Coraz więcej stronników republikanów skłania się ku faworyzowanemu od samego początku Mittowi Romneyowi. Dotychczas miał on poparcie głównie wśród partyjnego establishmentu. Partyjni liderzy widzą w nim jedynego kandydata mogącego poważnie zagrozić Barackowi Obamie.
Ostanie sondaże wskazują jednak, że popiera go coraz więcej głęboko konserwatywnych środowisk — stanowczych przeciwników aborcji i zwolenników zrównoważonego budżetu.
W najważniejszych do tej pory prawyborach na Florydzie Mitt Romney uzyskał bezpieczną 14-punktową przewagę nad głównym konkurentem Newtem Gingrichem. W Newadzie zdobył ponad połowę głosów.
Rywale byłego finansisty jednak nie rezygnują. We wtorkowych niewiążących prawyborach w Missouri, Minnesocie i Colorado błysnął obyczajowy konserwatysta Rick Santorum. Więcej niż solidne wyniki systematycznie uzyskuje Ron Paul, którego poglądy najlepiej odzwierciedla tytuł jego książki „Skończyć z Fedem”.
— Celem Rona Paula jest zebranie na tyle dużej liczby głosów, by mieć prawo wystąpienia na konwencji i tam walczyć o swoje racje — twierdzi partyjny strateg John Feehery.
Kongresman z Teksasu odniósł wielki sukces w Minnesocie — poparło go tam 27 proc. głosujących. Już we wcześniejszych głosowaniach udawało mu się znacznie powiększyć stan posiadania z prawyborów poprzedniej kampanii. Szans na nominację wciąż nie daje mu prawie nikt, więc Ron Paul walczy głównie o swoją pozycję w partii.
— To fascynujące, jak on potrafi rozpalić entuzjazm pewnej grupy ludzi — chwalił rywala w grudniowej debacie Mitt Romney.
Mimo to główne postulaty barwnego 76-letniego polityka budzą w jego własnej partii mieszane uczucia. Nie ma większych szans, by przekonać republikańskich kolegów do wycofania amerykańskich wojsk z innych części świata. Establishment nie w pełni podziela także jego radykalizm w sprawie równoważenia budżetu.
Jest szansa, by nowa administracja na poważnie wzięła się za cięcie wydatków, jednak oczekiwany przez Rona Paula, już w pierwszym roku, 1 bilion oszczędności to polityczne science fiction. Z najbardziej przychylnym przyjęciem spotyka się ostra krytyka, jaką Ron Paul kieruje pod adresem amerykańskiego banku centralnego. — Fed to już dawno nie pożyczkodawca ostatniej instancji, ale fałszerz ostatniej instancji — grzmiał kongresman na antenie Fox News.
Mało kto podpisze się pod postulatem likwidacji Fedu. Zasiadający w kongresie nieprzerwanie już od 30 lat reprezentant Teksasu ma jednak spore szanse, by przeforsować audyt działań Rezerwy Federalnej z ostatnich lat. Walczy również, by spośród celów banku wykreślić wspieranie zatrudnienia, a pozostawić jedynie utrzymanie stabilności cen.
Szef Fedu Ben Bernanke ściągnął na siebie gniew części republikanów za dwukrotne przeprowadzenie operacji dodruku pieniądza. We wrześniu, by długoterminowo obniżyć koszt pieniądza dla przedsiębiorstw, ogłosił operację Twist, czyli zamianę posiadanych obligacji krótkoterminowych na długoterminowe. — To dla korporacji darmowy lunch. Na ich miejscu próbowałbym jak najszybciej zagwarantować sobie tanie finansowanie na wiele lat — komentuje Lon Ericsson, zarządzający portfelem obligacji w firmie Thornburg Investment Management.
Wartości emisji obligacji o terminach wykupu dłuższych niż 15 lat skoczyły w styczniu trzykrotnie w porównaniu z grudniem. Rentowności takich papierów wynosiły średnio zaledwie 5,14 proc., najmniej, odkąd prowadzone są statystyki. Inflacja wciąż jednak pozostaje pod kontrolą. Specjaliści przewidują, że sięgnie ona w tym i w przyszłym roku 2,1 proc. Krytycy Fedu nie dają jednak za wygraną. — Dopóki kongres, zamiast płacić swoje rachunki, będzie mógł prosić Fed, by ten dodrukowywał pieniądze, dopóty nie będzie miał powodu, by ograniczyć rozdmuchane wydatki — kontynuuje swoją krucjatę Ron Paul.
Już niedługo pierwszą jej ofiarą może się stać sam prezes Fedu. W razie przegranej Baracka Obamy Ben Bernanke nie ma co liczyć na drugą kadencję. Nawet uchodzący za najbardziej umiarkowanego wśród republikanów Mitt Romney zapowiedział, że w razie zwycięstwa nie wysunie ponownie jego kandydatury.