Kiedy Przemysław Rączka odszedł z Nesperta, właściciela marki Semilac, gdzie pełnił funkcję prezesa, rozważał bezpieczny scenariusz — zamierzał uruchomić jeden niewielki klub fitness jako dodatkowe źródło dochodu i wrócić do kariery menedżerskiej. Wcześniejsze doświadczenia — inwestowanie kapitału jako dyrektor funduszu Resource Partners, sześć lat w fotelu członka rady nadzorczej największej sieci siłowni w Rumunii czy kontakty z Technogymem, producentem maszyn do ćwiczeń — dawały mu branżowe obycie, ale nie zakładał jeszcze, że sam stanie się przedsiębiorcą na pełen etat.
Impuls przyszedł niespodziewanie. Szef Technogymu zapytał go wprost, dlaczego myśli o jednym klubie, skoro ma kompetencje do budowy sieci. Pomysł budowy sieci butikowych klubów fitness opartych na nowoczesnej technologii zainteresował również niedawnego konkurenta z rynku lakierów do paznokci, który został inwestorem finansowym.
Z luźnego planu powstał projekt Fit:30 — technologicznego proximity gymu, czyli niewielkiej siłowni ulokowanej kilka minut pieszo od domu klienta, opartej na 30-minutowym treningu i rozwiązaniach bazujących na AI. Przemysław Rączka objął 40 proc. udziałów, inwestor 60 proc. Sieć w kwartał uruchomiła pięć klubów, traktując je jako test docelowego formatu. Teraz prowadzi rozmowy dotyczące kilkunastu lokalizacji. Celem w perspektywie kilku lat jest zbudowanie biznesu wartego ponad 100 mln zł przy EBITDA, zysku operacyjnym powiększonym o amortyzację, na poziomie 8–10 mln zł.
Fitness po nowemu — ze sprzętem zaawansowanym technologicznie
Firma postawiła na format klubu o powierzchni 200–400 mkw. W każdym kluczowym elementem jest Biocircuit — zestaw maszyn Technogym wyposażonych w trenera AI. System najpierw skanuje użytkownika: mierzy zakres ruchu, ocenia siłę, analizuje koordynację, a nawet określa wiek metaboliczny i wellness. Na tej podstawie automatycznie ustawia każdą maszynę — podnosi siedzisko, reguluje ramiona, dobiera obciążenie i zakres ruchu, by były optymalne dla danej osoby. Podczas ćwiczeń AI prowadzi użytkownika w rytmie treningu, koryguje błędy i po każdej serii pokazuje efektywność wykonanych ruchów.
Co więcej, algorytmy monitorują sytuację na sali i kierują ćwiczących na odpowiednie stanowiska, dzięki czemu w klubie może trenować jednocześnie nawet 12 osób, bez przestojów i oczekiwania na sprzęt.
— Naszą przewagą jest to, że technologia pozwala bezpiecznie i efektywnie ćwiczyć zarówno 20-, jak też 70-latkowi. Starzenie się społeczeństwa jest faktem, a większość siłowni nadal powstaje z myślą o młodych, bardzo sprawnych użytkownikach. My celujemy szerzej. Z rozwiązania korzystają jednak oczywiście nie tylko seniorzy. Młodych przyciąga możliwość pełnego opomiarowania i śledzenia progresu w aplikacji — mówi Przemysław Rączka.
Fit:30 nie jest klubem bezobsługowym. W każdym pracuje trener, a firma buduje system retencyjny obejmujący regularne śledzenie postępów, zmianę programów treningowych i cykliczne check-upy. Ma to podnosić zaangażowanie klientów i zmniejszać ich odpływ, co jest jednym z największych wyzwań w branży.
Przemysław Rączka podkreśla, że kluczowa jest lokalizacja klubu blisko domu, trening trwający 30 minut i powrót w czasie nieprzekraczającym w sumie 1 godziny. W dużych miastach — jego zdaniem — to przewaga nad klasycznymi siłowniami.
