudnia ubiegłego roku, że banki powinny same rozwiązać problem frankowy w drodze dobrowolnych ugód z klientami. Powstał spec zespół, składający się z przedstawicieli 10 banków oraz KNF, który przygotowuje konkretne rozwiązania. Prace zostały podzielone na cztery zagadnienia: prawne, finansowe (koszt przewalutowania, wysokość rezerw), komunikacyjne (PR) i technologiczne.
Kluczowe znaczenie ma obecnie obszar prawny, bo to tu powstaje najważniejszy dokument dla powodzenia planu przewodniczącego KNF: ramowa umowa ugody z bankiem. Ma on być obowiązującym wzorcem dla wszystkich banków i klientów zainteresowanych dobrowolnym przewalutowaniem kredytu.

Każdy ma prawo do sądu
Dokument powstaje w ramach ścisłej współpracy z UOKiK, który na bieżąco opiniuje kolejne wersje.
- Musimy stworzyć transparentny wzorzec umowy zarówno jeśli chodzi o oczekiwania regulatorów, jak też klientów. Jest absolutnie oczywiste, że umowa musi być jasna i prosta, bez żadnych niedomówień, żeby kredytobiorca nie bał się jej podpisać - mówi członek zespołu.

Równocześnie umowa ramowa musi zostać napisana w taki sposób, żeby zabezpieczyć interesy banków. I tu pojawia się główny problem w pracach nad dokumentem. Dla banków fundamentalne znaczenie ma gwarancja niewzruszalności ugody, czyli pewność, że klient po jej podpisaniu nie pójdzie do sądu, żeby ją podważyć, unieważnić kredyt frankowy, czy nie będzie miał innych roszczeń.
Nie będzie to łatwe, ponieważ, jak napisał UOKiK w odpowiedzi na pytanie banków: nie może odmówić klientowi prawa do sądu. Bankowi prawnicy szukają innego zabezpieczenia trwałości ugody. Pomysłem, który zyskał poparcie zespołu, jest odwołanie się do sądu polubownego przy KNF.
- Przeprowadzenie tylko spraw przez sądy cywilne zajęłoby lata. Sąd polubowny zajmowałby się tylko ugodami, zatwierdzając umowy. Cały proces mógłby przebiegać o wiele sprawniej – mówi jeden z naszych rozmówców.
Z kosztów postępowań byliby zwolnieni i frankowicze i banki.
Sondaż wśród frankowiczów
Problem w tym, że nie ma pewności, czy ugody przed sądem polubownym nie będzie można wzruszyć przez sądem cywilnym. Pytanie też, czy frankowicze będą skłonni pójść na ugodę i przyjąć warunki zaproponowane przez szefa KNF.
W grudniu ubiegłego roku jeden z banków z dużym portfelem walutowych hipotek przeprowadził sondażowe badanie na grupie 1,2 tys. klientów z kredytami frankowymi, czy byliby zainteresowani przewalutowaniem ich na kredyt złotowy. 70 proc. odpowiedziało zdecydowanie tak lub raczej tak. 25 proc. nie wyrobiło sobie jeszcze zdania, natomiast 5 proc. było twardo na nie.
Interpretacja wyników nastręcza pewnych trudności. Z jednej strony odsetek zainteresowanych ugodą jest wysoki, z drugiej nieprzekonani też są liczni i stanowią szacunkowo jedną czwartą rynku.
- Badanie miało charakter sondażowy. Klientom przedstawiono przykładowy kredyt wraz z symulacją zmian po przewalutowaniu. Dla większości ankietowanych to wystarczyło, żeby wstępnie złożyć deklarację. Inni chcą wiedzieć jak przewalutowanie wpłynie na ich sytuację i czekają na symulację konkretnego kredytu. Po za tym, jest pewien odsetek klientów, którzy po prostu nie są zainteresowani ofertą, ponieważ wolą kredyt w CHF – mówi jeden z bankowców.
Analitycy i przedstawiciele branży bankowej podkreślają, że plan przewalutowania ma tylko wtedy sens, kiedy na ugodę pójdzie zdecydowana większość klientów. Jeśli na przykład 50 proc. porozumie się z bankiem, sprawa frankowa nie zostanie rozwiązana i będzie ciągnąć się latami.
– Kluczowe znacznie dla powodzenia planu przewodniczącego KNF będzie miało orzeczenie Sądu Najwyższego. Z sondażu wynika, że dla 70 proc. frankowiczów oferta ugody jest korzystniejsza, czy bardziej atrakcyjna niż droga sądowa i trzy lata procesowania się oraz koszt dużego success fee. Jest jednak spora grupa niezdecydowanych. I dlatego stanowisko SN jest tak istotne. Jeśli jednoznacznie stwierdzi on, że banki mogą domagać się zwrotu kosztu kapitału to sądzę, że miałoby to przełożenie na skłonność zawierania ugód przez 25 proc. niezdecydowanych - mówi anonimowo analityk sektora bankowego.

To badanie przede wszystkim mówi nam, że banki są zainteresowane ugodami i podchodzą do tematu poważnie, ponieważ samo zrobienie takiego dość dużego sondażu jest tego znakiem. Fakt, iż 70 proc. frankowiczów wyraża chęć zawarcia ugody, jest dobrym znakiem. Taki wynik sugeruje, że plan przewodniczącego KNF ma szansę zostać zrealizowany. Z pewnością jesteśmy w innym miejscu niż kilka lat temu, kiedy banki nie były skłonne do większych ustępstw. Klienci uzyskali realną perspektywę znaczącego obniżenia salda kredytu.
Pozostaje jednak pytanie, co z pozostałymi 30 proc. frankowiczów, którzy ugody nie chcą lub się wahają. Jeśli pójdą do sądów, to mogą uzyskać więcej niż w ramach ugody. Wtedy 70 proc. ugodowców nie będzie zadowolonych z zawartego z bankiem porozumienia. Powstaje pytanie, czy możliwe jest takie spisanie warunków ugody, żeby była ona nie do podważenia.
Od tego, jakich odpowiedzi na te pytania spodziewać się będą bankowcy, zależeć będzie ich zaangażowanie w ugody, a z kolei od tego, jak w rzeczywistości rozstrzygnąć się te kwestie, zależeć będą ostateczne koszty banków.
Do tanga trzeba dwojga
Nawet jeśli klienci zgodzą się na ugodę, to nie jest jeszcze jasne, czy wszystkie banki również będą do niej skłonne.
– Sytuacja w sektorze jest mocno zróżnicowana jeśli chodzi o zawartość portfeli walutowych. Umowy kredytowe pod względem prawnym różnią się od siebie. Fakt, że ktoś ma kredyt frankowy nie oznacza, że ma wygraną w sądzie w kieszeni. Być może niektóre banki wybiorą opcję z drogą sądową, która pozwoli rozłożyć koszty w czasie, a poza tym wcale nie musi oznaczać z góry przegranej - mówi członek jednej z rad nadzorczych.