Drzwi do WIG20 pozostaną na razie dla Elektrimu zamknięte. Ale akcje spółki i tak mogą stopniowo wypełniać portfele dużych graczy.
Gigantyczne obroty i skokowy wzrost kapitalizacji w ciągu zaledwie trzech sesji — to bilans dawnego giełdowego „cesarza”, czyli Elektrimu. W ocenie inwestorów sytuacja spółki w ostatnich dniach znacząco się poprawiła. Ale rozgorączkowani gracze, którzy liczą na powrót firmy do WIG20, powinni uzbroić się w cierpliwość.
Szczególny przypadek
Według wyliczeń „PB”, gdyby Elektrim był brany pod uwagę przy ostatniej rewizji portfela największych spółek, przeprowadzonej na koniec stycznia, zająłby w rankingu 33. miejsce. Nie miałby więc szans na wejście w skład indeksu. Ale wartość rynkowa holdingu wynosiła wówczas zaledwie 272,3 mln zł. Dziś — już ponad 1,2 mld zł. Roczne obroty nieznacznie przekraczały 1,1 mld zł, a tymczasem tylko w ostatnich czterech dniach zawarto transakcje na około 800 mln zł. Pozycja firmy w indeksowym rankingu lada moment znacząco się poprawi. Problem w tym, że to może nie wystarczyć. Od pewnego czasu zarząd GPW nie bierze spółki pod uwagę przy ustalaniu składu indeksu blue chipów.
— W szczególnych przypadkach zarząd może zdecydować o wyłączeniu którejś ze spółek z rankingu, kierując się m.in. dobrem rynku — mówi Dariusz Marszałek, rzecznik GPW.
Przedstawiciele giełdy unikają jednak oficjalnych wypowiedzi.
— To może mieć wpływ na notowania spółki — mówi nieoficjalnie osoba zbliżona do zarządu GPW.
Nie ma więc szans na jasną deklarację, czy przy najbliższej okazji Elektrim znów odpadnie w przedbiegach. Według procedury, ostateczną decyzję w tej kwestii podejmie zarząd, który może (ale nie musi) uwzględnić opinię komitetu indeksowego. Ten do tej pory zwracał uwagę m.in. na fatalną sytuację finansową i ujemną wartość kapitałów własnych Elektrimu.
Już kupują?
Nawet jeśli firma nie będzie miała szans na szybki awans do elity, to nie oznacza, że pozostanie poza zainteresowaniem funduszy inwestycyjnych i emerytalnych. Niektórzy sugerują nawet, że część zarządzających kupiła akcje.
— Walory kupują przede wszystkim spekulanci, choć wśród nich mogą być także inwestorzy o dość zasobnym portfelu. Instytucje mogły również inwestować w Elektrim, zwłaszcza w pierwszej fali wzrostu. Nie sądzę jednak, by zarządzający kupowali walory z nastawieniem długoterminowym — uważa Mirosław Saj, makler BM BISE.
— Obroty sugerują, że papiery skupują jedynie indywidualni gracze. Owszem, Elektrim to wdzięczny temat do spekulacji dla daytraderów. To na pewno w sporej części ich zasługa, że przez rynek przeszło w poniedziałek ponad 7 mln walorów. Po stronie kupujących mogły stać także instytucje — dodaje Marek Dymkowski, makler CDM Pekao.
Bardziej sceptyczny jest Marcin Czerwonka, makler BM BPH.
— Nawet po podtrzymaniu wyroku arbitrażu i ewentualnej sprzedaży w przyszłości udziałów w PTC Elektrim jest bankrutem. Trudno uwierzyć w to, by któryś z zarządzających OFE czy większością TFI zdecydował się na zakup akcji, które jednego dnia mogą drożeć o 50 proc., a następnego tracić znaczną część zwyżki — mówi Marcin Czerwonka.