Chińska walka z wróblami

Marcin DobrowolskiMarcin Dobrowolski
opublikowano: 2017-02-12 12:25

Walka o podniesienie poziomu higieny na Dalekim Wschodzie, podejmowana przez wiele różnych rządów państw istniejących często tylko chwilowo, przybierała wielokrotnie formę, która Europejczykom może wydawać się komiczna. Tępienie jednego problemu wywoływało zaburzenia w ekosystemie skutkujące jeszcze gorszą katastrofą.

Już w latach 40. XX wieku Japończycy okupujący marionetkowe Cesarstwo Mandżurii zorganizowali społeczną akcję tępienia szczurów i much. Każda osoba powyżej 10 roku życia musiała dostarczyć służbom porządkowym dzienną porcję dziesięciu martwych much oraz szczurzych ogonów. Osoby mieszkające poza miastem musiały listownie przesyłać szczurze ogony na potwierdzenie wykonanego zadania. 

Wróbel polny, czyli mazurek, występujący w Chinach (z przerwą w latach 1958-1960)
Wróbel polny, czyli mazurek, występujący w Chinach (z przerwą w latach 1958-1960)

Być może to świeże doświadczenie połączone z tradycją urzędniczego państwa chińskiego oraz świeżo organizowanymi masowymi akcjami dyktatury totalitarnej dało efekt w postaci nie do końca przemyślanej kampanii walki z czterema plagami. Tym określeniem nazwano działania prowadzone w Chińskiej Republice Ludowej w latach 1958-1962 w ramach tzw. wielkiego skoku. 

12 lutego 1958 r. Komitet Centralny Komunistycznej Partii Chin wezwał do tępienia szczurów, wróbli, komarów i much. Owady i gryzonie roznosiły choroby, lecz czym zawiniły ptaki? Obwiniano je o wyjadanie ryżowego ziarna, którymi obsiewano pola. Tępienie wróbli polegało na straszeniu ich i podbijaniu do lotu. Używano do tego wszystkich możliwych narzędzi, takich jak trąbki, instrumenty, klaksony, syreny czy garnki, w które uderzano łyżkami. Po kwadransie loty ptaki masowo padały, ponieważ ich serca nie były przygotowane do takiego wysiłku. Koordynacja akcji w całym kraju dawała spektakularne wyniki - miliony ptaków umierały na atak serca, a ich powiązane w kiście trupy obnoszono triumfalnie jak trofea.

Jednym z niewielu miejsc, w którym wróble mogły (początkowo) znaleźć spokój, był teren ambasady PRL w Pekinie. Polscy dyplomaci nie wpuścili na teren placówki rozhisteryzowanych Chińczyków, dlatego przez serię dni musieli znosić kordon hałasujących działaczy oraz tysiące ptaków, które obsiadły budynki kompleksu ambasady. Tu również wróble nie były bezpieczne i z czasem także wyginęły, a pracownicy placówki zmuszeni byli do usuwania ich ciał za pomocą szpadli - tak wielu uciekinierów szukało ratunku na terenie PRL.

Wybicie populacji wróbli na terenie kraju przyniosło efekt odwrotny do zamierzonego. Rozpoczęła się bowiem plaga szarańczy, dotychczas zjadanej przez ptaki, która doprowadziła do olbrzymiego głodu i milionów jego ludzkich ofiar. W 1960 r. hasło "wróble" zmieniono w wytycznych na "szarańcza", a sprawę początkowo próbowano zatuszować przez objęcie zagadnienia cenzurą prewencyjną.