Mimo że Polska od lat znajduje się w czołówce krajów regionu o najwyższych stawkach akcyzy na piwo, wiceminister zdrowia Wojciech Konieczny na łamach „Pulsu Biznesu” zapowiedział, że ceny złotego trunku mogą jeszcze wzrosnąć. Rozważane jest bowiem wprowadzenie minimalnej ceny za gram alkoholu, co przykładowo oznaczałoby podwyżkę o ok. 1,5 zł na butelce piwa o mocy 5 proc. Ceny wódki i wina pozostałyby niemal bez zmian. Od początku roku akcyza na piwo wzrosła o 5 proc., osiągając poziom ok. 131 zł za hektolitr napoju. To wzrost zgodny z mapą akcyzową z 2021 r., zakładającą coroczne podwyższanie podatku o 5 proc. aż do 2027 r.
Gram gramowi nierówny
– Minimalna cena za alkohol jest kontrowersyjnym pomysłem. W UE tylko Irlandia eksperymentuje z takim narzędziem, ale na tyle krótko, że trudno ocenić jego działanie. Ingerencja państwa w rynek, polegająca na znaczącym, ok. 40 proc. podniesieniem ceny piwa, przy zachowaniu niezmienionych cen wódki, byłaby spełnieniem marzeń przemysłu spirytusowego, który od dawna zabiega o poprawienie swojej konkurencyjności kosztem piwa – komentuje Bartłomiej Morzycki, dyrektor generalny Związku Browary Polskie.
Podkreśla, że piwo i wódka są w pewnym stopniu produktami substytucyjnymi.
- Głęboki spadek popytu na piwo oznaczałby przeniesienie części konsumpcji na wyroby spirytusowe, zwłaszcza małpki - tłumaczy Bartłomiej Morzycki.
Menedżer zaznacza, że wytworzenie 1 gr czystego alkoholu pod postacią wódki jest kilkukrotnie tańsze niż w przypadku piwa, co oznacza, że jednakowe podejście do zawartości alkoholu sprawiłoby, że mocne trunki byłyby bardziej opłacalne w sprzedaży.
– Zmiany, o których mówi Ministerstwo Zdrowia doprowadziłyby do zmian w strukturze spożycia i zamiast piwa to wódka stałaby się najczęściej spożywanym alkoholem w Polsce. Czy tego naprawdę chciałby resort zdrowia? Polski system akcyzowy jest w pełni zgodny z unijną dyrektywą, która określa minimalne stawki i relacje między nimi. Akcyza od piwa w Polsce stanowi ponad 300 proc. stawki minimalnej i jest wyższa nie tylko od tej w Czechach i Słowacji, ale także wyższa od akcyzy w bogatszych od nas krajach takich jak np. Niemcy, Belgia, Austria czy Luksemburg– zaznacza Bartłomiej Morzycki.
Pod presją
Podwyżka akcyzy nie jest jedynym potencjalnym wyzwaniem regulacyjnym, które może wpłynąć na przyszłość branży browarniczej. W ostatnich miesiącach coraz częściej powraca w debacie publicznej dyskusja na temat ewentualnych zmian w przepisach dotyczących reklamy piwa oraz obostrzeń związanych z jego sprzedażą.
– Od ponad 20 lat reklama piwa, z istotnymi ograniczeniami, jest dozwolona. Coraz częściej pojawiają się jednak głosy postulujące jej dalsze ograniczenie, a nawet całkowity zakaz, pomimo iż polskie przepisy należą do najbardziej restrykcyjnych w Unii pod tym względem – mówi Bartłomiej Morzycki.
Jego zdaniem reklama piwa pełni przede wszystkim rolę narzędzia marketingowego wspierającego konkretne marki, natomiast jej wpływ na całą kategorię piwa jako taką jest minimalny, jeśli nie zerowy.
– Reklama nie sprawia, że nagle więcej osób zaczyna pić piwo. Decyzje zakupowe są determinowane przez inne czynniki, takie jak ceny czy trendy. To dlatego, mimo obecności reklam, konsumpcja piwa w Polsce nie rośnie, lecz spada – zauważa dyrektor Związku Browary Polskie.
Topniejący rynek
Dane rynkowe to potwierdzają. Po rekordowym 2018 r., gdy konsumpcja piwa przekroczyła 100 litrów na mieszkańca, sprzedaż z roku na rok jest coraz mniejsza. W 2023 r. wolumen skurczył się o 6 proc., ale wartość rynku wzrosła o 7 proc., do 23 mld zł, przez podwyżki cen. Pełne dane za 2024 r. jeszcze nie są dostępne, ale według Związku Browary Polskie nie było przełomu, a sprzedaż znów poszła w dół.
