Giełdowi ozdrowieńcy dali zarobić

Adam Torchała
opublikowano: 2020-05-21 22:00

Gwałtowne przeceny stały się okazją dla inwestorów, by zarobić nawet na spółkach dotkniętych przez koronawirusa

Przeczytaj i dowiedz się:
  • które spółki radzą sobie najlepiej po marcowym krachu 
  • ile można było na nich zarobić
  • co napędza wzrosty ich kursów

Już 30 proc. spółek notowanych na głównym rynku Giełdy Papierów Wartościowych wycenianych jest wyżej niż przed trzema miesiącami, a więc początkiem koronawirusowej bessy. Kolejne 20 proc. spółek swoje straty ograniczyło do 10 proc., co jest wynikiem niezłym, biorąc pod uwagę wcześniejszą gwałtowność załamania. Nie wszystkie zieleniące się walory należą do firm z branż stosunkowo odpornych na pandemiczne zamknięcie gospodarki. Wręcz przeciwnie — wiele z nich ma za sobą krach notowań. Panika inwestorów szybko jednak przerodziła się w entuzjazm wywołany niskimi cenami akcji. Kursy ruszyły w górę, dając okazję do zarobku niewidzianą na warszawskim parkiecie od lat.

MOCNA BRANŻA:
MOCNA BRANŻA:
Kurs Polimeksu, kierowanego przez Krzysztofa Figata, odrobił już straty, poniesione wskutek giełdowego krachu. W branży budowlanej solidne odbicie zaliczyło kilka firm.
Fot. Marek Wiśniewski

Trzech muszkieterów

Przykładem gwałtownych spadków i szybko odrobionych strat jest Polimex Mostostal. Spółka w trakcie koronawirusowej paniki straciła 47 proc., obecnie jednak jej akcje wyceniane są 8,3 proc. powyżej poziomów z 21 lutego. Oznacza to tym samym, że wartość Polimeksu w trakcie odrabiania strat w niewiele ponad dwa miesiące uległa podwojeniu. Wbrew obawom koronawirus nie przyniósł całkowitego zastoju w największych firmach inżynieryjno-budowlanych. Warto odnotować także zysk Polimeksu w I kwartale 2020 r. (9,8 mln zł względem 17,9 mln zł straty przed rokiem).

— Mimo pandemii patrzymy optymistycznie na 2020 r., a jeszcze bardziej optymistycznie na 2021. Oczekujemy, że nasza sytuacja rynkowa i branżowa będzie się poprawiała — powiedział podczas powynikowej wideokonferencji prezes Krzysztof Figat.

Odrodzenie przeżyły także akcje innych firm z branży. Mimo 45-procentowych spadków na przełomie lutego i marca na plusie są też akcje Rafako. Nie przeszkodziły w tym ani spora strata za 2019 r., ani nawet środowe trzęsienie ziemi w zarządzie spółki. Po przepołowieniu kursu na plus wrócił również Mirbud, który notowany jest obecnie około 10 proc. powyżej poziomów sprzed bessy. Spółka odczuwa pandemię m.in. w obszarze wynajmu nieruchomości komercyjnych, jednak w budownictwie wielkiego przestoju nie widać, a portfel zamówień firmy ma wartość sięgającą 5 mld zł.

Wcześniej Mirbud bazował przede wszystkim na kontraktach budowlano-montażowych, teraz wyniki ma ciągnąć w górę działalność stricte budowlana, w tym kontrakty drogowe. Spółka liczy nawet, że w 2020 r. będzie mogła dołączyć do firm regularnie dzielących się zyskiem z akcjonariuszami.

Optymizm inwestorów względem branży potwierdzają również notowania Budimeksu, który wart jest 20 proc. więcej niż przed trzema miesiącami, gdy ruszała koronawirusowa wyprzedaż. Straty z nawiązką odrobiły też Torpol oraz Trakcja.

Przemysłowe pozytywy

O ile na budowach praca wre, wiele fabryk w czasie pandemii musiało stanąć, jak np. zakłady Forte, Wieltonu czy Amiki. Papiery tych spółek potaniały w trakcie koronawirusowej bessy odpowiednio o 73 proc., 63 proc. i 49 proc. Później na papierach tych firm doszło do nawet kilkudziesięcioprocentowych zwyżek, więc można było sporo zarobić, ale do wejścia do grona ozdrowieńców wciąż jednak daleko. Najlepsza z tej trójki Amica jest bowiem za ostatnie trzy miesiące 28 proc. pod kreską, a najsłabsze Forte aż 52 proc., co jest jednym z najgorszych wyników na całej GPW. U inwestorów wciąż widać obawy nie tylko o bieżące wyniki, ale również bardziej odległą przyszłość.

