Władze białoruskie nie ustępują w sporze z rosyjskim Gazpromem, domagającym się wyższych cen za gaz. Mińsk zagroził nawet zablokowaniem tranzytu rosyjskiego gazu do Unii Europejskiej.
"Jeśli nie będziemy mieli kontraktu na dostawy gazu na potrzeby krajowe, Gazprom nie będzie miał umowy w sprawie tranzytu" - powiedział we wtorek wieczorem wicepremier Białorusi Uładzimir Siemaszko po powrocie z Moskwy, gdzie fiaskiem zakończyła się kolejna runda rozmów w sprawie cen gazu.
"Sądzę, że Gazprom powinien wysłać sygnał i przybyć do Mińska. Teraz ich kolej" - dodał Siemaszko.
Gazprom zapewniał we wtorek, że mimo fiaska kolejnej rundy rozmów z Białorusią, Unii Europejskiej nie zagrażają zakłócenia dostaw gazu. Moskwa podkreśla, że na wypadek kłopotów z Białorusią, przez której terytorium gaz dociera do UE, zgromadzono wystarczające rezerwy w Niemczech i Austrii.
Gazprom domaga się od Białorusi, by od 1 stycznia przyszłego roku płaciła za tysiąc metrów sześciennych gazu 200 dolarów, a nie dotychczasowe 47 dolarów. Strona rosyjska byłaby skłonna zaakceptować niższą cenę w zamian za nieodpłatne przekazanie Gazpromowi połowy udziałów białoruskiego operatora gazociągów Biełtransgaz, ale na takie rozwiązanie Mińsk nie chce się zgodzić.
(PAP)