Ekovoltis, czyli spółka obrotu należąca do grupy kontrolowanej przez Michała Sołowowa, najbogatszego Polaka, przekonuje, że w odróżnieniu od części konkurentów nie wstrzymała ofertowania, czyli starań o pozyskiwanie nowych klientów. Zapewnia też, że nie wypowiada klientom umów.
– Niezmiennie kontynuujemy ofertowanie, a umowy klientów biznesowych, zarówno odbiorców jak też wytwórców, są bezpieczne i pozostaną utrzymane – mówi Piotr Ostaszewski, prezes Ekovoltisu.

Większość nie przetrwa
O problemie braku ofert na sprzedaż prądu mówią dziś wszyscy. Ma to związek z licznymi nowymi regulacjami, które m.in. limitują ceny prądu dla odbiorców i ceny sprzedaży prądu dla części wytwórców (m.in. zielonych), a w zamian oferują rekompensaty o nieznanej wciąż wartości. W tak niepewnej sytuacji sprzedawcy wolą poczekać do stycznia i zobaczyć, jak nowy system działa w praktyce. Na łamach „PB” mówił o tym ostatnio m.in. menedżer z Ignitis Polska. Inni, jak np. PGNiG, wypowiadali klientom umowy na sprzedaż prądu.
– Bierzemy na siebie ryzyko – przekonuje tymczasem Piotr Ostaszewski z Ekovoltisu.
Nie każdego stać na takie ryzyko. Szef Ekovoltisu szacuje zresztą, że aktywnych spółek obrotu jest dziś ok. 20, ale wiele z nich nie przetrwa nadchodzącego roku.
– To zła perspektywa, ponieważ to konkurencja sprawiała, że klient miał wybór i mógł przebierać w ciekawych i atrakcyjnych kosztowo produktach rynkowych – uważa Piotr Ostaszewski.
Przekonuje, że jego strategia daje efekty, bo zgłaszają się do niego wytwórcy OZE i odbiorcy zachęceni stabilnym podejściem. Dla Ekovoltisu, który zaczął działalność ledwie w połowie 2022 r., ma to znaczenie. Spółka dopiero buduje portfel.
– Na 2023 r. mamy zakontraktowane kilkaset milionów złotych przychodów. Wkrótce zaoferujemy możliwość kontraktowania części energii w cenie stałej, a części w cenie zmiennej – zapowiada Piotr Ostaszewski.
Rozgoryczenie u zielonych
Model biznesowy Ekovoltisu zakłada, że spółka kupuje energię od zielonych wytwórców i sprzedaje ją odbiorcom pragnącym zmniejszać ślad węglowy. Wśród inwestorów OZE pojawia się rozgoryczenie.
– Funkcjonowali na rynku rozwijającym się atrakcyjnie, śledzili strategię Komisji Europejskiej, często decydowali się nie korzystać z państwowego wsparcia, a teraz regulacjami wyrównano ich przychody w dół – mówi Piotr Ostaszewski.
Nie widzi na razie wstrzymania zielonych inwestycji, ale słyszy o presji ze strony banków finansujących, które w związku z nowymi warunkami rynkowymi domagają się od inwestorów spłaty części kredytu.
– Rozumiemy, że interwencja rządu na rynku energii jest konieczna, ale nie rozumiemy, dlaczego największy jej koszt ponoszą spółki obrotu i z sektora OZE – zauważa Piotr Ostaszewski.
Pokażcie drogę wyjścia
Szef Ekovoltisu uważa, że jeśli nowe regulacje, zgodnie z zapowiedziami, będą obowiązywać tylko przez rok, to będzie to naprawdę optymistyczny scenariusz.
– Szkoda, że rząd nie przedstawił jasnego planu wychodzenia z reżimu tych regulacji. Mogłoby to wyglądać tak: jeśli cena gazu oraz węgla spadnie do konkretnego poziomu, to zniesiemy ograniczenia cen – uważa Piotr Ostaszewski.
Jego prognozy na 2023 r. zakładają, że średnie ceny energii na Rynku Dnia Następnego będą w przedziale 750-850 zł. To mniej niż po ataku Rosji na Ukrainę, ale dużo więcej niż w 2021 r.