Kiedyś byli żołnierzami, walczyli... również z terroryzmem. Co robią dzisiaj? Yoram jest burmistrzem, Jan — szeryfem. Strzegą „błękitnego miasta”. Jak oka w głowie!
Środa, 25 maja 2004 r. Warszawa, największe centrum handlowe w Polsce. Godzina 10.00. Dzień jak co dzień — ponad dwie setki sklepów budzą się do życia. Wchodzą klienci. Cisza... Alarm!
Spokój burzy syrena. I komunikat z automatu: „Uwaga! Uwaga! Wszystkie osoby znajdujące się na terenie Blue City proszone są o natychmiastowe opuszczenie budynku!!!”. Reakcja? Jakby ktoś wcisnął „pauzę” — sprzedający i kupujący wstrzymują oddechy. Czekają... Po kilkunastu sekundach — już „naturalny” — głos w megafonach: „Alarm przeciwpożarowy odwołany. Przepraszamy!”. Wszystko wraca do normy. Ludzie głupio się uśmiechają.
Za godzinę Yoram Reshef, dyrektor zarządzający Blue City, powie, że w Izraelu takie zachowanie nie jest możliwe. Tam po alarmie (nawet fałszywym!), obiekt świeci pustkami...
Zaprawieni w boju
Yoram Reshef urodził się we Wrocławiu. Ma 58 lat. Ten były oficer izraelskiej armii biznesem zajął się dopiero 11 lat temu — po przejściu na emeryturę. W roku 1997 znajomi zaproponowali mu pracę w firmie Asbud, która budowała luksusowe mieszkania w Polsce.
Po dwóch latach w Asbudzie Reshef dostał propozycję od Eli Alroya, przyjaciela i założyciela firmy deweloperskiej Globe Trade Centre (GTC). Wtedy najważniejszym projektem GTC była Galeria Mokotów. Reshefowi powierzono jej zarządzanie — niezwykle trafna decyzja! W branży okrzyknięto go ojcem sukcesu mokotowskiej inwestycji.
W styczniu 2003 r. polski rynek nieruchomości komercyjnych zelektryzowała wiadomość, że został on dyrektorem zarządzającym Blue City. Sam Reshef publicznie stwierdził, że to dla niego niezwykłe wyzwanie.
Umówiliśmy się z nim o 11.00. Zgodził się pogadać o bezpieczeństwie w wielkich centrach handlowych: imprezy masowe, promocje, terroryści — te sprawy... Nie wiedział, że przyjdziemy wcześniej.
— Codziennie tak witacie gości?
— To zaraz wyjaśnimy! Ciekawe, kto prosił opuścić budynek? Jak alarm — zawsze dobrze, by opuścili. Tylko niech kupią coś przedtem! — bierze telefon, wystukuje wewnętrzny i rzuca:
— Poproś, żeby Jan tutaj przyszedł na chwilę... Mamy naprawdę wyjątkowego szefa ochrony, pułkownik Wojska Polskiego! — podkreśla Reshef (były oficer izraelskiej armii!).
Pod nieobecność „pułkownika” pyta: czy czytaliśmy wczorajsze gazety? Prokuratura umorzyła śledztwo w sprawie otwarcia Blue City! 31 marca o mały włos nie doszło tu do masakry. Tysiące pobudzonych reklamami Polaków natarło na kuszące promocjami sklepy. Efekt: pogubione buty, podarte ubrania, skradzione portfele, połamane kości, nabite siniaki, stracone nerwy. Mogło być gorzej, gdyby nie akcja ochroniarzy i policjantów, którzy umiejętnie wyławiali rannych i leżących z tratującego tłumu. Mimo to prokurator wszczął śledztwo przeciwko władzom „błękitnego miasta”...
— Na szczęście ktoś dostał rozumu. Zrobili dużo hałasu — i co? Niepotrzebna reklama. Lub potrzebna...
— Panie dyrektorze...
— Yoram jestem.
— Dyrektor.
— Ale to w ogóle nieważne! Ja jestem Yoram dla każdego tutaj. To nie zabawa! Pierwszego dnia zebrałem wszystkie panie, co czyszczą, panów z ochrony, panów z serwisu sprzątającego i powiedziałem: „Nasze sukcesy są na waszych plecach!”. Sukcesy są tylko przez nich!
Redaktor naczelny „Pulsu Biznesu” będzie miał sukces, jak zrobicie dobre artykuły. Przecież on sam tego nie może. Ma za to olbrzymią odpowiedzialność, na pewno większe wynagrodzenie i może spaść z wyżej w dół niż wy. Kto myśli, że tylko on się liczy, jest w błędzie! Był taki król kiedyś we Francji — powiedział: „L’etat — c’est moi!”. No i źle skończył...
