Zawartego w lutym tymczasowego porozumienia przyznającego Grecji dodatkowe pieniądze nie można było traktować poważnie. Pytanie brzmiało nie czy, ale kiedy problem wypłynie ponownie i jak zareagują na niego rynki finansowe. Przypomnijmy, iż pod koniec lutego ustalono, że Grecja otrzyma pieniądze z ustalonych wcześniej programów pomocowych, jeśli przedstawi listę dodatkowych reform. Dzięki temu strony miały zyskać czas na wypracowanie długoterminowego porozumienia, które będzie potrzebne najpóźniej od 1 lipca. Bez takiego porozumienia jakakolwiek pomoc ze strony EBC dla greckich banków nie będzie możliwa, a to w praktyce oznacza bankructwo tego kraju.
Problem jednak w tym, że porozumienie podpisano w piątek, a do poniedziałku Grecy mieli dostarczyć listę reform. Brzmiało to tak, jakby oczekiwano, że demagogiczny lewicowy rząd ma w szufladzie gotowe rozwiązanie makroekonomiczne, wyjmie je i wyśle — i będzie po kłopocie. Jak można było się domyślać, Grecy wysłali listę pobożnych życzeń, m.in. uzyskania ponad 3 mld EUR głównie poprzez walkę z korupcją i uszczelnianie systemu podatkowego, a kredytodawcy oczekiwali naturalnie konkretnych działań. Minęły dwa miesiące i jesteśmy w tym samym miejscu.
Różnica jest jedna: Grekom kończą się pieniądze. Tylko do końca maja rząd potrzebuje prawie 2 mld EUR na wypłatę emerytur i pensji urzędniczych. W poniedziałek nakazał wszystkim jednostkom zależnym przekazanie do banku centralnego wszelkich nadwyżek pieniężnych. Mają je przekazać nawet elektrownie i wodociągi! To pokazuje, jak bardzo zdesperowany jest rząd. Trudno tak naprawdę stwierdzić, jak długo Grecy są w stanie w ten sposób funkcjonować. Teoretycznie twardą datą jest 12 maja, kiedydo spłaty jest 750 mln EUR dla MFW. Technicznie jednak Grecja może opóźnić spłatę. Jeszcze niedawno mówiło się o porozumieniu na szczycie eurogrupy 24 kwietnia. Teraz staje się jasne, że nie ma ku temu podstaw. Oczekiwane przez trójkę reformy na rynku pracy są dla rządzącej Syrizy politycznym samobójstwem. Jednak brak porozumienia, bankructwo i upadek systemu bankowego również nie wróży premierowi Aleksisowi Tsiprasowi i jego kolegom z partii świetlanej przyszłości na scenie politycznej.
Dla Europy podtrzymanie Grecji na kroplówce nie jest już drogie, szczególnie w relacji do wyłożonych już wcześniej sum. Jednak Bruksela (i jeszcze bardziej Berlin) chcą uniknąć tworzenia kolejnych niebezpiecznych precedensów. Merkel nie chce na siłę wyrzucać Grecji ze strefy, szczególnie że są z tym związane pewne rodzaje ryzyka. Są one jednak dużo mniejsze niż przed trzema laty, dlatego Europa będzie twardo negocjować i ostatecznie to Ateny będą musiały wybrać. Bankructwo i wyjście ze strefy, szczególnie w atmosferze kłótni, jest dla Greków rozwiązaniem fatalnym, dlatego oczekujemy, że porozumienie jednak zostanie wypracowane. Stanie się to jednak dopiero wtedy, gdy Grekom zabraknie powietrza, a tego momentu precyzyjnie określić się nie da. Do tego czasu rynki muszą liczyć się jednak z ryzykiem, że emocje wezmą górę i sprawy wymkną się spod kontroli. © Ⓟ