Przemyślana ekspansja — gęsta sieć w dużych miastach
Właściciele sieci nie planują rozbudowy formatu o sauny czy strefy relaksu. Celowo minimalizują metraż i stawiają na powtarzalny układ klubu, co ma ułatwić skalowanie. Przestrzeń w zależności od potencjału lokalizacji jest uzupełniana o strefy do ćwiczeń znane z tradycyjnej siłowni, np. cardio, strefę do treningu funkcjonalnego czy zajęcia grupowe. Sieć ma rosnąć przede wszystkim w dużych miastach, koncentrując się na miejscach, w których już działa — zamiast otwierać pojedyncze punkty w wielu lokalizacjach, Fit:30 Studio zamierza budować gęstą sieć w wybranych aglomeracjach. Parametr lokalizacyjny jest prosty — minimum 3000 mieszkań w zasięgu siedmiu minut pieszo.
Obecnie operator funkcjonuje w Poznaniu i we Wrocławiu. Kolejny klub powstanie w Łodzi. Wszystkie placówki mają pozostać własnościowe — firma nie planuje franczyzy. Analizowane są również kolejne duże miasta.
— Zakładamy uruchamianie po kilka, a nawet kilkanaście klubów w jednym mieście. Tempo rozwoju będzie zależeć od dostępności dobrych lokalizacji — mówi Przemysław Rączka.
Koszt otwarcia jednego klubu wynosi 1–2 mln zł wraz z wyposażeniem, przy czym sprzęt najczęściej jest leasingowany, a część nakładów pokrywają fit-outy oferowane przez właścicieli nieruchomości, czyli finansowane przez nich prace wykończeniowe przygotowujące lokal na potrzeby klubu.
Rentowność na wyciągnięcie ręki
Spółka zakłada, że już w styczniu stanie się rentowna na poziomie miesięcznym, a większość klubów osiągnie break even po około sześciu miesiącach. Nie planuje ekspansji zagranicznej. Prezes uważa, że rynek polski jest na tyle chłonny i dynamiczny, że przez lata wystarczy do skalowania. Proces starzenia się społeczeństwa będzie trwał i wygeneruje nową falę potrzeb treningowych, a odpowiedzią na nią będą maszyny Technogym Biocircut.
— W kolejnych pięciu–siedmiu latach w Polsce może pojawić się nawet półtora miliona nowych osób chcących ćwiczyć. W dużych miastach infrastruktura jest już mocno obciążona, a demografia przemawia za rozwojem formatów bliżej domu i dostosowanych do użytkowników w różnym wieku. Zamierzamy zagospodarować właśnie tę niszę, łącząc technologię, prosty trening i wygodę, która ma nas odróżnić od klasycznych low-costów i dużych multiklubów – podsumowuje Przemysław Rączka.
Polski rynek fitness znajduje się w fazie stabilnego, długoterminowego wzrostu. W klubach trenuje ponad 9 proc. dorosłych, podczas gdy przed pandemią było to 6–7 proc., a 16 lat temu zaledwie 2 proc. Rośnie nie tylko liczba ćwiczących, lecz także częstotliwość wizyt, co poprawia rentowność klubów.
W Polsce działa obecnie około 3000 klubów fitness wobec 2700 przed pandemią. Wzrostowi sprzyja poprawa wyników operacyjnych i postępująca konsolidacja rynku. Dominują trzy grupy: Benefit Systems, Medicover Sport i Extreme Gyms, które łącznie prowadzą prawie 600 klubów. Poza nimi funkcjonuje kilkanaście mniejszych sieci liczących od 2 do 10 klubów oraz bardzo rozdrobniony sektor niezależny.
Ze względu na brak nowych dużych powierzchni w galeriach handlowych rozwój przesuwa się w stronę klubów o ograniczonym metrażu i ekspansji do mniejszych miast. Rosnącą popularność zdobywają koncepty convenience, czyli położone blisko domu i oferujące szybki trening wspierany przez technologicznie zaawansowany sprzęt treningowy.
Na tle Europy Polska pozostaje rynkiem wschodzącym. W krajach skandynawskich w klubach ćwiczy ponad 20 proc. dorosłych, a w wielu krajach Europy Zachodniej powyżej 10 proc. Eksperci zakładają, że Polska będzie stopniowo dochodzić do poziomu kilkunastu procent w perspektywie najbliższych 10–30 lat.
Wszystkie te czynniki — rosnąca baza klientów, większa częstotliwość treningów, poprawa rentowności klubów i dostępność nowych nisz, takich jak małe kluby osiedlowe, studia oferujące technologiczne innowacje oraz kluby dla dzieci — wskazują, że rynek fitness pozostaje jednym z bardziej perspektywicznych segmentów usług konsumenckich w Polsce.
