DOWNHILL NOWĄ NISZĄ ROWEROWĄ

Zdunek Małgorzata
opublikowano: 1999-03-11 00:00

DOWNHILL NOWĄ NISZĄ ROWEROWĄ

Zimowi cykliści to nowa grupa klientów dla sprzedawców sprzętu

SPECJALNA KONSTRUKCJA:

Rower ma inne zawieszenie, przedni amortyzator charakteryzuje się 120-milimetrowym skokiem — dwukrotnie większym niż w popularnych „góralach”.

Od trzech lat downhill zdobywa w Polsce coraz więcej zwolenników. Narzekają oni, że nikt nie sprzedaje sprzętu do tej dyscypliny sportu. Oprócz dostawców wyposażenia na downhillu mogą zarobić firmy ubezpieczeniowe.

Zabawa od paru lat święcąca triumfy w Zachodniej Europie i USA, dopiero cztery lata temu zawitała do Polski. Downhill polega na zjeżdżaniu po zboczach gór, i to na czas. Rowerem do downhillu można jeździć tam, gdzie nawet samochód, zaopatrzony w łańcuchy, nie daje sobie rady.

Spore koszty

— Taki rower kupuje się najczęściej po kawałku. Zaczyna się zwykle od ramy, czyli szkieletu „maszyny”. Do tego na początek wybiera się proste przerzutki i amortyzatory. Z czasem rozbudowuje się cały zestaw — mówi Tomasz Marszałek, jeden ze śląskich downhillowców.

Rower kosztuje zwykle od 8 tys. złotych wzwyż — tyle zapłacimy za model używany, natomiast za nowy — do 30 tys. złotych. Najpopularniejsze są rowery firmy Scott, Rotwild, Peugeot, Gary Fisher, Kross i Cannondale. Wysokiej klasy rama kosztuje nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych, rura podsiodłowa około 200 złotych, a piasty — blisko 800 złotych. Nieco tańsze są stery (około 400 złotych), specjalne siodełko (ponad 400 złotych) i opony (około 60 złotych sztuka).

Wśród downhillowców nosi się piankowe spodnie ze wzmocnionymi szwami (blisko 300 złotych), lekką piankową zbroję, chroniąca klatkę piersiową (około 150 złotych), kask (około 80 złotych), nałokietniki (prawie 90 złotych) oraz elastyczne rękawice, wzmacniane gumą i skórą (około 90 złotych). Do tego trzeba doliczyć buty z mocowaniami (około 550 złotych).

Nowa nisza

Mimo wzrostu zainteresowania tą dyscypliną, niewielu zawodników zaopatruje się w rowery i inne akcesoria w Polsce. Większość hurtowni po prostu nie ma tego w swojej ofercie. Downhillowcy często sprowadzają sprzęt z Czech i Słowacji, gdzie jest on łatwiej dostępny i tańszy. Sąsiedzi zapewniają również serwis. Rosnąca popularność tej dyscypliny sportu otwiera przed polskimi dystrybutorami sprzętu nową niszę rynkową.

— Downhill cieszy się coraz większym zainteresowaniem. Wiele osób kupuje u nas poszczególne części do rowerów. Nie istnieje jednak statystyka mówiąca o dokładnej liczbie polskich downhillowców. Wynika to z tego, że nie są zrzeszeni w żadnych klubach. W ostatnich zawodach brało udział około czterdziestu zawodników. Szacujemy, że w Polsce jest ich kilkuset — twierdzą organizatorzy zawodów o Puchar firmy Cyclo-Centrum z Krakowa — jednej z większych w kraju hurtowni rowerów.

Pierwsze polskie zawody w downhillu zorganizowano w 1995 r. i startowało w nich zaledwie kilkanaście osób. Natomiast na starcie wyścigów w 1998 r. stanęło już kilkudziesięciu polskich zawodników. Do udziału w zawodach potrzebna jest tzw. licencja zawodowa. Niezbędnym wymogiem jest posiadanie polisy ubezpieczeniowej od nieszczęśliwych wypadków. Licencja kosztuje około 50 złotych.

TAKIE BUTY:

Inne niż w typowym rowerze są również pedały — specjalny but zapinany jest w nich na podobnej zasadzie, jak w zapięciach narciarskich. But może się automatycznie wypiąć w razie upadku.

Małgorzata Zdunek

fot. Andrzej Wawok