— To nie ten... To Ludwik XVI...
— Może... Widziałem film „Troja” — tam też tracili głowy... Za coś innego! Ale kobiety zawsze były ładniejsze niż my. Robić wojnę w imieniu kobiety i jeszcze przy okazji kawałek gruntu złapać...
— A propos wojny i centrów handlowych... Pamięta Pan maila przed Wielkanocą o zagrożeniu atakiem terrorystycznym w Galerii Mokotów? Plotka?
— Według mnie — plotka. Ale nikt tego nie lekceważy. Ja szczególnie, bo przychodzę z Izraela — państwa, które jest do tego przyzwyczajone. Czasami mnie też trudno na przykład zrozumieć, że nie możemy badać torebek ludzi... W Polsce nie wolno po prostu! Nie wolno! Są tylko specjalne imprezy z prezydentem, premierem — wtedy tak. I tego nie będzie się robiło w Polsce, aż się coś wydarzy... Ale mam nadzieję, że się nie wydarzy.
Pod kontrolą
Do gabinetu Reshefa wkracza Jan Budnik, dyrektor centrum ds. bezpieczeństwa w Blue City.
— Na sekundkę, jak możesz Jan... Panowie z „Pulsu Biznesu“... Mówią, że jesteśmy jakimś niesamowitym centrum, bo na przyjęcie zrobiliśmy im jakiś alarm. Możesz to zbadać? Dlaczego ludzie mieli opuścić centrum? — rzuca Yoram.
Szef ochrony spokojnie wyjaśnia, że w sumie nic się nie stało. Całą noc trwały testy systemu przeciwpożarowego. Właśnie podłączono do niego największego najemcę — centrum rozrywki Magic City (6,5 tys mkw.). Tego typu prace mogą trwać do 10:00 — widać ostatnia próba się nieco przeciągnęła. Reshef podrzuca pomysł, by pokazać trzeci poziom obiektu, gdzie właśnie urządza się Magic City.
A potem coś, czego zwykle strzegą, jak oka w głowie — centrum operacyjne na dole. Wyraźnie podekscytowany woła:
— Panowie pytają o zagrożenia? Wszystko jest pod kontrolą! Mamy ponad 200 kamer! Najlepszy sprzęt! Wszystko nagrywamy! To jest miasto! Tu przychodzą różni. Od złodziei...
— Na przykład: pewna pani przyjechała samochodem. Chodziła sobie po centrum jakieś 2 godziny... I tak chodziła, by zwrócić na siebie uwagę, by ją zapamiętano w kilku sklepach — tam się pokłóciła, tu zrobiła awanturę. Po dwóch godzinach orzekła, że jej ukradli samochód... Sprawdziliśmy kasetę. Okazało się, że rzeczywiście samochód wyjechał bez niej. Zadowolona, że ma dowód kradzieży, natychmiast zgłosiła przestępstwo na policję. Przyjechali policjanci, a my pokazaliśmy drugą kasetę: za szybą wyjeżdżającego samochodu widać twarz jej męża — pułkownik Budnik kończy z uśmiechem dykteryjkę.
A Yoram Reshef wraca do terrorystów:
— Zagrożenie na pewno istnieje — słuchaj — wydarzyło się w Hiszpanii, może się wydarzyć wszędzie. Każdy myśli — wiesz — mnie się to nie wydarzy...
— Pan jest z Izraela, Pan jest z tym obyty.
— Jestem obyty.
— W Izraelu — przy takim alarmie, jak dzisiaj — ludzie też by stali w miejscu?
— Zaczęliby wychodzić — bez wahania! Poza tym w Izraelu są te kontrole przy wejściu. Kilku zamachom w ten sposób zdołano zapobiec. Na szczęście od dawna już nic takiego się nie przydarzyło.
— Gdyby w Polsce doszło do zamachu terrorystycznego w centrum handlowym? Marne miesiące przed wami?
— Zależy... Nie za bardzo umiem powiedzieć. Według mnie to temat, którego nawet nie trzeba za dużo poruszać. Bo to jest takie... Bo nikt nie wie, co będzie? Są miejsca gdzie mówią: my jesteśmy tacy twardzi, my się nie boimy!
— Nie chodzi o to, by straszyć, tylko uspokajać...
