„Pan od francuskiego” wypowiedział wojnę skostniałej edukacji. Uczy praktycznego języka opartego na przykładach m.in. z popkultury
W słoneczne letnie dni warszawski Mariensztat wygląda jak małe
miasteczko na południu Francji. Tak przynajmniej widzi to Jacek
Mulczyk-Skarżyński. Dlatego postanowił otworzyć tam Oranżerię, w której
uczy języka przy filiżance kawy jako „Pan od francuskiego”.
Artykuł dostępny dla subskrybentów i zarejestrowanych użytkowników
REJESTRACJA
SUBSKRYBUJ PB
Zyskaj wiedzę, oszczędź czas
Informacja jest na wagę złota. Piszemy tylko o biznesie
Poznaj „PB”
79 zł5 zł/ miesiąc
przez pierwsze dwa miesiące później cena wynosi 79 zł miesięcznie
Cały artykuł mogą przeczytać tylko nasi subskrybenci.Tylko teraz dostęp w promocyjnej cenie.
przez pierwsze dwa miesiące później cena wynosi 79 zł miesięcznie
Od jakiegoś czasu nie masz pełnego dostępu do publikowanych treści na pb.pl. Nie może Cię ominąć żaden kolejny news.Wróć do świata biznesu i czytaj „PB” już dzisiaj.
„Pan od francuskiego” wypowiedział wojnę skostniałej edukacji. Uczy praktycznego języka opartego na przykładach m.in. z popkultury
W słoneczne letnie dni warszawski Mariensztat wygląda jak małe
miasteczko na południu Francji. Tak przynajmniej widzi to Jacek
Mulczyk-Skarżyński. Dlatego postanowił otworzyć tam Oranżerię, w której
uczy języka przy filiżance kawy jako „Pan od francuskiego”.
NIEZWYKŁA SZKOŁA:
Jacek Mulczyk- -Skarżyński, czyli Pan od francuskiego, zdobywa klientów niestandardowymi metodami nauczania. Lekcje prowadzi w urokliwej Oranżerii na warszawskim Mariensztacie.
Fot. Tomasz Pikuła
Lokal wygrany w konkursie
Przez wiele lat pracował jako lektor w szkołach językowych i firmach, a
myśl o prowadzeniu własnej szkoły i związanych z tym formalnościami go
przerażała. Zdawał sobie jednak sprawę, że w zawodzie lektora nie ma
wielu szczebli kariery. Albo już zawsze będzie nauczycielem w czyjejś
szkole, albo zostanie metodykiem i będzie szkolił lektorów, albo kiedyś
się przekwalifikuje. Albo… otworzy Oranżerię — autorską szkołę językową,
w której będzie gościł kucharzy, blogerów modowych i wszystkich, którzy
francuskiego uczą się, bo chcą — a nie dlatego, że muszą.
Do przejścia na swoje zachęcił go entuzjastyczny odzew na to, co
proponował uczniom w sieci. Prowadzony przez niego od kilku lat blog
Panodfrancuskiego.pl, kanał na YouTube i powiązane z nimi social media
odwiedzało coraz więcej osób. Gdy pewnego dnia podczas spaceru po
Mariensztacie zobaczył w jednej z witryn ogłoszenie, że lokal jest do
wynajęcia w ramach konkursu organizowanego przez władze Warszawy,
wiedział, że to będzie jego miejsce.
Wymagania konkursowe nie były skomplikowane — jedynym kryterium było
oferowanie najwyższej kwoty miesięcznego najmu.
— Czułem się, jakbym grał w pokera. Nie wiedziałem, jakie propozycje
złożą inni, bo koperty były tajne i komisyjnie otwierane na oficjalnym
spotkaniu z oferentami, bez możliwości negocjacji — wspomina Jacek
Mulczyk-Skarżyński.
Postawił wszystko na jedną kartę, pożyczył pieniądze od przyjaciół i
zaproponował najwyższy czynsz, na jaki mógł sobie pozwolić. Jak się
okazało — wystarczająco wysoki, żeby wygrać konkurs.
Od początku wiedział, że nie chce tworzyć typowej szkoły z recepcją i
sekretariatem. Marzyła mu się przestrzeń na wzór kawiarni.
— Kupiłem kanapę, stoły i lodówkę. Z domu przyniosłem ekspres do kawy.
Od przyjaciół dostałem pomarańczowe krzesła.Moim 18-letnim smartem
przewiozłem palmy i inne rośliny z drugiego końca miasta, żeby Oranżeria
zaczęła oddychać — wspomina Pan od francuskiego.
Pierwsze warsztaty poprowadził już kilka dni po otrzymaniu kluczy. W
sercu Warszawy stworzył kawałek Francji, którą kocha — i miłością do
niej każdego dnia dzieli się z uczniami. Pracuje siedem dni w tygodniu —
od poniedziałku do czwartku prowadzi kursy regularne, w weekendy
zaprasza na warsztaty otwarte. Jego propozycje są nietuzinkowe, dlatego
odbiorcy przyjeżdżają do Oranżerii z całej Polski — a nierzadko muszą
zapisywać się na listy oczekujących.
— Uczę w taki sposób, w jaki sam chciałbym być uczony. Wychodzę z
założenia, że uczniów trzeba traktować jak przyjaciół. Bywa, że
niektórzy nimi zostają — stwierdza Pan od francuskiego.
Nie przygotowuje zatem do egzaminów, nie uczy języka pracy, nie pracuje
na gotowych zestawach podręczników. Sam tworzy autorskie materiały i
kursy, wypełniając nimi lukę w standardowym nauczaniu. W ofercie
Oranżerii znajdziemy m.in. takie pozycje, jak „Francuskie minimum”
(bezstresowy kurs dla zapracowanych), „Projekt Jacquard” (dla stylistów,
projektantów i blogerów modowych), „Francuski na talerzu” (dla kucharzy,
restauratorów i blogerów kulinarnych) czy „Francuski dla niegrzecznych”
(warsztaty języka potocznego i tzw. brzydkich słów).
Nie ogląda się na to, co robi konkurencja, bo — jak twierdzi —
zatrzymywałoby go to w rozwoju. Włożony wysiłek zauważają nie tylko
uczniowie, ale też spacerujący po Mariensztacie turyści i blogerzy
podróżniczy. Na jednym z blogów Oranżeria Pana od francuskiego była
polecana jako jedno z ośmiu francuskich miejsc w Warszawie.
Lekcje na YouTube
Języka uczy nie tylko w Oranżerii, ale też w sieci. Na blogu publikuje
m.in. e-booki z autorskimi zadaniami do bezpłatnego pobrania oraz
artykuły, np. „Francuskie seriale na Netflixie”. Nagrywa filmy na
YouTube, a jego lekcja podstaw wymowy została obejrzana ponad 110 tys.
razy. Realizuje projekty edukacyjne na Facebooku i Instagramie. Przez
dwa lata każdego dnia umieszczał na Snapchacie krótkie filmiki, w
których odgrywał scenki sytuacyjne z praktycznym zastosowaniem
francuskich sformułowań. W ten sposób codziennie uczyło się z nim ponad
2 tys. osób.
— Mojego życia starczyłoby, żeby obdzielić kilku nauczycieli. A gdybym
miał zmieścić wszystkich swoich uczniów w jednym miejscu, musiałbym
chyba wynająć Stadion Narodowy — podsumowuje Pan od francuskiego.