Bo Rysy to za mało

Karol JedlińskiKarol Jedliński
opublikowano: 2012-08-31 00:00

Emil Wąsacz, prezes Stalexportu Autostrady, po sześćdziesiątce odkrył w sobie wysokogórską pasję. Późno? Cóż, wcześniej zwiedzał świat poniżej chmur.

Dzwoni telefon, na ekranie wyskakuje absurdalnie długi kilkunastocyfrowy numer. Po drugiej stronie, zza szumów, męski głos brzmi, jakby ktoś krzyczał przez zepsuty megafon.

— Tu Wąsacz, Emil, oddzwaniam. W czym mogę pomóc? — Yyyyy... bo ja chciałem się spotkać, porozmawiać o pana wysokogórskiej pasji. Ma pan chwilę w tym tygodniu? — No to musimy przełożyć rozmowę na później, na drugą połowę sierpnia. Teraz to ja jestem w Karakorum — tłumaczy trzeszczący głos z megafonu, który okazuje się telefonem satelitarnym.

Walizki ministra

Emil Wąsacz, były minister skarbu i obecny prezes m.in. spółki Stalexport Autostrady, szerokiej publiczności kojarzy się głównie z prywatyzacją PZU, a nie z wyprawami w góry. Wciąż jest oskarżony o nieprawidłowości przy sprzedaży państwowej spółki. Sześć lat temu polityczno-prawny galimatias doprowadził do kuriozalnej historii. A winne były góry właśnie. Wrześniowego poranka funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego (CBŚ) aresztowali byłego ministra skarbu, by wkrótce go wypuścić ze skruszonymi minami.

— Chce uciec z kraju. Kupił walizki, zostawił paszport w biurze podróży — raportowali śledzący Wąsacza funkcjonariusze CBŚ.

— Dwie walizki były mi potrzebne na rodzinny wyjazd do Tybetu. Przecież ja od zawsze każdą wolną chwilę spędzam w podróży — argumentował były minister, któremu wkrótce sąd przyznał odszkodowanie za niesłuszne zatrzymanie. Od tego czasu nikogo już nie dziwi Emil Wąsacz na walizkach, wyjeżdżający w góry. 67-letni szef Stalexportu zapowiada, że będzie się tak szwendał do osiemdziesiątki, bo z porządnymi wyżynami późno zaczął.

Dawki ryzyka

— Turystyka zawsze mnie interesowała, góry zacząłem poznawać za komuny, od Tatr. Ale po szlakach, bez wspinaczki, wiadomo: Zawrat, Rysy. W latach 90. miałem już nie tylko otwarte granice, ale i nieco grubszy portfel. Sam zacząłem organizować podróże dla rodziny. Była m.in. wyprawa dookoła świata w dwadzieścia kilka dni, zachodnie wybrzeże USA, amerykańskie parki narodowe, kanadyjskie Góry Skaliste, Alaska, Andy Patagońskie, Antypody — wylicza Emil Wąsacz. W pewnym momencie, gdy zmieniał kolejny paszport z braku miejsc na pieczątki, zapragnął odwiedzić kraje, w których nie wystarczały dolary w kieszeni i uśmiech na twarzy.

— Zacząłem eksplorować rejony tzw. podwyższonego ryzyka w kontekście politycznym lub logistycznym — wyjaśnia były minister skarbu.

Zaczął się wspierać niszowymi biurami podróży. W ten sposób zwiedził np. Antarktydę, Nepal, Iran i — mimo wpadki CBŚ — Tybet. Po powrotach do domu wciąż kupował półki, by na nich trzymać tysiące zdjęć wywoływanych po kolejnych eskapadach.

Sam też kręcił i obrabiał filmy z wypraw. I wciąż miał poczucie niedosytu. Szukając nasycenia, postanowił eksplorować miejsca, w które nie docierają samochody, samoloty czy rowery. Góry. Wysokie. — Oszalałeś?! — pytali znajomi, wypominając mu metrykę: 65 lat na karku.

Z Ławki na Elbrus

Dziś już nikt nie pyta Emila Wąsacza o lata. Dla rodziny i znajomych prezes Stalexportu jest dowodem na to, że wiara przenosi góry. Tyle, że trzeba je pchać nawet podczas modlitwy.

— W gazecie wyczytałem, że znakomity himalaista Leszek Cichy organizuje wyprawę na Kilimandżaro. Obrałem cel — wyjaśnia prezes. Zaczął ćwiczyć, kupił bieżnię, robił dwudniowe wypady w dziksze rejony Tatr, takie jak Krywań, Lodowa Przełęcz, Bystra Ławka. Góra-dół, dół-góra w coraz szybszym tempie. Po zdobyciu afrykańskiego szczytu przyszedł czas na Elbrus z Ryszardem Pawłowskim. — Musieliśmy iść drogą północną, trudniejszą. Dopadła nas burza z piorunami i śnieżyca. Odpuściliśmy. Nie mam ambicji stawania na szczycie, korona Ziemi to nie mój cel. Wystarczyło mi bycie tam, zobaczenie tego wyjątkowego miejsca — przekonuje Emil Wąsacz. Myśli o Elbrusie, najwyższym szczycie Rosji, chyba jednak nie porzucił, bo zaraz dodaje, że legendarna Wanda Rutkiewicz dopiero za trzecim razem zdobyła tę górę.

Wulkan kusi

Ostatnio było Karakorum, wielodniowy trekking 5-6 tysięcy metrów nad poziomem morza. Szlaki okazały się piękne, ale trudne technicznie, pełne szczelin i przepaści.

Po powrocie z centralnej Azji siłą rozpędu Emil Wąsacz zdobył m.in. tatrzański Gerlach, na który wchodzi się tylko z przewodnikiem. Teraz szykuje mapy i mięśnie na kolejną dużą wyprawę. Po głowie chodzi mu Aconcagua w Argentynie, na którą już kiedyś miał jechać, ale plany zniweczyły biznesowe obowiązki. Po nocach śni mu się też ekwadorski wulkan Cotopaxi (5897 m n.p.m.).

Co wybierze? To się okaże, ale i tak trzeba być w formie. Dlatego po pracy regularnie szybkim krokiem obchodzi jezioro w Dąbrowie Górniczej, gdzie mieszka. 12 kilometrów — po takiej rozgrzewce nie przejmuje się tym, że Cotopaxi może okazać się równie kapryśny jak Elbrus. Pal sześć, w końcu najlepszym wspinaczem jest ten, kto czerpie z tego najwięcej radości. &

Emil Wąsacz

Minister skarbu państwa w rządzie Jerzego Buzka. Z wykształcenia inżynier elektryk. Działał w Solidarności, kierował m.in. organizacją związkową w Hucie Katowice. Był m.in. prezesem Huty Katowice, kierował Hutą Szczecin. Obecnie prezes Stalexportu Autostrady.