– Dwa lata temu sprzedaż spadała we wszystkich segmentach, łącznie z piwem bezalkoholowym. W 2024 r. alkoholowe lagery wciąż traciły, ale piwa bezalkoholowe zanotowały solidny, dwucyfrowy wzrost. To potwierdza, że trend zastępowania piw alkoholowych ich bezalkoholowymi odpowiednikami nadal się umacnia. Można szacować, że obecnie konsumpcja to ok. 85-86 litrów na mieszkańca, czyli 15 litrów mniej niż sześć lat temu– mówi Bartłomiej Morzycki.
Wskazuje też, że eksport piwa nadal kilkukrotnie przewyższa import – wysyłamy za granicę prawie pięć razy więcej, niż sprowadzamy. Prawdopodobnie w zeszłym roku ten trend się utrzymał.
Nocna prohibicja
W zeszłym roku pojawił się też pomysł zakazu sprzedaży alkoholu, w tym piwa, na stacjach benzynowych. Początkowo zakładał całkowite wycofanie trunków, ale z czasem propozycja ewoluowała w stronę ograniczenia handlu jedynie w godzinach nocnych. Jednak z powodu braku porozumienia w koalicji rządzącej temat na razie ucichł.
– Branża piwna od początku pozostawała na uboczu tej dyskusji, bo to kwestia, która w większym stopniu dotyczy właścicieli stacji paliw niż producentów piwa. Taki zakaz nie miałby większego wpływu na branżę, gdyż udział piwa w nocnej sprzedaży alkoholu jest bardzo niewielki - wskazuje dyrektor Związku Browary Polskie.
Najwięcej alkoholu, bo aż 54 proc., Polacy spożywają w piwie, które jest obecnie najbardziej dostępnym produktem alkoholowym na rynku. To wynik jego powszechnej reklamy, relatywnie niskiej ceny i częstych promocji organizowanych w sieciach handlowych. Obecnie mamy trzykrotną różnicę w stawce podatku akcyzowego na piwo i napoje spirytusowe, a co za tym idzie jednostka alkoholu, czyli 10 g, jest dziś trzykrotnie mniej opodatkowana w piwie niż w napojach spirytusowych.
Alkohol to alkohol, niezależnie od tego w jakim produkcie go spożywamy. Propozycja Ministerstwa Zdrowia, skutkująca wzrostem ceny jednostkowej za butelkę piwa o mocy 5 proc., to także zmniejszenie jego dostępności cenowej zwłaszcza dla nieletnich, których zbyt wczesna inicjacja alkoholowa zaczyna się bardzo często właśnie od piwa.
Mechanizm kształtowania cen alkoholu opiera się na kilku filarach. Jednym z nich jest akcyza, która działa, jeśli pozostałe elementy rynku – zwłaszcza marże producentów i detalistów – funkcjonują w równowadze. Wojny cenowe mogą ten balans zaburzyć. Jako przedstawiciel branży alkoholowej w pełni akceptuję cel ustawodawcy: ograniczenie negatywnych skutków nadmiernej konsumpcji. Porządek społeczny jest nadrzędny wobec interesu gospodarczego. Rozumiem intencję ograniczania dostępu do taniego alkoholu i zgadzam się z nią.
Pytanie brzmi jednak – czy polityka akcyzowa nie wystarcza? Akcyza to istniejące, zakorzenione w systemie prawnym narzędzie, które dodatkowo zasila budżet państwa. Jeśli rząd mimo to rozważa minimalną cenę za gram alkoholu, oznacza to, że być może nie wierzy we własne mechanizmy podatkowe. W gospodarce wolnorynkowej regulowanie cen produktów spożywczych to rzadkość. Takie interwencje spotyka się raczej w sektorach strategicznych, np. energetyce.
Oczywiście alkohol to produkt pod szczególnym nadzorem, ale czy na tyle wyjątkowy, by wymagał aż tak silnej ingerencji w rynek? Jeśli akcyza nie spełnia swojej funkcji, powinniśmy najpierw zrozumieć dlaczego. Być może problemem nie jest podatek, lecz agresywne strategie cenowe sieci handlowych, które w ramach promocji sprzedają alkohol poniżej kosztów zakupu. Jeśli tak, może to właśnie w tym obszarze należałoby szukać rozwiązań.