Firmy energetyczne chcą podwyżek cen energii od 41 do 62 proc. — podał Urząd Regulacji Energetyki. Może uderzyć po kieszeni Kowalskiego.
Wczoraj Urząd Regulacji Energetyki (URE) poinformował, że zakończył przyjmowanie wniosków w sprawie podwyżek cen energii. Zgłosiło się 14 spółek z branży. Według Agnieszki Głośniewskiej z URE firmy energetyczne chcą wzrostu cen energii w przyszłym roku od 41 do 62 proc.
— Dotyczy to klientów indywidualnych, a nie przedsiębiorstw, ponieważ URE nie decyduje, ile zapłacą firmy za dostarczoną energię w przyszłym roku. To będzie przedmiotem bezpośrednich negocjacji — wyjaśnia Paweł Gniadek, rzecznik koncernu Tauron Polska Energia.
Ważny gracz
Ze spokojem do informacji URE przekazanej PAP podchodzi Mirosław Kugiel, prezes Kompanii Węglowej (KW), która skupia 16 kopalń i jest jednym z największych konsumentów energii w Polsce.
— Tyle mogą żądać, ale czas pokaże, jaki będzie ostateczny wzrost — podkreśla prezes Kugiel.
Od ubiegłego tygodnia trwają negocjacje w sprawie cen węgla dla energetyki, a potem będą rozmowy o dostawach energii na przyszły rok. KW jest największym jego producentem w kraju. Też może dyktować warunki.
Czas negocjacji
Według URE wszyscy dystrybutorzy energii wnioskowali także o podniesienie opłat od 9 do 25 proc. Trudno się dziwić, ponieważ branża pilnie potrzebuje pieniędzy na inwestycje, m.in. na modernizację sieci przesyłowych.
— Jeśli przyjmiemy, że 60 proc. rachunku stanowi opłata za prąd, a 40 proc. — za jego dostarczenie, to zgodnie z wnioskami firm energetycznych nasze rachunki w przyszłym roku mogłyby wzrosnąć od 26 do 42 proc. — poinformowała Agnieszka Głośniewska.
W tym przypadku także chodzi o wzrost kosztów dla odbiorców indywidualnych, a nie dla firm. Prezes URE zapowiedział, że takiej wysokości podwyżek nie zatwierdzi. I to jest dobra wiadomość, a zła jest taka, że nie ma co się łudzić, że w przyszłym roku wszyscy zapłacą więcej za energię.