Dzwoni telefon, na ekranie wyskakuje absurdalnie długi kilkunastocyfrowy numer. Po drugiej stronie, zza szumów, męski głos brzmi, jakby ktoś krzyczał przez zepsuty megafon.
— Tu Wąsacz, Emil, oddzwaniam. W czym mogę pomóc? — Yyyyy... bo ja chciałem się spotkać, porozmawiać o pana wysokogórskiej pasji. Ma pan chwilę w tym tygodniu? — No to musimy przełożyć rozmowę na później, na drugą połowę sierpnia. Teraz to ja jestem w Karakorum — tłumaczy trzeszczący głos z megafonu, który okazuje się telefonem satelitarnym.
Walizki ministra
Emil Wąsacz, były minister skarbu i obecny prezes m.in. spółki Stalexport Autostrady, szerokiej publiczności kojarzy się głównie z prywatyzacją PZU, a nie z wyprawami w góry. Wciąż jest oskarżony o nieprawidłowości przy sprzedaży państwowej spółki. Sześć lat temu polityczno-prawny galimatias doprowadził do kuriozalnej historii. A winne były góry właśnie. Wrześniowego poranka funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego (CBŚ) aresztowali byłego ministra skarbu, by wkrótce go wypuścić ze skruszonymi minami.
— Chce uciec z kraju. Kupił walizki, zostawił paszport w biurze podróży — raportowali śledzący Wąsacza funkcjonariusze CBŚ.
— Dwie walizki były mi potrzebne na rodzinny wyjazd do Tybetu. Przecież ja od zawsze każdą wolną chwilę spędzam w podróży — argumentował były minister, któremu wkrótce sąd przyznał odszkodowanie za niesłuszne zatrzymanie. Od tego czasu nikogo już nie dziwi Emil Wąsacz na walizkach, wyjeżdżający w góry. 67-letni szef Stalexportu zapowiada, że będzie się tak szwendał do osiemdziesiątki, bo z porządnymi wyżynami późno zaczął.
Dawki ryzyka
— Turystyka zawsze mnie interesowała, góry zacząłem poznawać za komuny, od Tatr. Ale po szlakach, bez wspinaczki, wiadomo: Zawrat, Rysy. W latach 90. miałem już nie tylko otwarte granice, ale i nieco grubszy portfel. Sam zacząłem organizować podróże dla rodziny. Była m.in. wyprawa dookoła świata w dwadzieścia kilka dni, zachodnie wybrzeże USA, amerykańskie parki narodowe, kanadyjskie Góry Skaliste, Alaska, Andy Patagońskie, Antypody — wylicza Emil Wąsacz. W pewnym momencie, gdy zmieniał kolejny paszport z braku miejsc na pieczątki, zapragnął odwiedzić kraje, w których nie wystarczały dolary w kieszeni i uśmiech na twarzy.
— Zacząłem eksplorować rejony tzw. podwyższonego ryzyka w kontekście politycznym lub logistycznym — wyjaśnia były minister skarbu.
Zaczął się wspierać niszowymi biurami podróży. W ten sposób zwiedził np. Antarktydę, Nepal, Iran i — mimo wpadki CBŚ — Tybet. Po powrotach do domu wciąż kupował półki, by na nich trzymać tysiące zdjęć wywoływanych po kolejnych eskapadach.
Sam też kręcił i obrabiał filmy z wypraw. I wciąż miał poczucie niedosytu. Szukając nasycenia, postanowił eksplorować miejsca, w które nie docierają samochody, samoloty czy rowery. Góry. Wysokie. — Oszalałeś?! — pytali znajomi, wypominając mu metrykę: 65 lat na karku.
Z Ławki na Elbrus
Dziś już nikt nie pyta Emila Wąsacza o lata. Dla rodziny i znajomych prezes Stalexportu jest dowodem na to, że wiara przenosi góry. Tyle, że trzeba je pchać nawet podczas modlitwy.
— W gazecie wyczytałem, że znakomity himalaista Leszek Cichy organizuje wyprawę na Kilimandżaro. Obrałem cel — wyjaśnia prezes. Zaczął ćwiczyć, kupił bieżnię, robił dwudniowe wypady w dziksze rejony Tatr, takie jak Krywań, Lodowa Przełęcz, Bystra Ławka. Góra-dół, dół-góra w coraz szybszym tempie. Po zdobyciu afrykańskiego szczytu przyszedł czas na Elbrus z Ryszardem Pawłowskim. — Musieliśmy iść drogą północną, trudniejszą. Dopadła nas burza z piorunami i śnieżyca. Odpuściliśmy. Nie mam ambicji stawania na szczycie, korona Ziemi to nie mój cel. Wystarczyło mi bycie tam, zobaczenie tego wyjątkowego miejsca — przekonuje Emil Wąsacz. Myśli o Elbrusie, najwyższym szczycie Rosji, chyba jednak nie porzucił, bo zaraz dodaje, że legendarna Wanda Rutkiewicz dopiero za trzecim razem zdobyła tę górę.
Wulkan kusi
Ostatnio było Karakorum, wielodniowy trekking 5-6 tysięcy metrów nad poziomem morza. Szlaki okazały się piękne, ale trudne technicznie, pełne szczelin i przepaści.
Po powrocie z centralnej Azji siłą rozpędu Emil Wąsacz zdobył m.in. tatrzański Gerlach, na który wchodzi się tylko z przewodnikiem. Teraz szykuje mapy i mięśnie na kolejną dużą wyprawę. Po głowie chodzi mu Aconcagua w Argentynie, na którą już kiedyś miał jechać, ale plany zniweczyły biznesowe obowiązki. Po nocach śni mu się też ekwadorski wulkan Cotopaxi (5897 m n.p.m.).
Co wybierze? To się okaże, ale i tak trzeba być w formie. Dlatego po pracy regularnie szybkim krokiem obchodzi jezioro w Dąbrowie Górniczej, gdzie mieszka. 12 kilometrów — po takiej rozgrzewce nie przejmuje się tym, że Cotopaxi może okazać się równie kapryśny jak Elbrus. Pal sześć, w końcu najlepszym wspinaczem jest ten, kto czerpie z tego najwięcej radości. &
Emil Wąsacz
Minister skarbu państwa w rządzie Jerzego Buzka. Z wykształcenia inżynier elektryk. Działał w Solidarności, kierował m.in. organizacją związkową w Hucie Katowice. Był m.in. prezesem Huty Katowice, kierował Hutą Szczecin. Obecnie prezes Stalexportu Autostrady.