O tym, że aby wydać skrywaną po szufladach własną powieść, nie trzeba już łaskawości jaśnie redaktorów, wiadomo już od kilku lat. Co jakiś czas docierają do nas również wiadomości o kolejnych debiutantach, którzy pominęli wydawnicze sito, zainwestowali oszczędności w samodzielny druk lub e-book i zajęli wysokie miejsce na listach bestsellerów. Kilka dni temu brytyjskie media doniosły o zakupie praw do wydanej własnym sumptem „słownej kołysanki” „O króliku, który chce spać” przez duże wydawnictwo już po tym, jak sprzedała się w 18,5 tys. egzemplarzy i trafiła do wydawniczej „Top 50”.

Zjawisko dociera również do Polski, o czym może świadczyć nie tylko rosnąca liczba autorów wydających się samodzielnie, lecz przede wszystkim pojawienie się na naszym rynku trzeciej już platformy selfpublishingowej, tym razem ze wsparciem obcego kapitału. Do Publikatorni i PWN-owskich Rozpisanych.pl dołączył w sierpniu Ridero.pl — własność rosyjskiego biznesmena z branży wydawniczej Aleksandra Kasjanienki. Nie chce ujawnić, ile w swój serwis inwestuje, ale wie, że chce zacząć na nim zarabiać już w 2017 r. Szacuje, że autorów do zagospodarowania w naszym kraju może być nawet 600 tys. Wkrótce uruchomi też wersje łotewską i niemiecką.
— Celem Ridero jest umożliwienie wydania książki każdemu tak tanio, jak to tylko możliwe. Nie pobieramy opłat od użytkowników, tylko od dostawców usług, np. druk kosztuje tyle samo, ile w popularnej drukarni książek. Brak dodatkowych kosztów oddala nas od tradycyjnego modelu self-publishingu, a zbliża do firm typu Airbnb czy Uber — twierdzi Aleksander Kasjanienko.
Porównanie do mieszkaniowego Airbnb czy taksówkowego Ubera nie jest przypadkowe — zdaniembiznesmena, popularność tego typu serwisów zwiastuje zmierzch ery pośredników.
— Wraz z upowszechnieniem się internetu bariera w postaci pośredników upadła, i to sam użytkownik może decydować, co jest dla niego dobre, a co złe, co mu się podoba, a co nie — tłumaczy biznesmen.
Pojawiają się zarzuty, że wydawane samodzielnie książki oznaczają zwykle słabą literaturę i zaniżają poziom tego, co jest w księgarniach.
— To trochę jak z wyszukiwarką Google’a: sprawdzamy tylko te wyniki wyszukiwania, które są najwyżej. Podobnie jest na rynku wydawniczym — publikacje, których poziom jest niski, nie odniosą sukcesu — uważa biznesmen.
Podobny biznes prowadzi z sukcesem już od roku również grupa PWN. Własnym sumptem wydało tam książki około 100 autorów, z czego kilku, np. Jacek Borowiak, trafiło na listy bestsellerów. Różnica między serwisami jest taka, że — w odróżnieniu od Ridero — Rozpisani.pl oferuje odpłatnie dostęp do własnego zespołu korektorów, redaktorów i grafików oraz do własnej, dużej sieci dystrybucji. I — co nie bez znaczenia — do własnej marki
— Nie wiemy, jakie plany na przyszłość ma Ridero, ale aktualna oferta serwisu pokazuje, że to gracz, który stawia przede wszystkim na budowanie bazy samodzielnie wydawanych e-booków oraz ich dystrybucję. Tymczasem z naszych doświadczeń i obserwacji rynku self-publishingu wynika, że najbardziej pożądaną formą debiutu literackiego jest wydanie książki w wersji drukowanej i jej szeroka dostępność na rynku księgarskim. Ponadto, niezależny autor-wydawca, szczególnie ten debiutujący na rynku książki, ma często silną potrzebę bezpośredniego kontaktu z osobami zaangażowanymi w jego pisarską przygodę, potrzebuje wsparcia na różnych etapach procesu wydawniczego, oczekuje konstruktywnej opinii, porady, czasem wręcz „wzięcia książki na warsztat” — komentuje Agnieszka Sokołowska, menedżer projektu Rozpisani.pl w wydawnictwie PWN.