— Jestem odpowiedzialny za Blue City. Pilnujemy najlepiej, jak możemy. Dlatego ja ci mówię: są kamery, jest ochrona, mamy naprawdę wyjątkowo doświadczonego człowieka, mamy niesamowitą współpracę z policją, strażą miejską, różnymi służbami specjalnymi. Od czasu do czasu jak „coś” jest, to Jan dostaje różne wiadomości. Tak to wygląda, robimy wszystko, co nam wolno... Na razie się udaje, ale nie wiem — jak długo? Wiem jedno — na pewno powinni się zajmować tym ci, co się na tym znają...
— A Pan się na tym zna?
— Tyle, co potrzebuję. To znaczy na pewno nie w szczegółach. Bo sztuka zarządzania polega na wybieraniu dobrych ludzi. Moim obowiązkiem jest znać całą prawdę. Mamy np. system liczenia ludzi. My wiemy, ile ludzi wchodzi z każdego miejsca o każdej godzinie!
W systemie siła
O wejściu Yorama Reshefa do Blue City krążą legendy. Mówi się, że zanim doszło do totalnej przebudowy obiektu, Reshef polecił wręcz zdemolować „orgię orientu”, którą wymarzył sobie poprzedni właściciel, Turek Sabri Bekdas. Sam Reshef zresztą chętnie rozprawia o tym, jak to odcinano dziesiątki niepotrzebnych balkonów, burzono gigantyczną fontannę, jak setki ton betonu wyjeżdżały na ciężarówkach...
Przy pracach nad Blue City Reshef korzystał z dobrych i drogich nauczycieli. Za stronę architektoniczną odpowiadał Ed Jenkins z amerykańskiej firmy Laguarda Low Architects. Nad doborem najemców czuwał Leigh Speakman, fachowiec również ściągnięty z USA. Z polskiej strony w przeprojektowaniu Reform Center uczestniczyli architekci z firmy APA Wojciechowski.
Wycieczka po Blue City. Ponad 180 tys. mkw. robi wrażenie. Przed wjazdem na trzeci poziom Yoram Reshef chce się pochwalić 26-metrową fontanną. Stoimy przy balustradzie i czekamy na największy wodotrysk w Polsce. Mija kwadrans — i nic. Zniecierpliwiony dyrektor łypie spode łba na wszechmocnego Jana — ten przez komórkę wydaje rozkazy. Kolejne 5 minut — bez skutku, woda odstawia różne zmyślne harce, nie chce jednak strzelić do góry. Zdegustowany do cna Yoram Reshef, każe jednak czekać:
— Żebyśmy mieli tu stać do soboty, to zobaczycie, że nasza fontanna ma 26 metrów!
Wreszcie się udało. Trzeba było zmodyfikować program sterujący fontanną. Można iść dalej, do Magic City. Jeszcze wszystko w rozsypce. Sporo do zrobienia. Yoram Reshef mówi, że gdyby nadzorował te roboty — już dawno byłoby gotowe. Opowiada, gdzie i co będzie — tu restauracja i klub dla dorosłych, tam sektor dla dzieci. Blue City to przybytek dla klientów od 3 do 93 lat — dlatego będzie wymagać szczególnych obostrzeń w sprawach bezpieczeństwa.
To temat rzeka dla Jana Budnika. Reshef się żegna — trzeba pracować.
Dalej oprowadza Jan Budnik, pułkownik Wojska Polskiego w stanie spoczynku. Ten oficer w jednostkach nadwiślańskich zdjął mundur rok temu. Przez długi czas nadzorował ochronę obiektów rządowych, ambasad... Brał udział w różnego rodzaju akcjach, czuwał nad bezpieczeństwem różnych imprez.
— Jakich?
— Po co zdradzać szczegóły?
Prowadzi do centrum operacyjnego Blue City. Pomieszczenie wypełnia mnóstwo monitorów i tysiąc kabli. Przy komputerach siedzi kilka osób. Wśród nich zawodowy strażak, czuwający nad systemem przeciwpożarowym. Opowiada z pasją o zaawansowanych technologiach, które ma do dyspozycji. Jego koledzy prezentują możliwości nowoczesnych kamer, mówią o innym sprzęcie, którym dysponują — np. do zabezpieczania ładunków wybuchowych.
— Czyżby w Blue City istniał specjalny system antyterrorystyczny?
Wszyscy w pomieszczeniu nabierają wody w usta. Pan Jan znacząco uśmiecha się pod nosem:
— Czy mamy, czy nie... Moja odpowiedź brzmi: nie wiem — rozkłada ręce.
