W loftach nie mieszkamy. Chcemy na nich zarobić
Marta
Sieliwierstow
Fabryki przerabiane na mieszkania nie okazały się fabrykami pieniędzy. Inwestycje w lofty postępują krętymi drogami.
Część klientów uwierzyła w marketingowe hasła i zachęty, które nakręcały rynek. Jednak inwestorzy przecenili koniunkturę i swoje siły. Co teraz będzie z loftami?
Kilka miesięcy temu głośno było o planach spółki West Development, która miała zrewitalizować i zaadaptować na cele mieszkaniowe zniszczone budynki Państwowych Zakładów Optycznych na warszawskiej Pradze. Dziś wiadomo, że w stolicy loftów nie będzie. Najpierw był problem z pozwoleniem na rozbiórkę jednego z budynków, teraz rezygnuje deweloper. Część planowanych mieszkań już znalazła nabywców, którzy z niecierpliwością czekali na przeprowadzkę. Ostatecznie zamiast nich będą biura.
Czy inne projekty loftów realizowane w całym kraju podzielą los warszawskiej inwestycji?
Dobre złego początki
Zanim w 2006 r. deweloperzy dostrzegli interes w rewitalizacji podupadłych fabryk, pięć lat wcześniej, w Bytomiu, powstał pomysł zaadaptowania na mieszkania budynku lampiarni przy zamkniętej kopalni. Autorem pionierskiego projektu loftu Bolko jest Przemo Łukasik z MedusaGroup Architects.
Początkowo takie inwestycje zapowiadały się świetnie. Projekty loftów powstawały prawie wszędzie tam, gdzie znalazły się stare opustoszałe fabryki.
— Projektanci mogli realizować swoje niespełnione wcześniej marzenia, inwestorzy kupowali często za bezcen bardzo zniszczone obiekty. Analitycy wróżyli z miesiąca na miesiąc dwucyfrowe zyski. Sprzedaż kwitła, ceny rosły, nabywcy rezerwowali często papierowe jeszcze inwestycje. Nikt nie spodziewał się krachu, i to na całej linii — mówi Tomasz Błeszyński, doradca rynku nieruchomości.
Kiedy moda na lofty przywędrowała do Polski, deweloperzy często decydowali się na realizację takich projektów niezależnie od wielkości miasta i zasobności portfeli jego mieszkańców. We Włocławku zbudowano niewielkie, bo liczący zaledwie 16 lokali, Aparthotel lofty w starej piecowni. Inwestycja jest nietypowa, bo mieszkania są wynajmowane jako hotelowe apartamenty w pełni wyposażone, dostępne zarówno na kilka dni, jak i kilka miesięcy. Izabela Wądołowska zarządzająca hotelem wyjaśnia, że ponad połowę apartamentów goście rezerwują na okres od pół roku do roku. Hotel odwiedzają głównie biznesmeni. Turystów — zdecydowanie mniej.
W pogoni na strych
Mimo powątpiewań analityków w rynkową przyszłość loftów, inwestorzy zazwyczaj uspokajają (chyba także samych siebie) i nadal realizują projekty. Przykładem choćby dawna stolica mazowieckiego włókiennictwa Żyrardów, gdzie lofty, w bezpośrednim sąsiedztwie, budują dwie konkurencyjne firmy.
— Zamierzamy zakończyć całą inwestycję zgodnie z zapowiedzianym terminem, czyli w czerwcu 2009 r. Na razie sprzedaliśmy 50 ze 160 mieszkań. Biorąc pod uwagę to, co dzieje się na rynku, chyba i tak nie jesteśmy w najgorszej sytuacji — przekonuje Zygmunt Stępiński, dyrektor generalny projektu Lofty de Girarda. Jeśli jednak wziąć pod uwagę, że sprzedaż rozpoczęła się rok temu, trudno stwierdzić, czy to zadowalający wynik.
Problem tkwi jednak gdzie indziej. W wielu inwestycjach lofty są wyprzedane, bo podczas boomu klienci ruszyli po nie szturmem — gdyż były dość tanie, a ich wartość szybko rosła. Teraz nabywcy próbują się ich pozbyć.
— Na rynku wtórnym ludzie w popłochu wystawiają na sprzedaż wirtualne lofty za cenę niższą niż u inwestora. Nie chcą już wpłacać kolejnych rat za swoje mieszkania. Polacy chyba tak naprawdę jeszcze się nie przekonali do takich inwestycji, niejednokrotnie pamiętają te przędzalnie jako działające fabryki, z daleka śmierdzące chemikaliami. Na to, by lofty były przyjaźnie przyjmowane przez klientów i rynek, potrzeba czasu i pieniędzy — podsumowuje Tomasz Błeszyński.
Za i przeciw
Za loftami z pewnością od zawsze przemawiały duże przestronne pomieszczenia i dowolność aranżacji. W końcu, mając do dyspozycji 100 metrów kwadratowych, można puścić wodze fantazji.
W starych murach miał się unosić artystyczny duch, pozostały jedynie stare mury. W związku ze spowolnieniem rynku brakiem chętnych na "zwykłe" mieszkania przyszłość loftów może stanąć pod dużym znakiem zapytania. A inwestorzy, podobnie jak w Warszawie — przed dylematem: — na co przerobić lofty? A może znowu na fabryki…
421
Aż tyle loftów powstanie w pierwszym etapie łódzkiej inwestycji U Scheiblera.
jak zwykle zaczęli Amerykanie
Początki loftów sięgają połowy minionego stulecia. Wszystko zaczęło się w USA, gdzie ubodzy artyści zaczęli szukać miejsc, które pozwalałyby na łączenie funkcji domu, pracowni, a na dodatek sali wystawowej. Okazja przyszła szybko — w wyniku powojennej recesji, postępu technologicznego oraz przenoszenia fabryk za granice miast zamykano coraz więcej szwalni, przędzalni i magazynów. Opustoszałe budynki szybko znalazły "dzikich lokatorów", na których oko przymykały miejskie władze. Niedługo trzeba było czekać, aby lofty stały się symbolem przynależności do artystycznej bohemy, a wkrótce potem idealnym miejscem dla burżuazji. Tym sposobem zrujnowane magazyny w opuszczonych fabrykach awansowały do rangi luksusowych apartamentów dla najbardziej zamożnych.