Francja nawróciła się na kurs prolife. Nie ma obecnie w UE kraju, w którym rodziłoby się więcej dzieci. Na jedną kobietę przypada tam 1,99 małego obywatela — wynika z danych opublikowanych przez francuskie narodowe biuro statystyczne Insee (Institut national de la statistique et des études économiques). Francja wyprzedziła pod tym względem Irlandię, gdzie wskaźnik dzietności spadł do 1,98.

Na trzecim miejscu, tuż za krajem świętego Patryka, plasuje się obecnie Szwecja. Na jedną kobietę przypada tu 1,89 urodzeń. Laurence Rioux, specjalistka ds. badań społecznych z Insee, podkreśla, że Francji udaje się utrzymać wysoką i stabilną stopę urodzeń z powodu wysokich wynagrodzeń oraz relatywnie niskiego bezrobocia. Mimo że bezrobocie nad Sekwaną jest obecnie rekordowo wysokie, to przez ostatnich siedem lat wzrosło „zaledwie” o 2,9 proc.
Nowe dane opublikowała ostatnio także Wielka Brytania, gdzie wskaźnik dzietności okazał się rekordowo niski. Spadek wskaźnika dzietności w Wielkiej Brytanii jest związany ze spadkiem dochodu rozporządzalnego. W krajach takich jak Grecja i Hiszpania może być natomiast wynikiem znacznego wzrostu bezrobocia — mówi Laurence Rioux.
Jej zdaniem, kluczową rolę w walce o przyrost naturalny odgrywają jednak publiczne wydatki. W krajach, gdzie państwo przeznacza większe nakłady na politykę prorodzinną, efekty są widoczne.