Takich problemów nie ma natomiast Newag. Spółka na przełomie lutego i marca potaniała o 35 proc. w trzy tygodnie, i to mimo iż 25 lutego pojawiły się prognozy zarządu, że 2020 r. zapowiada się dla Newagu rekordowo. Przez kolejne dwa miesiące straty zostały jednak odrobione z nawiązką, a Newag od dołka urósł o 48 proc. Inwestorów przekonały m.in. zapewnienia, że produkcja w firmie odbywa się w miarę normalnie i na razie nie ma zagrożenia dla realizacji kontraktów. Pojawiły się także opracowania — jak np. raport UBS — mówiące, iż kolej może zyskać na obecnej sytuacji. O ile lockdown zaowocował zawieszeniem wielu połączeń, o tyle branża szybciej może powrócić do zdrowia niż linie lotnicze, a co za tym idzie — odbić lotnictwu pasażerów.

Siła dywidendy

Na niewielkim plusie jest już także m.in. PCC Rokita, choć początkowo akcjonariusze spółki musieli zmierzyć się z 42-procentową przeceną. W sumie od dołka wartość akcji chemicznej firmy wzrosła już o 75 proc. Pomogły w tym m.in. zwyżki cen sody kaustycznej. Spółka ma za sobą także ogromny program inwestycyjny, który znacząco zwiększył jej potencjał produkcyjny. Na te atuty zwrócili uwagę analitycy. W połowie maja pojawiły się dwie rekomendacje „kupuj”— od DM BOŚ i DM BDM.

Pozytywnie na notowania przełożył się także fakt, iż spółka jednak wypłaci dywidendę o aż 7-procentowej stopie. Wcześniej zarząd rekomendował przekazanie zysku za 2019 r. na kapitał zapasowy. Pozostanie przy dywidendzie wspomogło także notowania Leny, czyli producenta oświetlenia, który słynie z regularnego dzielenia się zyskiem z akcjonariuszami. Tegoroczny podział nie został jeszcze potwierdzony przez walne, ale zarząd proponuje, by mimo koronawirusa wpłacić 0,3 zł dywidendy na akcję, co przy obecnym kursie da stopę na poziomie 8,1 proc. Wola wypłaty została przyjęta przez akcjonariuszy jako sygnał, iż sytuacja w firmie jest stabilna.

Potwierdziły to dobre wyniki za I kwartał 2020 r. (przychody co prawda nieznacznie spadły, ale zysk wzrósł o 32 proc.). Na korzyść Leny działa także fakt, że drugi kwartał, na który w 2020 r. przypadł szczyt gospodarczej kwarantanny, sezonowo jest najmniej istotnym dla wyników okresem w roku. Dzięki tym pozytywnym czynnikom akcje Leny, choć w trakcie koronawirusowej bessy spadły o 36 proc., szybko odrobiły straty z nawiązką i w porównaniu ze stanem sprzed krachu są już na 6,4-procentowym plusie.

Psychologia odbicia

Tak gwałtowne odbicia notowań wielu spółek to efekt paniki, jaka zapanowała na giełdzie na przełomie lutego i marca. Gdy inwestorzy nieco ochłonęli i pojawiły się ogłoszenia dotyczące pakietów pomocowych oraz otwierania gospodarki, okazało się, że niektórym firmom pandemia może zaszkodzić mniej, niż zakładano. O szansach odbicia na gwałtownie przecenionych spółkach pisaliśmy na łamach „Pulsu Biznesu” 13 kwietnia w artykule „Koniec kwarantanny zmieni układ sił na GPW”.

— Gdy dobra spółka pokaże przez dwa- -trzy kwartały straty, to wcale nie staje się firmą kompletnie bezwartościową. Inwestorzy w panice wyprzedają akcje takich spółek, później jednak pojawia się rok, gdy zyski zaczynają wracać, a wraz z nimi kurs rośnie o kilkadziesiąt czy nawet kilkaset procent. Nawet modele wycen pokazują, że gdy jakościowym, rozwijającym się spółkom wytniemy przychodowo jeden rok i pokaże się tam strata, to jej całościowa wycena zmniejsza się o 5-10 proc. Wiele przecen z nawiązką uwzględnia już dekoniunkturę, która nas czeka — tłumaczył wówczas Piotr Żółkiewicz, przewodniczący komitetu inwestycyjnego w Zolkiewicz & Partners.

Warto zauważyć, że obecnie mediana stopy zwrotu spółek z GPW za ostatnie trzy miesiące (od początku koronawirusowej bessy) to właśnie 10 proc. Należy jednak pamiętać, że wciąż daleko do końca pandemii i nie wiadomo, jakie dokładne gospodarcze skutki za sobą pociągnie. Lockdown, z którego wychodzimy, to bowiem jedno, wiele zmian może być jednak długofalowych i uwidocznić się w wynikach z opóźnieniem. Dodatkowo wciąż ogromnym ryzykiem jest druga fala zachorowań, a także zakładowe ogniska koronawirusa. Przykład Górnego Śląska przypomina o tym dobitnie, a przecież ogniskiem mogą stać się nie tylko kopalnie, ale również zwykłe zakłady przemysłowe, co może zaowocować punktowym wstrzymaniem produkcji i nawrotem problemów dla spółek.