— Obserwujecie Arabów spacerujących po centrum?
— Proszę pana... Zapewniam, że nawet gdyby doszło do zamachu, to prędzej dokona go jasny blondyn o niebieskich oczach niż człowiek o śniadej cerze.
— Często sprawdzacie śmietniki?
— Dawno wyszły z mody! Dzisiaj bardziej popularne są samochody pułapki. Ale co panowie tak drążą zagrożenie zamachem? My naprawdę mamy dużo innych problemów. Plagą przez pewien czas byli tutaj handlarze narkotyków. Na razie się z nimi uporaliśmy. Ale to zagrożenie jest realne. Przez kilka tygodni po otwarciu dealerzy wprost oblegali centrum. Pomogła ścisła współpraca z policją i ochroną z innych centrów handlowych (działa nieformalny system ewidencji i wymiany informacji o narkotykowych dealerach) — zmienia temat szef ochrony.
I prowadzi na parking.
W drodze opowiada historyjkę o człowieku, który wsiadł po pijanemu za kółko. Wyśledzili go kamerą. Kiedy usiadł za kierownicą, ochroniarze otworzyli drzwi samochodu — delikwent bezwładnie wypadł. Wezwano policję. To był lekarz. Przekonywał policjantów, że dobrze wie, ile może wypić i spokojnie dojedzie do domu. Pojechał na Kolską — do izby wytrzeźwień...
Parkingi Blue City to w ogóle osobna historia. Ponad 2 tys. miejsc. Ochroniarze jeżdżą po nich skuterami — ciągle ktoś się gubi, nie może znaleźć auta... A przecież system oznaczeń jest prosty i logiczny, wystarczy zwracać uwagę. Jak na zamówienie podjeżdża autem rozwścieczona pani:
— Jak stąd się wydostać — wrzeszczy.
— Wystarczy jechać po strzałkach umieszczonych na drodze! — mówi głośno pan Jan i komentuje pod nosem:
— Jakby nie jechała pod prąd, toby już dawno była na zewnątrz.
— Jak by Pan określił swą rolę w Blue City?
— Jestem szeryfem, a Yoram to taki burmistrz.
Człowiek ostrożny
Blue City przy Alejach Jerozolimskich w Warszawie to obecnie największy i najnowocześniejszy tzw. mall w kraju. Ale gigantyczne centra handlowe wyrastają w Polsce jak grzyby po deszczu — szczególnie w Warszawie. Największym zagrożeniem dla Yorama Reshefa powinny być — powstające właśnie — molochy, które kubaturą przebiją błękitne centrum: holenderskie Złote Tarasy (205 tys. mkw.) przy Dworcu Centralnym i francuska Arkadia (grubo ponad 180 tys. mkw. powierzchni całkowitej).
Na rynku nieruchomości komercyjnych aż wrze od plotek o marketingowych zabezpieczeniach Yorama. Mówi się: poszedł na całość! W jednym z portali internetowych pojawiła się informacja o czynszach w Blue City: „cena metra kwadratowego to 11-18 euro + VAT + ochrona itd.” — to byłyby niezbyt wygórowane stawki jak na stołeczne warunki. Pewien agent nieruchomości zdradził, że tzw. okresy wolne od opłat w Blue City wahają się od 3 do 6 miesięcy, a w przypadku niepowodzenia — można bez konsekwencji zerwać podpisaną umowę najmu (rozwiązania niespotykane dotąd na rynku powierzchni handlowych!).
— Boi się Pan Złotych Tarasów i Arkadii?
— Ja się zawsze boję... Myślę, trzeba zawsze się bać! Wszystkim mówię, że największym naszym wrogiem może być rutyna. W mojej pracy staram się zawsze być niezadowolony. To znaczy... Żeby chcieć lepiej! To znaczy, myślę, że powinno być ludzi więcej... Staram się cały czas... — zarzeka się Yoram Reshef.
— Krążą plotki...
— Plotki to jest zawsze ciekawa sprawa... Zawsze wtedy mówię: jak ja bym zarabiał tyle, co sąsiedzi myślą, a miałbym kochanek tyle, co moja żona myśli, to moje życie byłoby niesamowite! Ale tego po prostu nie ma! Zresztą nieważne, co wiemy, ważne co ludzie mówią! Ale plotki będą... Źródłem plotek jest czasami zazdrość, zła wola... Ale zawsze mówię: człowiek powinien być ostrożny! To jeszcze nikomu nie zaszkodziło... Mnie na razie — odpukać! — wszystko idzie w porządku.