W wydanym 13 lat temu zbiorze esejów „Bomba megabitowa” Stanisław Lem porównał internet do biblijnego potopu i postulował stworzenie nowej, technologicznej Arki Noego. Wygląda na to, że ludzkość zdołała zbudować taką cyfrową konstrukcję — każda instytucja i firma, nawet najmniejsza, może dziś bezpiecznie unosić się na rosnącej fali danych, a nawet zamienić je w użyteczne informacje i trafne decyzje. Współczesną Arką jest zaawansowana analityka biznesowa.

Od fizycznych dysków do chmury
W ubiegłym roku na świecie przetworzono 55 mld faktur, w 2035 r. ich liczba wzrośnie dziesięciokrotnie. Jak to wpłynie na rynek zarządzania danymi? Większość przedsiębiorstw nie będzie w stanie zajmować się w pojedynkę szeroko rozumianą dokumentacją. Zacznie więc cedować te działania na podmioty, które się w nich specjalizują.
— Rynek jest tak konkurencyjny, że głodne sukcesu firmy muszą planować szybko, działać sprawnie i koncentrować się na swojej podstawowej działalności. Nie powinny znać się na wszystkim, bo bycie omnibusem tylko je spowalnia, zabiera cenny czas i zmniejsza efektywność. Dlatego outsourcing i niemal natychmiastowy dostęp do informacji zyskują znaczenie — wskazuje Sylwia Pyśkiewicz, prezes Iron Mountain Polska.
Jej zdaniem bieżący rok upłynie pod znakiem zacieśniania współpracy z zewnętrznymi dostawcami IT o nieskazitelnej reputacji, którzy skutecznie zajmą się automatyzacją procesów administracyjnych oraz digitalizacją dokumentów i danych. Takich przedsięwzięć będzie coraz więcej — twierdzi ekspertka.
Czeka nas też jakościowa zmiana. Dawny sposób zarządzania danymi przypominał wyrzucanie na strych wszelkiego rodzaju rzeczy, wartościowych i bezużytecznych, po czym pokrywał je cyfrowy kurz. Mówiąc mniej metaforycznie: informacje upychano na różnych nośnikach pamięci w firmie i zwykle szybko o nich zapominano. Potem pojawiła się chmura (cloud computing), czyli model teleinformatyki stosowany do dzisiaj. Całą infrastrukturę, w tym serwery i dyski, można przenieść do sieci. Nie ma znaczenia, gdzie one są fizycznie — do swoich danych możemy zajrzeć z dowolnego urządzenia podłączonego do internetu: komputera, tabletu czy smartfona. Wystarczy niedrogi abonament na takie sieciowe usługi. Ostatnim krzykiem technologicznej mody jest sztuczna inteligencja (artificial intelligence), która z danych nie tylko wyczarowuje informacje, ale także trafnie je interpretuje. Według ekspertki Iron Mountain Polska w niedalekiej przyszłości pojawią się maszyny, które nie usuną wprawdzie potrzeby ludzkiego osądu, lecz będą wyręczać człowieka w coraz większym stopniu, a ich margines omylności będzie się nieustannie zmniejszał.
— Stosowane już teraz rozwiązania pozwalają na kilkudziesięciokrotne skrócenie czasu pracy i uwolnienie dużych przestrzeni biurowych, w których dotychczas składowano dziesiątki tysięcy stron dokumentów. Dzięki nim możemy lepiej zdiagnozować problemy naszych klientów, oni zaś doskonalą schematy swoich działań i oszczędzają kapitał — zachwala Sylwia Pyśkiewicz.
Upowszechnianie się artificial intelligence prowadzi do demokratyzacji IT — zwraca uwagę Patryk Choroś, dyrektor rozwoju biznesu w SAS. Gdy sztuczną inteligencję zaprzęga się do tłumaczenia wyników analiz, firmowe systemy IT stają się narzędziami samoobsługowymi — tłumaczy.
Można więc wyposażyć w nie nawet menedżerów i specjalistów, którzy z innowacjami technologicznymi są na bakier.
— Algorytmy sztucznej inteligencji usprawniają zarówno działanie modeli analitycznych, jak i interakcje użytkowników z systemem. Dzięki temu programy business intelligence będą na usługach coraz większej liczby pracowników — twierdzi Patryk Choroś.
Polska zmienia się powoli
Co z tego, że są technologie, skoro się ich nie stosuje? Widać to m.in. w sektorze produkcyjnym, który przynajmniej w Polsce nie realizuje jeszcze standardów tzw. czwartej rewolucji przemysłowej.
— W wielu średnich firmach ciągle dominuje ręczne zbieranie i wprowadzanie danych z produkcji do systemu — postępuje tak aż trzy czwarte przedsiębiorstw. Wiążą się z tym znaczne straty czasu, duże ryzyko błędu i mniejsza dokładność informacji. Bez wiadomości o postępie produkcji czy awarii maszyn nie sposób szybko wdrażać zmiany w harmonogramie, to zaś utrudnia terminową realizację zamówień — wyjaśnia Aleksander Faleńczyk, starszy menedżer sprzedaży w PSI Polska.
Jeśli produkcja nie korzysta z cyfrowej Arki Noego, co powiedzieć o innych, mniej innowacyjnych branżach?